– Nie do końca sprawdziły się oczekiwania biznesowe naszego ukraińskiego partnera. Cały biznes miał polegać na tym, że ukraińska, tańsza stal miała pomóc w tym kryzysie stoczniowym, znaleźć niszę i kontynuować zadania. Niestety, nasz partner nie radzi sobie w tym przedsięwzięciu, powiedział minister gospodarki Janusz Piechociński w programie Rozmowa kontrolowana.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie premierze, witam.
Janusz Piechociński: Dzień dobry, witam.
AM: Wczoraj stanęła produkcja w stoczni. Stoczniowcy protestowali, bo mają już dość wypłat na raty. Dostają pensje na raty, a zarząd firmy boksuje się z Agencją Rozwoju Przemysłu. Pan przygląda się trochę tej sytuacji w stoczni? Ona musi upaść?
JP: W nadzorze właścicielskim jest Minister Skarbu. Tam jest taki problem, że nie do końca spełniły się oczekiwania biznesowe naszego ukraińskiego partnera, bo cały biznes miał polegać na tym, że polska, dobra stocznia ze świetnymi inżynierami i pracownikami, ukraińska tańsza stal. I w kryzysie europejskiego przemysłu stoczniowego uda się znaleźć niszę i kontynuować zadania. Od jakiegoś czasu, kiedy okazało się, że ukraiński partner nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, partner wciągał Agencję Rozwoju Przemysłu i oczekiwał dalszego wsparcia. Jednocześnie mieliśmy sygnały, że od strony biznesowej nie radzi sobie w tym przedsięwzięciu.
AM: Panie premierze, to znaczy, że nie można dać się wciągać?
JP: Nie może być tak, że kolejne pół roku czy rok ukraiński właściciel stoczni będzie podtrzymywał produkcję na koszt polskiego podatnika i de facto Agencji Przemysłu. W związku z tym polecam zaproszenie stosownego Wiceministra Skarbu, który wszystko wyjaśni.
AM: Czy to jest trochę tak, że politycy położyli przysłowiowy krzyżyk na Stoczni Gdańsk? Że także agencja rządowa i firmy powiązane z rządem popierają już zupełnie inny pomysł na stocznię? A nie Stocznię Gdańsk?
JP: Myślę, że to jest nie tylko historyczne nasze wspólne zobowiązanie. Przecież w przyszłym roku mamy 25-lecie polskiej transformacji, tej wielkiej przemiany, która odmieniła oblicze naszego świata, i tego w Polsce, i tego w Europie. 15-lecie obecności w NATO, 10-lecie w Unii Europejskiej. Choćby w tym symbolicznym wymiarze polscy politycy, bez względu na legitymację, chcieliby, żeby ta stocznia żyła, dawała chleb ludziom, płaciła stosowne podatki. Wydaje się, że tutaj ewidentne błędy leżą po stronie ukraińskiego inwestora.
AM: Pan apelował o przywrócenie dialogu. Mówił, że zwykli ludzie jeszcze nie odczuwają ożywienia gospodarczego. O przywrócenie dialogu także w kontekście tego co dzieje się na linii związki zawodowe a rząd.
JP: Po prostu mamy bardzo różne oceny, które zupełnie do siebie nie przystają. Ekonomiści, choćby we wczorajszych wypowiedziach, na przedwczorajszym forum mówią bardzo wyraźnie, że jest trwałe ożywienie w polskiej gospodarce. Na kongresie w Krynicy premier ogłosił zakończenie kryzysu, przejście do fazy ożywienia gospodarki europejskiej. Jestem bardziej wstrzemięźliwy, bo patrzę na to tak, że jeszcze kontynuacja dramatu Syrii spowoduje zwiększenie o 20 czy 30 dolarów za baryłkę ceny ropy. Może się okazać, że taki kraj jak nasz przejdzie w fazę nie tego dynamicznego ożywienia, którego bardzo chcemy, tylko znowu spowolnienie na poziomie pół, jednego, półtora proc. PKB. Trzy duże kraje europejskie, których gospodarki są jeszcze przed nami: Włochy, Francja i Hiszpania znajdują się w dramatycznie trudnej sytuacji.
AM: Chce mi Pan powiedzieć, że związkowcy powinni to zrozumieć?
JP: Nie, ja tylko pokazuję dysonans między ocenami polityków, którzy jak są w opozycji, to czarnokraczą i mówią, że w Polsce nic się nie udaje, a jak są w koalicji to łapią się każdego sygnału ze świata czy z Europy, że ożywienie jest pewne. Ta stara prawda mówi wprost, że musimy mieć minimum 3,5 proc. wzrost PKB, żeby to było odczuwalne dla minimum połowy polskich gospodarstw domowych. Więc te ostatnie tygodnie, miesiące czy kwartały to po pierwszym mało udanym kwartale wreszcie jest ożywienie. Ale przypomnę, że eksport jako główna siła tworzenia nowych miejsc pracy, poprawiania koniunktury i utrzymywania polskiego PKB to jest za mało. Jeszcze muszą dojść do tego inwestycje i racjonalne pobudzenie konsumpcji. Stąd ja jeżdżę, gdzie tylko mogę, spotykam się z różnymi środowiskami, jak mogę bronię dobrego imienia i ruchu związkowego, a przed ruchem związkowym pracodawców. Myślę, że tutaj to czarno-białe myślenie w kategoriach, że to krwiopijcy, kapitaliści albo nomenklatura, która się uwłaszczyła w ustach jednego jest po prostu niesprawiedliwa.
AM: Ale kto dzisiaj musi się spotkać i gdzie jest to pół drogi?
JP: Moje pół drogi jest takie, że stale prowadzę dialog. Stąd po pierwsze, powołałem zespół do monitorowania praktycznych skutków tego elastycznego czasu pracy. I tutaj zapraszam ekspertów, strony związkowe, pracodawców, a także Państwową Inspekcję Pracy do tego, żeby monitorowali każdy przypadek. Jeśli po roku okaże się, że to narzędzie będzie nadużywane przez pracodawców, to nie Minister Pracy w imieniu związkowców, obywateli, pracobiorców, ale Minister Gospodarki przyniesie do rządu i parlamentu korektę tego rozwiązania. To jest dla mnie oczywiste. Druga, bardzo istotna sprawa. Przedwczoraj powołałem bardzo potrzebny z praktyków sądownictwa, obszaru mediacji, dlatego że w sądach gospodarczych mamy prawie 960 tysięcy spraw, często bardzo zaległych, które są kulą u nogi. A mamy tylko trzy tysiące spraw, które na osi kontaktów gospodarczych zostały rozwiązane poprzez mediacje.
AM: Ale wie Pan, że jakby tu siedział dzisiaj związkowiec, to powiedziałby, że może Pan i powołuje zespoły, ale on potrzebuje konkretnych zapewnień i decyzji.
JP: To bardzo proszę. Konkretne zapewnienia i decyzje są takie, że prowadzimy dialog także na poziomie poszczególnych zakładów pracy, branż. Rozumiem, że nie spełnię oczekiwania ruchu związkowego z ostatnich manifestacji, żeby ten rząd wyrzucić na śmietnik historii. Bo nie wyrzucaniem nikogo na śmietnik historii zmienia się sytuacja na rynku pracy. Mam świadomość, że dziś jak nigdy dotąd jest potrzeba racjonalności i wspólnoty działania także pomiędzy pracodawcami a pracobiorcami. W tym i ruchem związkowym.
AM: Czyli to musi być komisja trójstronna? Nie może być inaczej?
JP: Zdecydowanie przeciwstawiłem się tym pomysłom, żeby dokręcać śrubę związkowcom. Choć w niektórych kręgach poselskich były wyraźnie takie pomysły, że mam odwagę nie tylko iść do związkowców i bronić dobrego imienia przedsiębiorców. Ale idąc na spotkanie z przedsiębiorcami z mojej inicjatywy, bronić dobrego imienia związków zawodowych.
AM: Może Pan powinien stanąć na czele komisji trójstronnej?
JP: Zwracam uwagę, że doprowadziliśmy do wypaczenia istoty komisji trójstronnej. Zrobiliśmy z niej ring, w którym z jednej strony pracodawcy, a z drugiej związkowcy walczą z rządem. A przecież istota komisji trójstronnej miała polegać na tym, żeby było to ciało budujące mediacje pomiędzy często skrajnymi, dalekimi od siebie oczekiwaniami świata pracodawców i świata pracowników.
AM: Myśli Pan, że formuła się wyczerpała?
JP: Do formuły też potrzeba postaw. Twierdzę, że nie mamy do czynienia z kryzysem społeczno-gospodarczym naszego świata wobec tej niepewności, ale z kryzysem postaw. Jeśli nie potrafimy wyeksponować tego, co nas Polaków przede wszystkim łączym, tylko ciągle eksponujemy to co nas dzieli. Zakładamy, że jest jakiś mechanizm trochę innych związań, choćby w obszarze innych warunków funkcjonowania sektorów BPO. Polska stała się trzecim po Indiach i Malezji sektorem, w którym przybyło 60 tysięcy miejsc pracy, obsługi na odległość, w internecie wielkich firm i korporacji. Ci pracownicy, którzy idą do pracy muszą się spodziewać tego, że pracują w czasie realnym. I Tokio, i San Francisco. To jest pytanie, czy w tym razie za ich pracę na trzecią zmianę, w sobotę i niedzielę, tak jak w innych branżach, wynagradzać. To jest także pytanie do związkowców, czy my chcemy tych 60 tysięcy miejsc pracy za rok, za półtora, czy też ich nie chcemy. Bo okaże się, że za chwilę nie będziemy konkurencyjni, a staliśmy się hubem nie tylko w Europie Środkowo-Wschodniej, ale w Europie tego rodzaju pracy. I myślę, że wiele środków akademickich, zdolnej młodzieży, szczególnie młodych dziewcząt, które trochę znają angielski, douczą się i znają komputer mogłoby obsługiwać wielkie korporacje za przyzwoitą pensję z ZUSem. Odpowiedzialność za te procesy nie spoczywa tylko na mnie, polityku, Ministrze Gospodarki. Także na stronie społecznej, bo jeżeli będziemy traktować to i zapominać, że bardzo ważna jest konkurencyjność polskiej gospodarki, a mówimy to po moich licznych spotkaniach na targach TRAKO. Taka jest nowa oferta, wychodzimy na rynek poza. Polska PESA, polski Newag, inne polskie firmy nie tylko skutecznie bronią się na rynku krajowym, ale także bardzo dużo eksportują. Słowem, które ciągle robiło karierę w ostatnich kilkunastu miesiącach była innowacyjność. Przypomnę, że teraz nie słowem a kluczowym znaczeniem jest to czy jesteśmy konkurencyjni. Także w zakresie kosztów energii, racjonalności zachowań w przestrzeni globalnej. Już nie tylko jeśli chodzi o rynek europejski.
AM: Zatrzymajmy się przy słowie „energia”. Czy, kiedy i gdzie będzie budowana elektrownia atomowa, Panie premierze?
JP: W przyszłym tygodniu na zamykającym dyskusję wewnętrznymi ustaleniami zespołu energetycznego, któremu dowodzę, który w sposób utajniony zajmuje się strategiami, analizami, także w obecności kilku konstytucyjnych premierów. Najczęściej także w obecności premiera Tuska. Resort gospodarki jest w stanie poddać nie tylko rządowej, resortowej, ale pod opinię publiczną domknięty już program polityki jądrowej. Jest wyraźnie napisane, że jeśli chcemy mieć energię jądrową, pozwolenie na budowę pierwszego bloku energetycznego musi zapaść najpóźniej w roku 2017. W tej chwili jesteśmy na etapie wyłaniania badania lokalizacji i studium wykonalności projektów, w tym oddziaływania na środowisko.
AM: Czyli to opracowanie będzie zawierało terminy, ale niekoniecznie będzie zawierało lokalizację?
JP: Nie, decyzja o lokalizacji będzie pochodną decyzji politycznej o tym, że już przystępujemy do realizacji programu. A wskazanie musi się opierać nie na decyzji politycznej, oczekiwaniach mieszkańców, tylko na popartych bardzo rozległymi badaniami geologicznymi, transportowymi, bezpieczeństwa, kwestiami chłodzenia itd. Wiemy o tym, że te mechanizmy obronne, bezpieczeństwa nie tylko w przestrzeni polskiej, ale i europejskiej znacznie podnoszące koszty muszą być wdrożone. Cierpliwości, za tydzień dokument nie tylko zostanie przesłany do konsultacji, ale także w całości zaprezentowany. Pokazuje scenariusze miksu energetycznego w Polsce. Ile w roku 2020, 2025, 2030 powinniśmy mieć energii jądrowej, ile z OZE, ile możemy i będziemy mieli z węgla.
AM: Z łupków też?
JP: Też. Wpisujemy bardzo wyraźnie.
AM: Nie obawia się Pan, że Bruksela i tak ostatecznie przyblokuje te łupki?
JP: Pamiętajmy o tym, że Bruksela to także my. W związku z tym te kraje, które mają inne miksy energetyczne i poszły w inną energię, choćby Francja twierdzi, że ma energię najtańszą w Europie, przynajmniej o 30 proc. tańszą od niemieckiej. Tylko jak wypomniałem pani Minister Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, że mają niewyliczone koszty utylizacji tych z przełomu lat 60. i 70., które zostają wyłączone z użytkowania, to się lekko zdziwiła. Więc z całą mocą chcę powiedzieć, że z zespołem pracowników bardzo kompetentnie mamy przeanalizowane różne scenariusze. Stąd m.in. w imieniu Polski, także w debacie publicznej, na konferencji klimatycznej, która będzie 11 listopada, chcę, żeby byli nie tylko ekolodzy i politycy, ale żeby byli przedstawiciele sektora przemysłowego. Dlatego że w tych trzech dotychczasowych razy dwadzieścia w pakiecie klimatyczno-energetycznym dotyczącym emisji do atmosfery CO2, ograniczenia energochłonności i udziału w OZE, trzeba dodać czwarty i piąty. Czwarty, tu cieszę się, że mam pełne wsparcie Komisarza ds. Przemysłu pana Tajaniego, to jest minimum 20 proc. PKB przemysłów ogólnoeuropejskich. I piąte, najważniejsze co przekazał z całą mocą także pod debatę publiczną. Te czynniki klimatyczno-energetyczne muszą także wiązać się z konkurencyjnością gospodarki. A dzisiaj w skali globalnej fundamentem tej konkurencyjności jest cena energii. W ciągu roku 2020 powinniśmy w całej Europie obniżyć cenę energii elektrycznej o średnio 20 proc.
AM: A czy w jakimś sensie na szczycie klimatycznym może być takie zdecydowane starcie jeżeli chodzi o łupki? Może chce Pan to wykorzystać?
JP: Myślę, że tak. Dlatego że nie tylko ci, którzy dostarczają spore części surowców energetycznych do Polski, ale także kraje, które przyjęły inne rozwiązania wyraźnie nie chcą, aby Europa Środkowo-Wschodnia mogła skorzystać z tego nowego źródła. Trzeba pamiętać o tym, że w tych odwiertach, których robimy coraz więcej, przy okazji porządkujemy i uaktualniamy mapę zasobów geologicznych Polski. Proszę zwrócić uwagę, że w czasie poszukiwań jeden z koncesjonariuszy na poszukiwanie zasobów miedzi w Polsce znalazł bardzo ciekawe złoża ropy naftowej niedaleko Zielonej Góry. Potwierdziły się, udokumentowane już odwiertami, informacje o tym, że jeszcze polska ziemia ma sporo gazu naturalnego. W związku z tym przypomnę, że mamy już bodajże 41 odwiertów. Z czego, zdaniem wiercących, 16 jest interesujących z punktu widzenia przemysłowej eksploatacji.
AM: Ale nie chce mi Pan powiedzieć, że nawet jeśli łupki nie wyjdą, to i tak zrobimy sobie porządek przy okazji?
JP: To nie jest kwestia, że nam nie wyjdą. Decyzja polskiego rządu i myślenie tylko opinii publicznej jest takie, że chcemy sięgać do nowych źródeł energetycznych. Bo polską ambicją jest suwerenność energetyczna, bezpieczeństwo i tak jak dotąd chcemy być nie tylko wytwórcą netto energii, ale eksporterem. Mało kto o tym wie, że także za to półrocze wyeksportowaliśmy nadwyżkę energii za ponad 300 milionów złotych. To są duże środki, stąd obok modernizacji, wytwarzania energetyki, wymieniania w energetyce węglowej z węgla brunatnego i kamiennego piece na najnowszej efektywności. W Kozińcach będzie to piec o skuteczności spalania ponad 45 proc. Myślimy także o OZE. Za chwilę minister Pietrewicz pokaże projekt ustawy, przedstawiliśmy założenia. Pewnie także do Radia Gdańsk dotarła moja obszerna prezentacja w tym zakresie. Koncentrujemy się na surowcach krajowych, promujemy energetykę odnawialną. I chcemy, żeby dodatkowo obok wspomagających nasze dochody gospodarstw domowych, tam gdzie są możliwości, dachy, nieruchomości, także wprowadzić prosumenta zbiorowego. Chcieliśmy wesprzeć samorządy, ograniczyć ich koszty. Mam nadzieję, że ten pomysł znajdzie zrozumienie nie tylko w Polsce samorządowej, ale także w całej opinii publicznej.
AM: Dziękuję bardzo.
JP: Dziękuję bardzo.