24-letni Patryk Palczyński zaginął ponad trzy lata temu, w czerwcu 2010 roku. Półtora miesiąca później z Bałtyku wyłowiono jego ciało. Mężczyzna miał skrępowane ręce w dwóch miejscach, a do tułowia przytroczone były dwie płyty chodnikowe. Było jasne, że został zamordowany. Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa uznała jednak, że mężczyzna skrępował się sam i popełnił samobójstwo, topiąc się. W grudniu 2011 roku umorzono postępowanie w tej sprawie.
Rodzina zaskarżyła tę decyzję, wskazując, że jej zdaniem 24-latek stał się ofiarą zabójstwa. Mówiono o wielu błędach popełnionych przez śledczych. Gdański Sąd Okręgowy przychylił się do zażalenia i nakazał prokuraturze wznowienie postępowania, przesłuchanie dodatkowych świadków wskazanych przez rodzinę i ponowne przeprowadzenie eksperymentu udowadniającego, czy mężczyzna rzeczywiście mógł sam się skrępować linami.
Po wykonaniu czynności zaleconych przez sąd, śledczy ponownie doszli do wniosku, że Patryk Palczyński najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Do dziś najbliżsi Partyka nie mogą zrozumieć, dlaczego mężczyzna miałby sam odebrać sobie życie.
O tej dziwnej, tajemniczej i tragicznej sprawie Tomasz Gawiński rozmawiał z matką Partyka, panią Julitą Palczyńską.