– Za wydarzenia podczas Marszu Niepodległości odpowiedzialny jest organizator, ale trzeba powiedzieć, że policja postępowała w sposób fatalny, powiedział w Radiu Gdańsk poseł Prawa i Sprawiedliwości Maciej Łopiński.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie pośle.
Maciej Łopiński: Dzień dobry Pani, dzień dobry Państwu.
AM: Panie pośle, szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz powiedział, że odpowiedzialność za zajścia w Warszawie 11 listopada ponoszą organizatorzy a także politycy Prawa i Sprawiedliwości.
MŁ: Tak, oczywiście… Jarosław Kaczyński osobiście rzucał butelkami z benzyną w ambasadę Rosji i osobiście podpalał tęczę. Jest pewna granica absurdu. Oczywiście, że w przypadku Marszu Niepodległości służby, ministerstwo i policja nie dały sobie rady, co nie oznacza, że zdejmuję odpowiedzialność z organizatorów. Ale policja postępowała w sposób fatalny.
AM: Pan minister powiedział, że zawierzył organizatorom, że jak policja będzie dalej, to nie będzie agresji, że to zadziałało w przypadku manifestacji związkowców.
MŁ: Oczywiście, że Pan minister szuka wytłumaczenia i chce zdjąć z siebie odpowiedzialność, ale moim zdaniem tej odpowiedzialności nie się z niego zdjąć. Oczywiście zawalili sprawę również organizatorzy, którzy opowiadali, że są super przygotowani, że służby porządkowe marszu były szkolone przez antyterrorystów, przez GROM, przez różnych specjalistów, ale to nie zdejmuje odpowiedzialności z policji, która reagowała zbyt późno. Wiadomo było, że co roku ludzie maszerujący w tym marszu idą pod ambasadę rosyjską. Niezabezpieczenie terenu ambasady to skrajna nieodpowiedzialność.
AM: To się doskonale wpisuje w naszą polską obsesję wobec Rosji. Taki akt. Cała Rosja i pół Europy o tym mówi.
MŁ: My nie mamy obsesji. Nie uważam żebyśmy mieli obsesję wobec Rosji.
AM: Ale Rosja tak uważa.
MŁ: To są dwie różne sprawy. Natomiast uważam, że służby państwowe powinny zadbać o każdą ambasadę, nie tylko rosyjską wtedy, kiedy jest jakieś zagrożenie. Nie trzeba być ministrem spraw wewnętrznych, żeby o tym wiedzieć.
AM: Panie pośle, gdzie jest granica prawa do manifestowania swoich poglądów a tego, żeby było bezpiecznie i żeby nie angażować nie wiadomo jakich sił państwowych i publicznych w zabezpieczenie.
MŁ: Trzeba elastycznie reagować. Nie trzeba mobilizować dziesiątków tysięcy policjantów po to, żeby strzec jednej manifestacji. Policja musi być przygotowana na takie okoliczności. Musi być gotowa do interwencji, kiedy ta interwencja jest konieczna. Oczywiście policja nie powinna prowokować manifestantów. Rozumiem, że jest możliwa do wytyczenia linia, która nie będzie prowokowaniem a będzie dbaniem o bezpieczeństwo. Przecież w tym marszu uczestniczyło dziesiątki, setki tysięcy ludzi, którzy chcieli zademonstrować 11 listopada. Były tam całe rodziny i ich bezpieczeństwo też się powinno liczyć.
AM: A zakaz zakrywania twarzy rozwiąże ten problem?
MŁ: Moim zdaniem nie. Zresztą jest stare orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które mówi, że nie wolno domagać się od manifestantów zdejmowania zakryć twarzy.
AM: Ale jeśli ktoś występuje w kominiarce, to wiadomo, że ma jakieś niecne zamiary.
MŁ: Niekoniecznie. Przypominam demonstrację przeciwko ACTA, gdzie ludzie byli w maskach.
AM: Ale w tej demonstracji widział Pan, zakładali kominiarki i zaczynali rzucać czymkolwiek.
MŁ: Nie ma żadnego powodu, żeby policja nie mogła wylegitymować tego w kominiarce.
AM: No tak, ale jak jest taka banda kilkudziesięciu, to już jest raczej walka.
MŁ: Przypominam argumentację, jaka padła przy okazji orzeczenia trybunału a potem próby znowelizowania przez prezydenta przepisów dotyczących demonstracji. Bardzo często ludzie są represjonowani za udział w demonstracjach. W związku z tym mają prawo zachować anonimowość.
AM: Powoływałam się na ministra spraw wewnętrznych, ale także premier mówił coś takiego w stronę Prawa i Sprawiedliwości, że od kilku lat te środowiska prawicowe upowszechniają tezę, że Polska straciła niepodległość. Że jest kondominium, że tu rządzą Rosja i Niemcy, że polski rząd jest odpowiedzialny za śmierć prezydenta. To później nie powinno się umywać rąk.
MŁ: Chciałem powiedzieć, że organizowaliśmy dwie demonstracje. Organizowaliśmy demonstrację dziesiątego w Warszawie i organizowaliśmy demonstrację jedenastego w Krakowie. Obydwie demonstracje zgromadziły dziesiątki tysięcy ludzi i obie były bardzo spokojne, bardzo godne i nie było żadnych naruszeń porządku, więc widać można. PiS potrafił zorganizować dwie demonstracje naprawdę bardzo dobrze. Obciążanie PiS za to, że ktoś rzuca kamieniami, czy racami w squattersów… zresztą, jak przeczytałem w gazecie, butelki z benzyną to była broń squattersów.
AM: Regularna wojna… To prawda, że odcinacie się od działań Młodzieży Wszechpolskiej i narodowców?
MŁ: Powinni zadbać o to, żeby nie było takich ekscesów na Marszu Niepodległości.
AM: A jak się pojawiają takie głosy, żeby zdelegalizować Młodzież Wszechpolską i ONR?
MŁ: Nie sądzę, żeby to była dobra droga. Trzeba po prostu pilnować porządku i nie sięgać po takie narzędzia, jak delegalizacja. To potem napędza spiralę negatywnych, radykalnych działań z obu stron.
AM: No właśnie, a te radykalne działania ze strony tych organizacji, z czego to wynika? Czy to nie jest trochę tak, że wy politycy i my dziennikarze jesteśmy za to odpowiedzialni?
MŁ: W jakim sensie jesteśmy odpowiedzialni?
AM: W tym sensie, że w Polsce, w głównym nurcie jest konflikt.
MŁ: Żeby było jasne. Ta odpowiedzialność nie rozkłada się po równo moim zdaniem. Język debaty publicznej jest bardzo ostry. Ja ubolewam nad tym. Ja, jak Państwo zauważyli, staram się nie używać takiego języka. Można różne rzeczy mówić spokojnie, można rzeczy nawet ostre mówić w takiej formie, która nie uraża drugiej osoby.
AM: Sam Pan wie, że po każdej stronie sceny politycznej mówią bardzo ostro.
MŁ: Owszem, ale ja po mojej stronie nie obserwuję takich wypowiedzi, jak marszałka Niesiołowskiego. To jest tylko przykład. Nie jest naszym pomysłem Janusz Palikot, który przez długie lata był prominentnym politykiem PO, dopóki sam nie zrezygnował z uczestnictwa w tej formacji.
AM: No dobrze, ale dumny ze słów wypisanych na portalu społecznościowego nie może być poseł Bartosz Kownacki, który napisał, że „płonie pedalska tęcza” na Placu Zbawiciela. Chciałam zapytać o inną rzecz. Adam Michnik. Duży wywiad ukazał się w Wyborczej, w którym mówił, że chciałby usiąść przy jednym stole zarówno z Jarosławem Kaczyńskim i Antonim Macierewiczem, bo lepiej rozmawiać niż nazywać kogoś faszystą. Co Pan na to, bo to dosyć nowe?
MŁ: Ja w ogóle uważam, że lepiej jest rozmawiać niż obrzucać epitetami. Lepiej rozmawiać, niż używać krzywdzących określeń. To co robiono z moim śp. szefem i przyjacielem, naszym prezydentem było rzeczą absolutnie koszmarną. To jak go usiłowano traktować.
AM: Mówi pan o czasach, kiedy żył?
MŁ: Mówię również o tym, co się działo po jego śmierci. Po tym krótkim momencie kiedy ci, którzy uczestniczyli w przemyśle pogardy nagle zorientowali się, że było zupełnie inaczej. Ale to krótko trwało. Ten moment trwał bardzo krótko, potem ten przemysł pogardy ruszył ponownie. Ale ja w ogóle jestem za tym, żeby rozmawiać. Staram się rozmawiać ze wszystkimi, którzy tego chcą. Mnie inny wątek w tym wywiadzie uderzył. Mianowicie to, że Adam Michnik wreszcie uznał, że nazwanie generała Kiszczaka przez niego człowiekiem honoru było błędem. Ja się rzadko zgadzam z Adamem Michnikiem, ale tu się muszę zgodzić.
AM: No dobrze, ale wracając do takiego ewentualnego spotkania. Jest jakiś cel w takim spotkaniu? Przecież Adam Michnik z Jarosławem Kaczyńskim nie zgadzają się od wielu lat.
MŁ: Tak to prawda. Ja nie wiem jaki cel ma Adam Michnik proponując tę rozmowę. Nie wiem. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.
AM: Jeszcze jedno pytanie. Ostatnio Pańskie nazwisko pojawiło się w mediach w kontekście politycznego obsadzania stanowisk w różnych spółkach Skarbu Państwa. Przypominano, że to Maciej Łopiński zasiadał kiedyś w radzie nadzorczej KGHM.
MŁ: Tak, to było trzynaście lat temu. Ja byłem zupełnie poza polityką, specjalistą od komunikacji. KGHM był właścicielem telefonii Dialog, miał udziały w Polkomtelu, miał swój udział w Telewizji Familijnej. Ja zasiadałem w radzie nadzorczej jako specjalista z tych dziedzin, natomiast to nie miało nic wspólnego z polityką. Trochę mnie to rozbawiło, że gazeta napisała o mnie jedno zdanie i nie omieszkała opatrzyć tego zdjęciem moim i Leszka Millera.
AM: Ale pisała, że to było polityczne nadanie.
MŁ: Nie, w moim przypadku nie było to polityczne nadanie.
AM: Dziękuję.
MŁ: Dziękuję.