„Byliśmy w niewoli 21 dni”. Historia lekarki ze statku porwanego przez piratów

krzywousty

– Było podejrzenie, że przewozimy broń, a my mieliśmy bawełnę. Porwano nas przez pomyłkę – opowiadała w Radiu Gdańsk Krystyna Obolewicz- Dąbrowska, lekarz okrętowy na polskim statku m/s „Bolesław Krzywousty”, porwanym przez partyzantów. W audycji „Co za historia” opowiadała o wstrząsających wydarzeniach sprzed 25 lat.

3 stycznia 1990 roku zaatakowano statek „Bolesław Krzywousty” należący do Polskich Linii Oceanicznych. Kiedy jednostka była w drodze z portu w Sudanie do Massawy na Morzu Czerwonym, doszło do ataku piratów przeprowadzonego z dwóch szybkich łodzi motorowych.

OSTRZAŁ Z GRANATNIKÓW I BRONI MASZYNOWEJ

Statek był przez ponad dwie godziny ostrzeliwany z broni maszynowej i granatników, co wywołało szybko rozprzestrzeniający się na nim pożar. Uprowadzono całą załogę, która przez trzy tygodnie znajdowała się w niewoli partyzantów z Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei.

– Zaatakowały nas dwie łodzie uzbrojone w ciężką broń. Nie zginęliśmy, bo atak był prowadzony tylko z jednej burty. Strzelali bez przerwy dwie, dwie i pół godziny. Wpierw zniszczono mostek kapitański i wodociąg, więc woda zalewała korytarze – mówiła Krystyna Obolewicz- Dąbrowska. – Zginęlibyśmy wszyscy, gdyby doszło do ataku pół godziny wcześniej. Jedliśmy wtedy podwieczorek, a sala jadalna była z tej strony burty, którą zaatakowano.

ZAMIAST BRONI BYŁA BAWEŁNA

Lekarka pracująca na statku „Bolesław Krzywousty” uważa, że ostrzał prowadzono tylko z jednej strony burty, bo piraci obawiali się, że jednostka przewozi broń i dojdzie do wybuchu. Tymczasem pojawił się ogień. – Ostrzelano ładownię, a w niej była bawełna. Nie było tam broni.

Na statku było 31 osób – 30 członków załogi i żona jednego z marynarzy. Kapitan polecił, aby wszyscy przeszli na stronę, która nie była ostrzeliwana. Zginęła tylko jedna osoba – trzeci oficer, który był na mostku w momencie rozpoczęcia ostrzału. – Zginął nie od kul, ale od odłamków drewnianych z obudowy mostku. Zranienia były na całym ciele – od głowy do nóg, do kostki nawet.

ZGINĄŁ III OFICER

porwana lekarkaOficer, który zginął, uratował lekarkę przed śmiercią. To on ją zaalarmował, że zaczyna się atak. Gdyby została w swej kabinie, na pewno by zginęła. – Kiedy wróciłam na chwilę po kryte buty, bo miałam na nogach tylko klapki i PO książeczki żeglarskie, które akurat miałam w ambulatorium, zobaczyłam nad moją koją olbrzymią dziurę. W drzwiach mojej kabiny również była olbrzymia wyrwa.

NASTOLETNI PIRACI

Na statku szalał pożar. Porywacze podpłynęli z drugiej strony burty i kazali zejść załodze „Bolesława Krzywoustego” do jedynej łodzi ratunkowej, która ocalała. – Pokład był tak rozgrzany, że nie mogliśmy na nim leżeć. Albo się tu ugotujemy albo spalimy, albo zastrzelą nas. Kapitan powiedział: dobrze, ryzykujemy i schodzimy do łodzi.

Załoga nie wiedziała, czy ktoś odebrał jej wezwania o pomoc i czy ktoś wie o ataku. Po tym, jak z łodzi ratunkowej porwani przesieli się na dwie jednostki pirackie odkryli, że zaatakowali ich… nastolatkowie. – Mieli po 16, 17 lat. Nawet nie próbowaliśmy nawiązywać kontaktu wzrokowego z nimi, bo młodość i karabin nie idą w parze. Nie wiedzieliśmy, kim są nasi porywacze i dlaczego nas porwano.

TRZY TYGODNIE W NIEWOLI

– Na pierwszym przystanku, w jakiś chaszczach, poczęstowali nas bardzo słodką herbatą i dali nam kilka koców. Potem zaczęła się podróż łodziami na wyspę. Było bardzo zimo, woda nas zalewała. A potem trafiliśmy na wyspę, na której był upał – mówiła Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – Wędrowaliśmy w upale przez pustynię. Porywacze nas poganiali lufami karabinów. Byliśmy rozbici, porozumiewaliśmy się bez słów, tylko patrząc na siebie.

Załoga m/s „Bolesław Krzywousty” była w niewoli 21 dni. Nie mieli ze sobą ubrań. – Dosłownie byliśmy goli i bosi – podkreślała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. Ci, którzy zdołali coś zabrać ze statku, dzielili się z innymi. Obawiali się o życie i czy rodziny wiedzą, gdzie są.

– To było straszne. Byliśmy szczelnie oddzieleni od świata. Teraz mielibyśmy telefony komórkowe i byłby kontakt – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. Piraci mieli małe radio. – W BBC usłyszeliśmy o naszym porwaniu i odetchnęliśmy z ulgą, że świat wie.

AMERYKAŃSKA ODSIECZ

– Zostaliśmy uwolnieni przez Amerykanów. Przyjechali i powiedzieli, że już mogą nas zabrać – dodała lekarka. Ujawniła, że raz spotkali się z Erytrejczykiem, który mówił po polsku. – Powiedział, że studiował w Polsce. Uspokajał, że wszystko jest ok, niedługo zabierze nas samolot do Polski. Spotkaliśmy się z nim tylko raz.

Gościem audycji „Co za historia”, którą prowadził Wojciech Suleciński, był także Ryszard Leszczyński, autor trzytomowej monografii „Tragedie rybackiego morza” i czterotomowej monografii „Ginące frachtowce”.

Posłuchaj audycji

Marzena Bakowska/mat
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj