Prof. Janusz Moryś, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego

To nie jest pierwsza tego typu decyzja Ministerstwa Zdrowia w stosunku do Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Kilka miesięcy temu pan minister Cezary Rzemek, zajmujący się inwestycjami w ministerstwie, próbował zabrać środki przeznaczone osobiście przez premiera na modernizację Kliniki Endykronologii Dziecięcej, mówił w wywiadzie dla Radia Gdańsk rektor GUMed prof. Janusz Moryś.  Rektor skomentował w ten sposób zapowiedzi wiceministra zdrowia Sławomira Neumanna, który poinformował, że w 2014 r. nie będzie pieniędzy na budowę nowego szpitala w Gdańsku – Centrum Medycyny Nieinwazyjnej.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry. Przy okazji wybuchu gazu w Wielkopolsce, wraca pytanie o konieczność budowy na Pomorzu Bałtyckiego Centrum Leczenia Oparzeń. Właściwie od lat się o tym mówi, od pożaru hali stoczni. I nic.
Janusz Moryś: No niestety nic. To, że taki oddział powinien być chyba nikt nie ma wątpliwości. Zwłaszcza w świetle tragedii, które mają prawo się zdarzyć. Mamy tu na terenie rafinerię, mamy zakłady pracy, w których jest możliwość wybuchu pożaru. Już nie mówiąc o zwykłych oparzeniach, mających miejsce w domach. Zwłaszcza dzieci, to są osoby najbardziej narażone na poparzenia. No ale niestety. My jesteśmy przygotowani, mamy plan medyczny, mamy wizualizację. Ale jako uczelnia państwowa możemy liczyć tylko na środki budżetowe. Wybudowanie takiego oddziału to jest około dwudziestu milionów złotych.

AM: No właśnie. Nie mógłby taki oddział powstać, może to jest naiwne pytanie, w ramach tego nowego szpitala, albo na bazie starych budynków. Nie dałoby się czegoś zaadaptować?
JM: Mówimy właśnie o adaptowaniu pomieszczeń.

AM: Czyli dwadzieścia milionów na adaptację?
JM: Tak, to jest bardzo drogi oddział. Wymaga on specyficznej infrastruktury i odpowiednio przygotowanego personelu. Personel mamy. Nie mamy na dzień dzisiejszy warunków, gdzie moglibyśmy taki oddział bez inwestycji umieścić. To jest największy problem uczelni. Myśleliśmy, że będzie to w ramach Centrum Medycyny Nieinwazyjnej, jako element tej inwestycji.

AM: Zanim o tej inwestycji, jeszcze jedno pytanie. Panie rektorze, gdyby dziś doszło w Gdańsku do takiego wydarzenia jak w Jankowie Przygodzkim, to co byłoby z ofiarami? One byłyby wysyłane śmigłowcami?
JM: Na dzień dzisiejszy byłyby wysyłane do ośrodków oparzeniowych w kraju. Jest to duży koszt. Transport jednego pacjenta, to koszt około dwudziestu siedmiu tysięcy złotych.

AM: I nie zawsze można pacjenta przetransportować.
JM: Są różne warunki. Flota helikopterów jest naprawdę dobra i dobrze wyposażona. Tutaj nie ma problemów z samym transportem. Ale stan pacjenta często jest na tyle poważny, że uniemożliwia transport do innego ośrodka. Oczywiście to nie oznacza, że my nie jesteśmy w stanie leczyć. To nie jest tak. Oczywiście jesteśmy w stanie udzielić pierwszej pomocy, jesteśmy w stanie zabezpieczyć tego pacjenta do czasu transportu. Ale fachowe leczenie powinno odbywać się w ośrodku, który jest do tego przygotowany i nie grozi infekcją mocno uszkodzonej skóry.

AM: No dobrze, to zmieńmy temat. Kilka dni temu w Radiu Gdańsk wiceminister zdrowia Sławomir Neumann pytany przeze mnie, czy jest jakaś szansa na środki na rozbudowę Centrum Medycyny Inwazyjnej powiedział, że na razie pieniędzy nie ma. Że przyszłoroczny budżet będzie trudny, że trzeba kończyć rozpoczęte inwestycje. Pan się strasznie oburzył na te słowa. A ja mam wrażenie, że minister był do bólu szczery po prostu. Nie ma kasy, nie będzie szpitala.
JM: Oczywiście szczerość jest rzeczą niezbędną. Natomiast myślę, że trzeba popatrzeć na to, że pan minister jest posłem ziemi pomorskiej i powinien dbać o interes mieszkańców województwa pomorskiego trochę bardziej niż tych, którzy mieszkają poza tym województwem. Od lat wiadomo, że szpital kliniczny jest w sytuacji tragicznej jeżeli chodzi o bazę lokalową. Budynki od dawna nie spełniają wymogów przeciwpożarowych. Są również zastrzeżenia innych służb. Ze względu na to, że to są budynki z XIX wieku o przestarzałej konstrukcji, mocno wyeksploatowane, w zestawieniu z tą nową częścią jest to dosłownie przepaść pomiędzy dwiema częściami szpitala. Pamiętamy też słowa premiera, który w momencie otwierania CMI obiecywał, że ta inwestycja będzie kontynuowana.

AM: Tak, ale minister nie mówi, że jej nie będzie można kontynuować. Tylko pozostaje kwestia kiedy.
JM: No ja jednak, mimo wszystko, na miejscu posła ziemi pomorskiej, wiceministra zdrowia starałbym się żeby ta inwestycja zaczęła się jak najszybciej. Zwłaszcza, że nie mówimy o wielkich pieniądzach. Pierwszy etap to jest projektowanie, czyli mówimy o kwocie jedenastu milionów złotych.

AM: Ale w sumie mówimy o kwocie sześciuset milionów złotych.
JM: Tak, ale mówimy o sześciuset na kilka lat. To nie jest tak, że to się wykłada w ciągu jednego roku. To można zaplanować w budżecie tak dużego państwa. Nie sądzę żeby to było coś, co potrafi powalić budżet.

AM: A Pan tą wypowiedzią był bardzo zaskoczony? Nie wiedział Pan, że taka jest sytuacja?
JM: Nie, do tej pory mieliśmy informacje, że w 2013 roku rzeczywiście nie rozpoczniemy, bo była trudna sytuacja budżetu, że możemy myśleć o roku 2014. W tej chwili znowu dowiadujemy się, że znowu trudna jest sytuacja budżetowa w roku 2014. W ten sposób można odkładać inwestycję przez dziesiątki lat. Również szachowanie informacjami, że te pieniądze są potrzebne na dokończenie inwestycji w Krakowie, która jeszcze się nie rozpoczęła.

AM: Podobno od 2005 roku.
JM: Trwa od 2005 roku i do tej pory nie ma zakończonej fazy projektowej, bo w tym roku są poprawki do projektu. Więc to jest daleka perspektywa zakończenia inwestycji krakowskiej. Podobnie trzy inne inwestycje toczone są w kraju i jakoś tam były pieniądze. Natomiast dziwnym trafem, na Gdańsk pieniędzy nie ma. To nie jest pierwsza tego typu decyzja Minsterstwa Zdrowia w stosunku do Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

AM: Jak to, przecież wybudowaliście Centrum Medycyny Inwazyjnej?
JM: Kilka miesięcy temu pan minister Rzemek, zajmujący się inwestycjami w ministerstwie, próbował zabrać środki przeznaczone osobiście przez premiera na modernizację Kliniki Endokrynologii Dziecięcej. A w jak tragicznych warunkach pracuje ta klinika, to wiedzą tylko rodzice, którzy wielokrotnie skarżyli się na łamach prasy i radia, w jakich warunkach leczone są małe dzieci.

AM: Ale chce mi Pan powiedzieć, że ktoś to celowo robi? Nawet wbrew premierowi, na którego się Pan powołuje?
JM: Pani redaktor, jeden raz to jest przypadek. Dwa razy, w mojej opinii, to już nie jest przypadek. Widocznie nie należy robić uczciwie inwestycji. Wybudowaliśmy szpital w trzy lata, co się nikomu w Polsce nie udało. Nie było przy tym żadnych afer. Szpital ruszył i zaczął pracować normalnie, świadcząc usługi dla pacjentów. Wydawałoby się, że należałoby taką instytucję nagrodzić kolejną możliwością dokończenia tej inwestycji. Okazuje się, że powinniśmy być karani.

AM: No dobrze, ale jednak część tej inwestycji zrealizowano. Już tam na terenie centrum coś się dzieje, są wyburzenia. Standard leczenia chyba się poprawił. Chyba nie jest tak, że te budynki, które stoją się zawalą?
JM: Pani redaktor, mówimy o trzystu łóżkach, które mają nową lokalizację. Pozostałe, prawie dziewięćset łóżek, znajduje się w starej bazie szpitalnej. Popatrzmy na proporcje, to stanowi jedną trzecią problemu, który został rozwiązany. To nie jest tak, że powinniśmy być szczęśliwi i cieszyć się. Czy pacjent internistyczny ma prawo leżeć w gorszych warunkach, bardziej dla niego niebezpiecznych? A kilkuosobowe sale, które są niedopuszczalne w Unii Europejskiej, czy my mamy tak dzielić, kategoryzować ludzi na gorszych i na lepszych? Czyli inne regiony Polski są lepsze? Gorsze jest Pomorze i ma czekać na swoją kolejkę, bo tak uważa poseł ziemi pomorskiej. Uważam, że jest to dziwna sytuacja.

AM: I co Pan teraz zrobi?
JM: Jeszcze nie skończyliśmy tej walki. Będziemy próbowali rozmawiać z premierem, będziemy próbowali rozmawiać z prezydentem. Bo uważam, że nie zasługujemy na tego typu traktowanie i przede wszystkim nasi pacjenci nie zasługują na takie traktowanie. Pamiętajmy, że szpital to jest nie tylko miejsce leczenia chorych, ale to jest także miejsce kształcenia studentów. Ten uniwersytet naprawdę znajduje się w czołówce szkół medycznych w Polsce i Europie.

AM: Marek Langowski, kanclerz uczelni powiedział o ministrze Neumannie, że społeczność akademicka mu tego nie wybaczy. To ostro.
JM: Myślę, że będziemy pamiętali osoby, które w tak dziwny sposób starają się pomóc nam Pomorzanom i jedynemu szpitalowi klinicznemu, jaki jest na naszym terenie.

AM: Panie rektorze, Uniwersyteckie Centrum Kliniczne wstrzymuje planowane przyjęcia pacjentów?
JM: Na dzień dzisiejszy nie wstrzymujemy. Jesteśmy obłożeni olbrzymią liczbą pacjentów docierających do nas z całego terenu. Ja nie wyobrażam sobie sytuacji, że szpital kliniczny wstrzymuje pracę. Może będzie istniała konieczność wydłużenia kolejek, czyli przeniesienia planowanych chorych na późniejsze terminy ze względu na chorych, którzy do szpitala trafiają „na ostro”. Tych musimy leczyć i ich zabezpieczyć. Na dzień dzisiejszy nie mam takiej informacji od dyrektora szpitala.

AM: Czyli sytuacja kontraktowa nie jest najgorsza?
JM: Sytuacja jest zła. Ona jest zawsze zła. Cały czas brakuje środków w systemie. Szacujemy ten niedobór na ponad dwadzieścia procent dla szpitala klinicznego. Podobna sytuacja jest w szpitalach marszałkowskich. Natomiast rzeczywiście mamy bardzo duży nabór pacjentów na szpital kliniczny. Z czego to się bierze? Nie robimy tej analizy, bo nawet nie mamy na to czasu.

AM: Podejrzewa Pan, że są pacjenci w jakiś sposób podsyłani z innych szpitali?
JM: Myślę, że pacjenci są zagubieni. W tej chwili nie bardzo wiedzą gdzie mają się podziać i siłą rzeczy trafiają do szpitala klinicznego.

AM: A wasze długi jak wyglądają?
JM: Jeżeli chodzi o sytuację długów, to poprawiliśmy wynik szpitala. W tej chwili dług finalny szpitala, który kilka lat temu wynosił trzysta milionów złotych, wynosi niecałe sto trzydzieści milionów i cały czas spłacamy zobowiązania w stosunku do Agencji Rozwoju Przemysłu i to jest kolejny problem, na który się natykamy. Dlatego że w planie, podpisanym także przez Ministerstwo Zdrowia, była wyraźnie zapisana renowacja bazy szpitalnej i wybudowanie Centrum Medycyny Nieinwazyjnej. Więc nie wiemy, jak Agencja Rozwoju Przemysłu ustosunkuje się do decyzji ministra Neumanna.

AM: No tak, ale to jest przecież kwestia bieżącego funkcjonowania. Taki nowoczesny szpital to nie jest tańszy w utrzymaniu niż taki XIX wieczny.
JM: Jest tańszy. Mamy w tej chwili analizy.

AM: Początkowo mówił Pan, że niekoniecznie.
JM: Baliśmy się, że będzie drożej. Biorąc pod uwagę całą infrastrukturę, olbrzymią ilość aparatury, która tam jest nagromadzona. Okazało się, że w niektórych działach mamy wyższe koszty utrzymania, zwłaszcza jeśli chodzi o energię elektryczną, bo sprzęt pracuje non stop. Ale zdecydowanie oszczędzamy na ogrzewaniu, na wszystkich mediach, które dochodzą do szpitala. One są dużo bardziej kontrolowane. Oszczędzamy na niepotrzebnym zatrudnieniu osób, które musiały biegać do tej pory między budynkami. Pamiętajmy, że w starym szpitalu mieliśmy blok operacyjny w pięciu lokalizacjach. To wymagało zdwojenia personelu obsługującego każdy z tych bloków. Wymagało sterylizacji w każdym tym miejscu. W tej chwili jest jedna sterylizatornia, która zabezpiecza całość szpitala. To są wszystko zyski kosztowe, które możemy liczyć.

AM: No to na koniec. Wykonał Pan jakieś telefon do Kancelarii Premiera, do kancelarii marszałek Kopacz?
JM: Próbujemy się umówić na spotkanie.

AM: Dziękuję bardzo.
JM: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj