Ratownicy morscy domagają się podwyżek. „Z takimi kwalifikacjami na wolnym rynku zarobimy 5-6 razy więcej”

Ratownicy morscy protestują od 5 lipca. Budynki Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa na całym Wybrzeżu zostały oflagowane. Czego domagają się strajkujący? Jaka jest obecnie ich sytuacja? Na ten temat w audycji „Głos Pracownika” mówił Dariusz Słomiński, przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.

Dariusz Słomiński nakreślił sytuację protestujących. – Od 1 maja tego roku zostało nam obniżone wynagrodzenie. W związku z tym protestujemy przeciwko takiemu postępowaniu, głównie rządu, bo to rząd odpowiada za bezpieczeństwo na morzu i to rząd finansuje naszą firmę, daje nam pieniądze na wynagrodzenia. I w maju rząd obciął nam te wynagrodzenia o pięć procent – mówił.

Przewodniczący podkreślał, że zarobki pracowników Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa od dłuższego czasu spadają w stosunku do najniższej krajowej. – Kiedy Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa powstawała w 2002 roku, wynagrodzenia marynarzy odpowiadały prawie dwóm najniższym krajowym. Dzisiaj to jest mniej niż najniższa krajowa. Zarobki kapitana przekraczały trzy najniższe krajowe, dzisiaj to jest półtorej takiej pensji – wyjaśniał.

Związkowiec wskazywał też, że zarobki osób zatrudnionych w sektorze rekreacyjnym, mających takie same kwalifikacje, są diametralnie większe. – Są ogłoszenia o pracę dla kapitana na statku wycieczkowym na 14 000 złotych. Jak to się ma do statku, który ma ratować ludzi? – pytał retorycznie.

Gość Radia Gdańsk stwierdził, że rozmowy z rządem jak na razie nie przyniosły pozytywnych efektów. – Ostatnio odbyły się dwie Komisje Gospodarki Morskiej na temat ratownictwa morskiego i zapaliło się dla nas małe światełko w tunelu. Komisja przyjęła dezyderat, w którym zwracamy się do rządu o podniesienie naszego funduszu płac o pięć milionów złotych. Chciałem zaznaczyć, że w naszej firmie pracuje trzysta osób. Dla kraju pięć milionów złotych to jest w całym budżecie jak dziesięć groszy. Dla nas pięć milionów złotych powoduje podwyżki o około tysiąc złotych na etat – tłumaczył.

Dariusz Słomiński odniósł się też do sytuacji kadrowej, którą określił jako „mało ciekawą”. – Praca jest niebezpieczna i żeby przyjść na statek ratowniczy, trzeba mieć kwalifikacje morskie, a z takimi samymi kwalifikacjami na wolnym rynku człowiek zarobi 5-6 razy tyle, co w ratownictwie – mówił.

Jakie są plany związkowców? – Na razie protestujemy. Na początku lipca został przyjęty wspomniany dezyderat. Z informacji wiemy, że rząd ma miesiąc na odpowiedź. Myślę, że w ciągu tego miesiąca wyjaśni się, czy rząd da nam pieniądze na wynagrodzenia, czy też nie. Jeżeli nie, to będziemy myśleć nad kolejnymi krokami – mówił przewodniczący.

Dariusz Słomiński podkreślał, że protest Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa z oczywistych powodów jest nietypowy. – Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby powiedzieć „Strajkuję” i nie wyjść do akcji, jak ktoś będzie się topił. To nie tak. Dlatego nasz protest polega głównie na informacji i na uświadamianiu ludzi, że kolejny rząd ma w nosie ich bezpieczeństwo na morzu. Może powiedziałem ostro, ale twierdzimy, że kolejny rząd oszczędza na bezpieczeństwie osób, które pływają na morzu zawodowo lub rekreacyjnie jachtami albo żaglówkami – podkreślał.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj