Profesor Bernard Lammek, rektor Uniwersytetu Gdańskiego

– To nie prawda, że Uniwersytet Gdański jest zadłużony. Oczywiście, mamy zobowiązania. Zaciągnęliśmy w swoim czasie 30 milionów kredytu na budowę Wydziału Nauk Społecznych z czego połowę już spłaciliśmy. Obecnie mamy w gotowości kredyt na zapłacenie ostatniej raty za wydziały biologii i chemii, powiedział w Rozmowie Kontrolowanej profesor Bernard Lammek.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie profesorze, witam.
Bernard Lammek: Dzień dobry, witam słuchaczy Radia Gdańsk.

AM: Przed nami nowy rok akademicki. Już pojutrze inauguracja na Uniwersytecie Gdańskim. 33 tysiące studentów. To jest mniej czy więcej?
BL: To jest mniej więcej tyle samo ilu w ubiegłym roku.

AM: To jest się z czego cieszyć, biorąc pod uwagę ten niż. Odczuwacie niż?
BL: Generalnie nie. Na niektórych kierunkach są symptomy jakbyśmy byli w wyżu. Na przykład na kryminologię było 43 kandydatów na jedno miejsce.

AM: To taki nowy kierunek, który zaproponowaliście w tym roku. Kim się jest po kryminologii na Uniwersytecie Gdańskim?
BL: Specjalistą od kryminologii. Oczywiście żartuję. To jest połączenie psychologii i prawa. Być może dlatego jest to tak atrakcyjne.

AM: Bo to nie tylko kryminologia. I sinologia, i bezpieczeństwo narodowe w tym roku. To znaczy, że jest jakieś takie zapotrzebowanie na jakieś nowe trendy?
BL: Tak, nie chcemy produkować bezrobotnych czy, jak się mówi, tylko absolwentów. Natomiast staramy się, aby oni mogli znaleźć pracę. Stąd sinologia, iberystyka, zarządzanie instytucjami kulturalnymi. Tam wszędzie było co najmniej 10 na jedno miejsce.

AM: Jak Pan mówi „nie produkować bezrobotnych”, spotyka Pan w różnych miejscach swoich byłych studentów? Co dzisiaj robią?
BL: To jest skomplikowane zagadnienie. Generalnie my jesteśmy na drugim miejscu w Polsce pod względem atrakcyjności dla pracodawców. To jest wysoka ocena, miejsce. Natomiast zdarza się, z różnych powodów np. ktoś trzyma się kurczowo Trójmiasta, a nie wyobraża sobie życia np. w Kartuzach czy jakiejś mniejszej miejscowości. Nie zawsze jest tutaj praca. Drugą z przyczyn są oczywiście mody. Jest moda na jakiś kierunek. Niezależnie od tego czy można przewidzieć, czy się znajdzie pracę, czy nie, znajdują się kandydaci na ten kierunek.

AM: Dzisiaj jest jeszcze na coś moda? Na psychologię?
BL: Jest moda, ale taka średnia.

AM: A co jest dzisiaj modne?
BL: Sinologia, kryminologia, zarządzanie instytucjami kultury – to były te najbardziej oblegane. Też biotechnologia. To bardzo pozytywne, ponieważ to jest ścisła gałąź wiedzy. Oczywiście tych kierunków jest znacznie więcej. Ja wymieniłem te z samego szczytu.

AM: Ostatnio profesor Hartman powiedział o polskich uczelniach wyższych „Baranem wchodzisz, baranem wychodzisz”. Trochę przesadził?
BL: Ja bym powiedział, że to jest zupełnie nieprawdziwe. Oczywiście pogląd pana profesora należy szanować. Mam taką nadzieję, że oparł go na jakichś badaniach. Moim zdaniem uczelnia, studia wyższe nie są po to, by bardzo dokładnie uczyć jakiegoś wąskiego czy szerokiego fragmentu wiedzy. Tylko żeby nauczyć się uczyć. To jest najważniejsze. Zdobywać wiedzę, umieć się nią posługiwać. I tak wiemy, że w nowej rzeczywistości podobno 10 razy będziemy zmieniali naszą specjalność. Nie mówię oczywiście o sobie.

AM: A nie po to, aby uczyć zawodu?
BL: Uczyć zawodu również. My wychodzimy naprzeciw zapotrzebowaniom przedsiębiorców. Oni już prowadzą u nas wykłady. Staramy się też wprowadzać przedmioty, które są potrzebne na tzw. rynku pracy.

AM: Wyczytałam gdzieś taki cytat Minister Nauki Barbary Kudryckiej, w którym gdzieś tak pobrzmiewał może pomysł na powrót do egzaminów wstępnych. Są takie pomysły, żeby przeprowadzać jakieś rozmowy?
BL: Nic mi o tym nie wiadomo. Natomiast rozmowy kwalifikacyjne w pewnych ściśle określonych dziedzinach pewnie muszą być. Tak jak na architekturę trzeba umieć rysować. Ja sobie nie wyobrażam, że ktoś pójdzie na architekturę, żeby już nie cytować z uniwersytetu, i będzie kompletnym beztalenciem. To jest trudne do wyobrażenia. W tym sensie tak. Sprawdzanie predyspozycji, ale w przypadkach bardzo ściśle określonych.

AM: Taki powrót do egzaminów byłby Pana zdaniem dobry czy nie? Potrzebna by była taka weryfikacja?
BL: Trudne pytanie. Myślę, że nie.

AM: Czy system jaki jest teraz, jest dobry?
BL: Moim zdaniem nie ma lepszego. Idealnego systemu nie ma i nie będzie. Moim zdaniem egzaminy odstraszyłyby kandydatów szczególnie na te kierunki, które są mniej popularne. Tu pewnie działoby się dużo złego. Natomiast to, że przyjmujemy bez egzaminu, na podstawie świadectwa też ma określone negatywne konsekwencje, ponieważ wtedy więcej osób odpada po pierwszym semestrze. Ale to przecież można przyjąć. Co więcej, licząc się z tym, że taki fakt będzie miał miejsce.

AM: A jaka jest sytuacja finansowa uczelni? Bo ostatnio przy okazji procesu sprzedaży jednego z budynków, przeczytałam, że jesteście bardzo zadłużeni.
BL: To jest totalna nieprawda. Oczywiście, mamy zobowiązania. Jeżeli panią to interesuje, oczywiście mogę wyjaśnić. W swoim czasie, jeszcze za rektora Cejnowy, zaciągnęliśmy 30 milionów kredytu na budowę Wydziału Nauk Społecznych, z czego połowę już spłaciliśmy. Obecnie mamy w gotowości kredyt na zapłacenie ostatniej raty za wydziały, będę mówił w skrócie, już bez programów biologii i chemii. Ale to są wymogi Unii Europejskiej. My te kolejne około 15 milionów będziemy musieli zapłacić, aby po pół roku do roku, bo tyle trwa proces weryfikacji budowy, te pieniądze Unia nam wpłaciła. A więc czy to jest dług? Moim zdaniem nie jest. To niezbędna operacja finansowa. Trudno sobie wyobrazić, że zrezygnujemy z dwóch budynków, żeby nie mieć 15 milionów złotych zobowiązania.

AM: Nie ma zagrożenia dla płynności finansowej?
BL: Nie ma zagrożenia. Jeszcze dopowiem, że my mamy te zobowiązania dlatego że około 10 milionów to są tzw. projekty miękkie unijne, które my musimy prefinansować, by pod koniec albo w połowie roku dostać za nie pieniądze. To jest oczywiście mit. Część to są jeszcze tzw. wydatki niekwalifikowane, które staramy się spłacić, właśnie sprzedając opuszczone nieruchomości. Stąd to pani pytanie, ponieważ w tym jednym jedynym przypadku musieliśmy uzyskać zgodę miasta Gdańska.

AM: To jest budynek po byłym Kolegium Języków Obcych?
BL: Tak, po byłym Kolegium Kształcenia Nauczycieli Języków Obcych. Zresztą ta instytucja już nie istnieje. My nadal kształcimy, ale ze względów formalnych została ona zlikwidowana. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, jeden z klubów, jak państwo mieli okazję przeczytać, zagłosował przeciwko.

AM: Ale ostatecznie zgoda jest. Rozumiem, że to jest tak, że z jednej strony inwestujecie w nowe budynki, które są w dużej części finansowane z środków europejskich. Z drugiej strony zostają te stare budynki i tych wszystkich uniwersytet będzie się po prostu pozbywał?
BL: Może niezupełnie wszystkich, ale zdecydowanej większości. One po prostu przestały być potrzebne. Jeszcze raz powtórzę, że Unia teoretycznie finansuje 100% kosztów, ale to są tzw. koszty kwalifikowane. Te, których Unia nie pokrywa, czyli niekwalifikowane, my musimy pokryć sami. One w stosunku do tych środków unijnych nie są duże, ale dla nas 10, 20 milionów złotych to są ogromne pieniądze. W sumie w tym momencie zainwestowaliśmy już bądź jest w trakcie wykonywania około pół miliarda złotych. Więc proszę sobie wyobrazić tylko 5% z tego niekwalifikowanych.

AM: A wciąż będziecie inwestować? Jest jeszcze jakiś plan?
BL: Jeszcze budynek biotechnologii, mamy pieniądze. Znowu 100% pokrycia. Zawsze się pojawią kolejne małe, ale jednak potrzeby tych kosztów niekwalifikowanych. I jeszcze w tym rozdaniu pieniędzy unijnych marzy nam się budynek informatyki, ale jeszcze nie mamy żadnych decyzji, żadnej pewności. Staramy się.

AM: Piękne są te budynki. Każdy kto jeździ przez Gdańsk je widzi. Ale czy w kontekście niżu, o którym się mówi, który będzie się pogłębiał podobno aż do 2025 roku, czy to nie będzie jednak przeinwestowanie?
BL: Moim zdaniem na pewno nie. Gdybyśmy my tych budynków nie zbudowali, to rzeczywiście mielibyśmy ogromny problem ze studentami. Sam będąc kiedyś na jednym, wtedy jeszcze z przestarzałych wydziałów usłyszałem ojca idącego z synem czy córką: „Dziecko, tu raczej nie warto studiować”. Teraz już o chyba żadnym naszym wydziale nie można tego powiedzieć. Bylibyśmy uczelnią, która by zamierała. To była konieczność. My sobie zdajemy sprawę z tego niewidocznego na razie dla nas niżu. Mamy studentów, kandydatów na większość kierunków mamy zdecydowanie więcej niż miejsc.

AM: Ale na studia stacjonarne, które są bezpłatne?
BL: Oczywiście, ale 33 tysiące ciągle utrzymujemy. Staramy się utrzymywać to optimum, żeby się rozwijać, ale też żeby tych studentów nie było za dużo, bo nie dalibyśmy rady finansowo.

AM: Wielu studentów wybrało płatny drugi kierunek?
BL: W tym roku jeszcze nie zakończyliśmy rekrutacji, ale nie będzie to znaczący spadek, co już jest sukcesem. Na przykład na uniwersytecie w Warszawie w ubiegłym roku uczelnia otrzymała 20 milionów złotych. Bo przecież to nie jest zarobek, to jest na różne koszty, już nie będę tutaj tłumaczył. Natomiast u nas on jest zdecydowanie powolniejszy. Nie ukrywam, że to powoduje jakieś tam trudności, które rozwiązujemy, starając się bardzo intensywnie o tzw. granty, czyli środki na badania naukowe. To jest konieczność, ale konieczność, z którą sobie dosyć dobrze radzimy. Obserwujemy znaczący wzrost, rzędu kilkudziesięciu procent pozyskiwanych środków.

AM: Panie profesorze, mówił Pan o tej substancji. Budynki, inwestycje. To faktycznie świetnie wygląda. Tylko jakby poziom szkolnictwa wyższego to nie są tylko budynki. Jak są robione różne rankingi, to wciąż Uniwersytet Gdański tak daleko. Dlaczego tak daleko?
BL: Nie jesteśmy daleko. Na przykład w dziedzinie badań naukowych jesteśmy na razie na piątym miejscu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę cytowań tzw. indeks H, to jest po prostu zainteresowanie naszymi pracami, ogólnie mówiąc uniwersyteckimi poza granicami kraju i w kraju. I on jest piąty w skali wszystkich uczelni w Polsce. Jagielonki, Warszawskiego nie pobijemy, nie ma w ogóle szans, bo to są uniwersytety lepiej finansowane. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, że gdybyśmy mieli takie pieniądze jak oni w przeliczeniu na tzw. głowę studenta czy pracownika, to pewnie też byśmy mogli do nich dołączać. Natomiast my się systematycznie pniemy we wszystkich rankingach. Myślę, że to idzie w dobrym kierunku.

AM: Jeszcze jedno pytanie, bo dzisiaj w Radiu Gdańsk trochę rozmawiamy o Rosjanach, którzy przyjeżdżają do Polski, głównie na zakupy. Przyjeżdżają też studiować?
BL: Tak, przyjeżdżają studiować. W tym roku przyjęliśmy na razie 40 Rosjan bądź Ukraińców. Ja nie mam dokładnych danych, ale większość chyba jest jednak z obwodu kaliningradzkiego. Teraz uruchomiliśmy intensywną kampanię reklamową, żeby ściągnąć tych studentów.

AM: A co oni chcą studiować?
BL: Oni studiują głównie ekonomię. Będziemy poszerzać ofertę o np. prawo unijne, ochronę środowiska, biotechnologię.

AM: Po rosyjsku?
BL: Nie, po angielsku. Wbrew pozorom, to jest dla nich bardziej atrakcyjne, niż po rosyjsku.

AM: Dziękuję za rozmowę.
BL: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj