Leszek Miller, przewodniczący SLD

– Związki zawodowe pokazały swoją siłę, swoje znaczenie. Teraz rząd powinien wykonać ruch. Jeżeli premier chce przełamać impas powinien wysłać sygnał do głownych central związkowych, że ma nowe propozycje, powiedział Leszek Miller przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie przewodniczący, witamy.
Leszek Miller: Dzień dobry pani, dzień dobry Państwu.

AM: Jak dzisiaj nastrój? Dobry?
LM: W Warszawie siąpi, jest pochmurno i przypominamy sobie o jesieni, która zbliża się wielkimi krokami.

AM: Mamy jesień, a przewodniczący Solidarności Piotr Duda mówi, że związkowcy mogą nie czekać do wiosny. Jak rozumiem, straszy Donalda Tuska?
LM: Nie sądzę, żeby to było straszenie. Natomiast niewątpliwie związki zawodowe pokazały swoją siłę, znaczenie. To jest niewątpliwie sukces organizacyjny i także sukces merytoryczny.

AM: Co teraz po tym sukcesie? Jak go zagospodarować? Kolejne protesty czy jednak usiąść z premierem, Ministrem Pracy do stołu?
LM: Powinno się wznowić negocjacje w komisji trójstronnej. Tylko że ruch należy do rządu. Dlatego że kiedy w negocjacjach pojawia się impas, to wszyscy patrzą się na najsilniejszego partnera. Niewątpliwie najsilniejszym partnerem jest rząd i szef rządu.

AM: Ale Minister Pracy mówi, że możliwy jest dialog na temat, on mówi ogólnie, płacy minimalnej. Więc rozumiem, że może chodzi o jakieś podwyższenie płacy minimalnej. Choć mówi, że co do elastycznego czasu pracy, to pola do rozmów nie ma. Czy to Pana zdaniem jest wystarczający gest ze strony rządowej, związkowcy powinni usiąść do stołu?
LM: Nie, to jest za mało dlatego że problem tkwi właśnie w szefie komisji trójstronnej. Przewodniczącym tego ciała i tak bywało w historii jego funkcjonowania był polityk, który w rządzie ma bardzo silną pozycję. Chodzi bowiem o to, że jeżeli strony dochodzą do jakiegoś porozumienia, to powinny mieć pewność, że to zostanie wyegzekwowane na posiedzeniu rządu. Uważam, że obecny przewodniczący ma oczywiście dobre chęci. Ale z obecnym przewodniczącym tak nie jest. I to jest jeden z problemów, który zresztą bardzo irytuje związkowców.

AM: Ale to nie jest ich problem mentalny?
LM: Nie, bo coś się ustala, a potem okazuje się, że Rada Ministrów tego nie przyjmuje. Więc związkowcy słusznie uważają, że szkoda czasu.

AM: Czyli musiałby to być Donald Tusk? Nikt inny?
LM: Nie, nigdy premier nie był szefem tej komisji. Ale ponieważ w rządzie niewątpliwie najważniejszą osobą podejmującą strategiczne decyzje finansowe i gospodarcze jest Minister Finansów, to niech pan premier Tusk szefem tej komisji mianuje pana wicepremiera Rostowskiego.

AM: I myśli Pan, że będzie lepiej?
LM: Będzie lepiej dlatego że jak pan minister Rostowski na zakończenie rozmów powie „tak”, to będzie „tak” na Radzie Ministrów. A jak powie „nie”, to wszyscy będą wiedzieli, że jest „nie”.

AM: Co by Pan dzisiaj zrobił na miejscu Donalda Tuska? Dążył do jakiegoś spotkania, rozmowy, szedł na jakieś ustępstwa? Myśli Pan, że Donald Tusk przestraszył się tych demonstracji, manifestacji w Warszawie?
LM: Nie ma powodów się przestraszać, bo dobrze wiemy, że rząd będzie trwał dotąd dopóki będzie miał większość parlamentarną. I nic nie wskazuje na to, żeby tę większość utracił. Natomiast jeżeli premier chce przełamać impas, to powinien przekazać stosowny sygnał do głównych central związkowych, że ma jakieś nowe propozycje. I powinien nazwać te propozycje i zaprosić do rozmów celem przyjęcia nowego pakietu. Jestem przekonany, że związki zawodowe by się stawiły na takie spotkania.

AM: A myśli Pan, że Donald Tusk to zrobi?
LM: Nie wiem. Nie siedzę w głowie pana premiera.

AM: Niektórzy mówią, że Pan doradza.
LM: To są plotki pani redaktor.

AM: A niech mi Pan powie dlaczego się tak plotkuje? To taki przypadek, że ciągle się o tym plotkuje i dziennikarze ciągle Pana o to pytają?
LM: Może dlatego że ja uważam, że politycy, którzy rywalizują ze sobą, nie muszą zawsze okładać się pięściami, wylewać na siebie kubłów nieczystości. I jeżeli ja mówię coś miłego o Panu premierze Tusku, to mówię to z przekonaniem. Mogę to powtórzyć, że np. imponuje mi, że dwa razy jego partia wygrała wybory. To się nikomu nie udało. Że ma taką mocną pozycję we własnym ugrupowaniu. Każdy szef partii politycznej o tym marzy.

AM: Ale specyfiką lidera opozycji nie jest chwalenie tego, który jest liderem rządzącej partii, ugrupowania?
LM: To zależy jaką się jest opozycją. Jak się jest opozycją bezrozumną, to zawsze mówi się „nie” i wylewa się kubły pomyj przy każdej okazji. Jak się jest opozycją rozumną, to wtedy kiedy trzeba coś skrytykować, to się krytykuje. Jak można coś pozytywnie ocenić, to się ocenia pozytywnie. Ja jestem przedstawicielem opozycji rozumnej.

AM: A kto jest opozycją bezrozumną?
LM: Wystarczy popatrzeć na salę sejmową.

AM: To niech Pan mówi, bo ja nie dzielę opozycji na rozumną i bezrozumną.
LM: Jeżeli poważne ugrupowanie parlamentarne w czasie ważnych głosowań m.in. dotyczących budżetu wychodzi z sali, to jak to można zakwalifikować? Przecież my, posłowie zawieramy z naszymi wyborcami swego rodzaju umowę. Ta umowa zobowiązuje nas do pracy w parlamencie. Także udziału w głosowaniach, w pracach komisji. Jeżeli posłowie demonstracyjnie wychodzą, to zrywają tę umowę. To jest działanie bezrozumne.

AM: Panie przewodniczący, Pan ciągle powtarza, że chce na tyle wygrać wybory parlamentarne, by móc zdecydować o ewentualnej koalicji. Ale jak tak obserwuję choćby działalność i aktywność SLD na Pomorzu, w Gdańsku, w innych miastach, to jakoś tutaj nie widzę determinacji do wygrywania wyborów.
LM: To się okaże przy ważnej próbie jaka będzie za nieco więcej niż rok, czyli wybory do samorządów lokalnych. Bo to będzie taki pierwszy sprawdzian, który pokaże na poziomie lokalnym. Ale przecież wiemy, że samorządy mają coraz więcej władzy, niestety nie mają coraz więcej pieniędzy. I wtedy się przekonamy. A okazji do zabierania głosu jest aż nadto. Chociażby to co się dzieje w pomorskim NFZ, w pomorskiej służbie zdrowia, ta pełzająca prywatyzacja. Też sytuacja w szpitalu w Wejherowie czy na Zaspie.

AM: Będziecie mieli kandydatów we wszystkich większych miastach jeśli chodzi o wybory bezpośrednie?
LM: Nowy system kontraktacji usług medycznych, który doprowadził do chaosu. Można tylko współczuć mieszkańcom Pomorza, że zetknęli się z taką bezdusznością i niestety niewiele się zmienia ze strony rządzącej.

AM: Kto będzie kandydatem na prezydenta Gdańska?
LM: Będziemy mieli kandydatów, ale w tej chwili nie mogę o tym mówić, bo trwają rozmaite konsultacje. Ale w stosownym momencie przedstawimy listę. Czas wymyślono m.in. po to, żeby nie robić wszystkiego w tym samym momencie.

AM: A gdzie, Pana zdaniem, możecie wygrać wybory na Pomorzu? Tak realnie. Nie pytam o chciejstwo, pytam o realne szanse.
LM: To w dużej części zależy od naszych kandydatów, od kandydatów na radnych. W części rejonów, które nie są na prawach powiatu będziemy po raz pierwszy mieli wybory w oparciu o ordynację większościową, a nie proporcjonalną. Zakładamy, że nasi kandydaci będą tak znakomici, że są w stanie wygrać wszędzie. A jak będzie, to zależy od mieszkańców Pomorza.

AM: A Pan w jakich wyborach będzie startował w najbliższym czasie? Do Parlamentu Europejskiego?
LM: W żadnych.

AM: W parlamentarnych też nie?
LM: Parlamentarne to nie jest najbliższy czas. Są dopiero za dwa lata. Nawet więcej niż za dwa.

AM: Panie przewodniczący, niech mi Pan powie, jutro w Sejmie jest organizowana przez was taka konferencja pod hasłem „Zwycięstwo socjaldemokracji 20 lat po wyborach parlamentarnych 1993 roku”. Po co? Przecież trzeba wygrywać kolejne wybory, a nie świętować dwudziestolecie wygranych wyborów.
LM: Każda partia musi mieć źródła swojej dumy. I źródłami naszej dumy są zwycięstwami wyborczymi w czasie polskiej transformacji. Niestety odnosiliśmy także rozmaite porażki. Ale nie ma partii politycznej, która ukrywa swoje sukcesy głęboko do szuflady. Również SLD nie ma zamiaru tego robić.

AM: Jeszcze jedno pytanie o ujawnionych w prokuraturze zeznaniach specjalistów z komisji Macierewicza. Pan wczoraj powiedział, że z niektórymi poglądami nie powinno się polemizować, tylko powinno się je leczyć. Muszę przyznać, że błyskotliwe, ale to nie buduje płaszczyzny porozumienia.
LM: Ja nie zamierzam się porozumiewać z panem Macierewiczem czy z tymi ekspertami, którzy się kompromitują i uczestniczą w czymś karygodnym. Mianowicie w oszukiwaniu Polaków i wmawianiu, że w Smoleńsku zdarzył się zamach. Gdy tymczasem była to tragiczna, ale po prostu katastrofa lotnicza. Jak się czyta protokoły zeznań tych ekspertów, to można przywołać znaną tezę, że czasem lepiej się nie odzywać i być podejrzewanym o głupotę, niż się odezwać i rozwiać wszystkie wątpliwości.

AM: To dziękuję i do usłyszenia.
LM: Dziękuję bardzo. Do widzenia.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj