Jacek Kurski, europoseł Solidarnej Polski

– Jeśli Platforma spadnie poniżej 20 procent, Donald Tusk będzie musiał ratować się przyspieszonymi wyborami, żeby ocalić, co się da i żeby uniknąć wymierzonego przez historię wyroku za sześć lat niespełnionych obietnic, powiedział w Rozmowie kontrolowanej Jacek Kurski, europoseł Solidarnej Polski.
Mariusz Nowaczyński: Dzień dobry, Panie pośle.
Jacek Kurski: Dzień dobry. Witam Pana, witam.

MN: Nie pytam już Pana o spóźnienie, bo to przecież trochę standard, ale spytam Pana o to, czy nie zaczyna Pan żałować, kiedy widzi Pan całą serię sondaży, które dają PiS przewagę 9-11 nawet procent nad Platformą? A widziałem wczoraj sondaż, w którym Solidarna Polska ma 1% poparcia mniej, niż Nowa Prawica Korwin-Mikkego.
JK: Zaczął Pan od nieładnej zaczepki. Dobrze Pan wie, że umówiliśmy się na to spóźnienie, czy bardzo uprawdopodobniliśmy, że ono będzie, bo jadę prosto z Sopotu. A jak Pan wie, trzeba przestrzegać przepisów, więc bardzo Państwa przepraszam, ale nie jestem winny temu spóźnieniu. A propos przepisów chciałbym wyrazić żal, bo to jest jedyna okazja, gdzie tytuł mojego wywiadu w „Rejsach” w ostatni piątek, bardzo zresztą sympatycznego i dobrze zrobionego, został obrócony bardzo absurdalnym tytułem na pierwszej stronie „Dziennika Bałtyckiego”, z którego wynika, że ja łamię przepisy, bo robię to dla wyborców. Tak się dorabia gębę, komuś kto niczego nie powiedział, a robi się z niego kabotyna, który z lubością łamie przepisy. Tak nie jest, przepisów trzeba przestrzegać.

MN: To niech Pan powie, czy już Pan zaczyna żałować, że rozstaliście się z Jarosławem Kaczyńskim.
JK: Nie, nie zaczynam, dlatego że trzykrotnie poddaliśmy się próbie wyborczej pod szyldem Solidarnej Polski i trzykrotnie znacząco przekroczyliśmy próg. Dostaliśmy 14% w Kazimierzu Wielkim w styczniu tego roku podczas wyborów burmistrza. Dostaliśmy 6% w Elblągu w czerwcu tego roku w wyborach na prezydenta miasta. I tydzień temu na Podkarpaciu…

MN: Ale to bezpośrednie wybory, okręgi jednomandatowe.
JK: A co to ma do rzeczy? Tydzień temu na Podkarpaciu były wybory parlamentarne do Senatu. Czyli już parlamentarne, gdzie partie występują. Okręg był tak trudny, że nawet Palikot nikogo nie wystawił. SLD nie wystawiło nikogo, poparło kandydata PSL. Solidarna Polska uzyskała trzeci wynik – 11,9%, znacząco przekraczając próg wyborczy, po raz kolejny. Średnia z tych trzech prób…

MN: Nie może Pan przekładać tego na cały kraj...
JK: Dlaczego nie?

JN: Bo w ten sposób PIS miałoby już dzisiaj 60%, a nie 30 procent.
JK: Ale w Rybniku 28, a w Elblągu 29, więc da się to wyważyć.

MN: Czyli nie ma Pan żadnych wątpliwości, że idziecie dobrą drogą i że da wam to i Parlament Europejski, i potem parlament krajowy?
JK: Nie mam wątpliwości, dlatego że, i to jest pretensja do sondażowni, które nie wyciągają żadnych wniosków z rzeczywistości społecznej. Nowe partie, które mają nieosłuchane jeszcze nazwy, nie są w stanie przebić się do sondaży. Analogia, jaką podniosę z Ruchem Palikota, Palikot jak założył swoją partię miał przez rok równo zero w sondażach, bo po prostu nikt nie wierzył, że on jako klon Tuska wystawi jakąś własną listę. Tak samo myśli się on nas, jesteśmy twarzami PiS: Ziobro, Cymański…
MN: No może kłopot w tym, że nie umiecie się odróżnić od PiS?
JK: Próbujemy się odróżnić. Natomiast w sondażach to nie znajduje wyrazu. Po co są sondaże? Sondaże są po to, że jak nie ma wyborów, żeby dać nam pojęcie, jak one by wyglądały. Jeżeli mamy wybory, w których startuje Solidarna Polska i średnio ma w nich 10,5%…

MN: To jest bardziej miarodajne dla Pana, niż jakiekolwiek sondaże?
JK: Oczywiście, że tak.

MN: Powiedział Pan ostatnio o prezesie Kaczyńskim, że w 2015 roku to będzie jego ostatnie wielkie rozdanie, bo będzie miał 66 lat i będzie miał taki wybór, czy utrzyma ten monopol na prawicę, ale nie wygra wyborów dla siebie, czy podzieli się z opozycją prawicową i wygracie wspólnie. Myśli Pan, że rzeczywiście jest taki dylemat przed Jarosławem Kaczyńskim?
JK: Oczywiście, że jest dylemat taki, dlatego że prezes PiS nie potrafi porzucić tej tęsknoty za monopolem. W imię tego monopolu wyrzucił nas z PiS. W imię tego monopolu walczy również z Solidarnością, jak Solidarność robi protest, którego on nie kontroluje. Z tego powodu, nie wszedł najpierw w procedurę odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, bo kto inny to zaczął, tego żywiołu nie kontroluje… Z Solidarnością nie chciał, bo nie kontrolował tej demonstracji.

MN: Widział też dynamikę lewicowych ugrupowań.
JK: Która to dynamika nie przeszkadzała temu samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu i Błaszczakowi przemawiać pod Sejmem, protestując przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Związku z czym to są tylko preteksty. Jest problem monopolu Jarosława Kaczyńskiego, który on musi mieć, zamiast pomyśleć w kategoriach współpracy na prawicy, poszanowania partnerów.

MN: Podobnie do Pana dzisiaj „Newsweek” pisze, bo jest takie zdanie w analizie dot. prezesa Kaczyńskiego „nie zdobędzie pełni władzy bez utrzymania monopolu na prawicy, ale utrzymaniem monopolu nie daje szansy na pełnie władzy”, więc taka kwadratura koła. A jeśli to się nie spełni i prezes Kaczyński wygra w 2015 roku na tyle, żeby samodzielnie rządzić, to co?
JK: Nie wyga samodzielnie, dlatego że mając monopol zawsze popełni błędy, zawsze chlapnie coś o Angeli Merkel, da się sprowokować. 60% na Podkarpaciu to jest odpowiednik 30% w kraju. Potrzebne jest dopełnienie oferty opozycyjnej. Takim dopełnienie jest Solidarna Polska i prezes zamiast robić wszystko żeby nas zniszczyć, powinien chcieć z nami współpracować.

MN: Na razie pewnie uważa, ze jesteście za słabi.
JK: Niech pan posłucha … to są metody, które zastosował PiS na Podkarpaciu, widząc że nasz kandydat ma 20% w sondażach. Oni mieli te sondaże i my mieliśmy te sondaże. Próba zniszczenia człowieka, który był legenda podkarpackiej Solidarności, który dostał złoty Krzyż Zasługi od Lecha Kaczyńskiego, który był przywódca strajków w stanie wojennym.

MN: Ale widzi Pan, że te spory między wami są zupełnie nieczytelne dla większości ludzi. Chce Pana o coś innego zapytać, czy nie wydaje się Panu, że prawica polska staje się prawica? Jarosław Kaczyński wczoraj w Częstochowie mówi tak: Chcę, żeby Polska stała się państwem ludzi pracy, która chroni prace i prowadzi taka politykę, która zapewnia ludziom pracę. Czy Panu ta retoryka coś przypomina?
JK: Polskę Ludową, ale akurat nic złego w tym nie ma. Pod warunkiem, że jeżeli ma się władze i ma się 7% wzrost gospodarczy, tak jak Jarosław Kaczyński w 2007 roku i ma się dwadzieścia kilka mld złotych ekstra dzięki temu wzrostowi do wydania, to żeby się dawało ludziom rzeczywiście pracę, żeby się chociaż o złotówkę podniosło zasiłki na dzieci, chociaż o złotówkę Kaczyński podniósł próg upoważniający do pomoc socjalnej. Nie kiwnął w tym względzie palcem. Uległ całkowicie Polsce liberalnej. Realizował Polskę liberalną.

MN: Pewnie już tego żałuje. Myśli Pan, że Zyta Gilowska byłaby dzisiaj znowu ministrem finansów, gdyby Jarosław Kaczyński wygrał?
JK: Kiedyś powiedział, że ona by była, tzn. że nic nie zrozumiał z tej lekcji. Jedynym politykiem, który przeciwko temu protestował był lider Solidarnej Polski Tadeusz Cymański, z naszego tutaj okręgu, wiec mamy czyste sumienie. W związku z tym zgadzam się z tą retoryką, ale właśnie po to jest Solidarna Polska, żeby już nigdy Jarosław Kaczyński nie odszedł od programu Polski solidarnej.

MN: Jeszcze na koniec. Pan z tymi postulatami związkowców się rozumiem utożsamia. A czytał Pan analizy np. „Rzeczpospolitej” albo też eksperckie konfederacji pracodawców, że spełnienie tych postulatów kosztowałoby w ciągu 7 lat 150 mld złotych budżet państwa i kilkaset tysięcy nowych bezrobotnych.
JK: Wiadomo, że spełnienie obietnic związkowców narusza interesy pracodawców, ale uważam, że może być w tej sprawie kompromis, że nie trzeba przeciwstawiać się interesom świata pracy…

MN: … Że budżet wytrzymałby obniżenie wieku emerytalnego i przywrócenie specjalnych emerytur.
JK: Nie. Budżet wytrzymałby dobrowolność, żeby ci, którzy chcą pracować dłużej, mogliby, bo jest bardzo wielu takich ludzi. Dobrowolność by wytrzymał. Budżet np. by wytrzymał jedno systemowe rozwiązanie. Dzisiaj jest prozę Pana tak, że ZUS wynosi prawie tysiąc złotych, co jest bariera zatrudniania ludzi, a jednocześnie 36% osób na umowach śmieciowych nie płaci tego ZUS. Co można zrobić? Obniżmy ZUS do 600 zł i obejmijmy tym ZUSem wszystkie umowy. Efekt dla budżetu będzie neutralny, z czasem efekt będzie dobry, bo powstaną miejsca pracy. Ludzie będą objęci ochroną socjalną. I zacznie się kręcić. To są rozwiązania, które z jednej strony pomagają pracodawcą, a z drugiej strony, pomagają pracownikom. I w tym kierunku powinno iść państwo, żeby nie przeciwstawiać interesów ludzi pracy pracodawcom.

MN: Czyli właściwie mówi Pan to samo, co Jarosław Kaczyński, co mówi przewodniczący Solidarności Duda.
JK: Ale podajemy konkretne rozwiązania. Płaca minimalna tu o 40 złotych się kłócimy w zasadzie. I powinno to stanąć na 1700 i będzie kompromis.

MN: Na koniec i proszę o jedno zdanie odpowiedzi. Wierzy Pan w samorozwiązanie Sejmu albo w rozwiązanie pod naciskiem związkowców?
JK: Wierzę wtedy, kiedy Tusk spadnie poniżej 20% jako Platforma. i będzie musiał się ratować ucieczką do przodu. Wtedy mogą być przyspieszone wybory, na zasadzie ratować co się da, żeby uniknąć wymierzenia przez historię ostatecznego ciosu i wyroku za 6 lat niespełnionych obietnic.

JN: Bardzo dziękuję za rozmowę.
JK: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj