Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka Prawa i Sprawiedliwości

– Staram się wrócić do takiej pracy, jaką wcześniej wykonywałam i staram się to robić dobrze. To mówią moje dzieci i rodzina, aby iść, działać, nie zamykać się w sobie. To chyba najlepsza rada dla tych, którzy stracili kogoś bliskiego, powiedziała w studiu Radia Gdańsk posłanka PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Pani poseł.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk: Witam serdecznie.

AM: Niecierpliwie oczekuje Pani na rekonstrukcję rządu Donalda Tuska?
DAM: Ja jestem już zmęczona rekonstrukcjami Donalda Tuska.

AM: Planowanymi.
DAM: Tak. Bo to chyba już teraz nie Donald Tusk, ale ministrowie objawiają, że rezygnują. Nie wiem, kto tu ma ile do powiedzenia, w każdym razie, wydaje mi się, że to już jest zmęczenie materiału. My też jesteśmy już tym zmęczeni i właściwie to, czy ona nastąpi czy nie, nic nie zmieni. To musiałaby być zmiana tak szeroka, że łącznie z Donaldem Tuskiem.

AM: Podobno planowana jest zmiana ministra finansów. To o czymś jednak świadczy. To jest człowiek, do którego premier dotychczas miał pełne zaufanie.
DAM: Ale to nie premier mówił o zmianie ministra, tylko sam minister mówi, że już jest zmęczony i chce odejść. Pytanie, czy dlatego, co odhaczył i zrobił, i może sobie odejść, bo wyjedzie do Wielkiej Brytanii z tego co wiemy, bo tutaj wskoczył na chwilę, poksięgował i pojechał. Czy to jest rzeczywiście jakiś szerszy zamysł – nie sądzę. Donald Tusk raczej jest zakładnikiem pewnych ministrów i robi dobrą minę do złej gry, ładnie mówi, ale wszyscy jesteśmy już tą ładną „gadką” zmęczeni.

AM: Donaldowi Tuskowi kilka razy udało się robić takie kroki do przodu. Rekonstrukcja dałaby mu wiatr w żagle?
DAM: Krok do przodu, dwa kroki w tył. Był taki film „Instytut śmiesznych kroków” czy coś takiego. Można by się pośmiać, ale to jest raczej tragiczne, śmiech przez łzy. Natomiast jeżeli chodzi o pana Nowaka, to premier sobie wyobraża, że to jest krok do przodu. Wydaje mi się, że PR-owcy Platformy doszli do wniosku, że to jest jakiegoś rodzaju balast w tym momencie. Można snuć hipotezę, czy pan premier wie, że coś więcej wypłynie, coś więcej wie w sprawie Sławomira Nowaka i korzysta z okazji, czy wracamy do rzeczywistości, czyli rozliczamy ministerstwo z tego, co zrobiło.

AM: Czy nie tak właśnie powinno być, że prokuratura ma jakieś wątpliwości, mniej lub bardziej poważne, w stosunku do ministra i on powinien składać dymisję? Wydaje mi się, że to powinien być standard.
DAM: Tak, to jest standard. Tylko, że mówimy o dwóch różnych rzeczach. Jeżeli chodzi o standardy, to tak powinno być, ale akurat ten standard zbiegł się tutaj z krokiem do przodu, bo było tak wygodnie. Natomiast jakbyśmy prześledzili sześć lat rządów, to te standardy były ciągle łamane, więc rząd niczego się nie nauczył, niektórzy nie wyciągnęli wniosków. Bo tych afer i różnych niedomówień, niedociągnięć i niedoróbek jest tak dużo, że akurat tutaj to było chyba bardziej na rękę Donaldowi Tuskowi niż trzymanie się tych standardów.

AM: Ewa Kopacz w Rzeczypospolitej udzieliła wywiadu, w którym powiedziała „Cenię Leszka Millera”. Co to znaczy? Jak pani myśli, czemu Ewa Kopacz ceni Leszka Millera?
DAM: Nawet nie chcę się domyślać, bo SLD i Platformie jest bardzo blisko, więc Platforma już dawno zatraciła punkt odniesienia, bo jest od Sasa do Lasa.

AM: A może to jest zapowiedź przyszłego rządu?
DAM: Nie chcę snuć hipotez. My, jako przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości, ale nie tylko, mówiliśmy już o takich możliwościach, czy o takim uśmiechaniu się w korytarzach do siebie i koalicji. Oczywiście problemem jest tu przeniesienie odpowiedzialności na siebie, gdyby SLD chciało to przejąć, bo to jest poważna sprawa. Ale już przy referendum, współpraca była tylko dlatego, że temat był mało rozwijany, np. SLD nie angażowało się w referenda. Bo za mało dyskutowano na ten temat, żeby obnażyć prawdę, że Platforma sama była autorem referendum w Słupsku przeciwko prezydentowi, już w Warszawie był bojkot, a SLD tak naprawdę ma swojego prezydenta w Słupsku. Gdyby więc zaangażowało się w Warszawie, to musiałoby poprzeć…

AM: No tak, ale też nie do końca…
DAM: No tak, ale jednak należałoby obywatelom wyjaśnić, jak to naprawdę wygląda. W imię tych standardów oczywiście.

AM: Kim jest prawdziwy patriota? To ktoś, kto zakrywa twarz i idzie w Marszu Niepodległości? Może to jest po prostu ktoś, kto idzie w Marszu Niepodległości, a może to jest ktoś, kto siedzi w domu albo idzie z dziećmi na Paradę Niepodległości w Gdyni czy Gdańsku?
DAM: Na pewno jest to ciekawy temat, aczkolwiek nie myliłabym manifestujących z chuliganami. Moje dziecko, które jest w trzeciej klasie szkoły podstawowej, pięknie pisało o Józefie Piłsudskim, kto to jest patriota, bohater. To jest ktoś, kto oddaje siebie, oddaje życie i swoim przykładem służy ojczyźnie. Tu nie ma wątpliwości. Natomiast, a propos ostatnich incydentów, nie łączyłabym chuliganów z manifestującymi, bo przyczyny, dla których ludzie manifestują są również ekonomicznymi, poglądowymi, takimi, które nie zgadzają się z rządem, a mają możliwość wyjścia i zamanifestowania. Ale skupiłabym się na czymś innym. Ostatnie relacje z pochodu w Warszawie skupiły się tylko na burdach 200 chuliganów. Ja bym chciała wiedzieć, co było z 50-tysięcznym pochodem, który skończył na Agrykoli, gdzie były wypowiedzi osób, które ten marsz zorganizowały. Nic na ten temat nie wiemy. Nie wiemy co ci ludzie, którzy z różnych względów przyłączają się do marszów niepodległości, mają do powiedzenia i dlaczego tam są. Bardzo mnie martwi, że skupiono się na burdzie i całe Święto Niepodległości kręciło się w relacjach wokół tylko i wyłącznie chuliganów. Mnie to męczy. Bo np. ja z dziećmi brałam udział w pięknej paradzie w Gdyni i ja ze Święta Niepodległości mam zawsze bardzo dobre wrażenia i wspomnienia.

AM: A nie martwi Pani, że ten tłum był w Warszawie na Marszu Niepodległości, a nie idzie np. za Prawem i Sprawiedliwością, za Jarosławem Kaczyńskim? Ten sfrustrowany, ja nie mówię o tych wandalach.
DAM: Musimy rozgraniczyć jedną rzecz. Wszyscy szukają: gdzie był PiS. No szkoda. Donald Tusk też żałuje, że PiS był w Krakowie i że nie nie może w Warszawie przypisać winy PiS-owi. Ale cały czas szuka, co by tutaj powiedzieć, no i znalazł, że albo niegodnie się wyraża nasz premier Kaczyński, albo niegodnie milczy. Tak źle i tak niedobrze. Ja powiedziałabym tak: PiS-u nie było w Warszawie, my też mamy dosyć przypisywania nam rzeczy, których autorstwa nie posiadamy i nie przyczyniliśmy się do wielu złych rzeczy, ale ja bym chciała, żeby państwo polskie, czy instytucje, pan minister Sienkiewicz i pan Donald Tusk w końcu pokazali, że potrafią być odpowiedzialni za zapewnienie bezpieczeństwa Polakom w ogóle, żeby nie było takich właśnie wpadek, jak ambasada Rosji, której zabezpieczenie jest obowiązkiem naszego państwa w razie różnych sytuacji brzydkich i kompromitujących nas. I chciałabym, żeby jednak tutaj uderzył się w pierś pan minister Sienkiewicz i ze wstydem przyznał, że nie potrafił zapanować nad 200-osobową bandą chuliganów, gdzie wcześniej mówiono, że osoby te są znane policji i że na forach internetowych wcześniej się organizowały. O czym to świadczy? Proszę sobie samemu wyciągnąć wnioski.

AM: A to, że przepraszamy Rosjan za ten incydent pod ambasadą też panią denerwuje?
DAM: Wcześniej byłam przeciwnikiem przepraszania po tych incydentach meksykańskich na plaży w Gdyni. Dlatego, że uważam, że nie wyjaśniono tam udziału obydwu stron. Natomiast jeżeli chodzi o Rosjan, to podam taki przykład. Gdy w Holandii sąsiad zadzwonił, że jeden z pracowników ambasady rosyjskiej ma zbyt huczną imprezę i to przeszkadza sąsiadom, wkroczyła policja. Oczywiście, nie powinna wejść do mieszkania, bo to jest terytorium Rosji. Ale co stało się parę dni później? Tej samej rangi urzędnik w Moskwie został pobity. Pracownik ambasady holenderskiej. My rzeczywiście zasłynęliśmy złym incydentem, ale to można analizować i zacząć od początku – dlaczego w ogóle nie było ochrony tej ambasady. Natomiast co się stało potem? Flesze, telewizja, paru chłopaczków robi to samo. Nie tyle uczmy się złych przykładów, co wyciągajmy wnioski albo z przeprosinami i biciem się w piersi, bo ja uważam, że oczywiście trzeba przepraszać i zachować bardzo dobry poziom kultury. Ale na przykład już przy niewpuszczeniu polskiego konsula na konferencję prokuratury niemieckiej, gdzie mówiono o skradzionych dziełach sztuki – nie wpuszczono reprezentanta Polski na tę konferencję, więc co powinien zrobić minister Sikorski? Wezwać w trybie pilnym ambasadora Niemiec do siebie i powiedzieć, co na ten temat sądzi. Niestety, nie potrafimy we własnej sprawie robić takich rzeczy, więc tutaj kłania się analiza całej polityki zagranicznej i również tych stosunków, które dotyczą takich brzydkich incydentów.

AM: Słyszałam, że BBC ma pokazać serial niemiecki, polski tytuł „Nasze matki, nasi ojcowie”.
DAM: To jest następny przykład tego, że brak reakcji pozwala na pójście dalej organizacjom, państwom, propagandzie, itd.

AM: Ale nie było zupełnego braku reakcji.
DAM: Pani redaktor, jeżeli polska telewizja zakupuje za nasze pieniądze, podatników, taki film, to to jest granda, skandal i dowód na to, że absolutnie nie mamy polityki historycznej, nie potrafimy walczyć o swoje, tylko wystarczy nam poklepywanie po plecach. Niestety trzeba tu brać przykład właśnie z Niemców, którzy mają politykę historyczną rozłożoną na pokolenia, bo oni wiedzą, że w umysłach i świadomości buduje się pewną prawdę historyczną przez pokolenia. My tego nie robimy, a Niemcy robią to za nas, w taki sposób, że za chwilę się dowiemy, że to myśmy się przyczynili do wybuchu II wojny światowej. Bo już nas oskarżają o wypędzenia i zbrodnie przeciwko ludzkości, i awansują polityków, którzy takie historie opowiadają. Mało tego, sponsorują to, a film, który polska telewizja zakupiła jest skandalem i grandą, ponieważ żadna dyskusja nie wyjaśni co tak naprawdę autor miał na myśli. A konia z rzędem temu, kto wie, o co tak naprawdę w tym filmie chodziło.

AM: A Pani już tak ostatecznie zamknęła swoją organizację Powiernictwo Polskie?
DAM: Zrobię konferencję na ten temat dlatego, że niestety jesteśmy dowodem na to, jak można zamknąć usta polskim organizacjom poprzez niemieckie sądy. Strona niemiecka zwróciła się do polskiego sądu o to, żebym ja zapłaciła pani Steinbach koszty sądowe, i mogło to nastąpić w stosunku nawet do roszczeń następnych, które pani Steinbach wysuwała wobec Polaków. To by się wiązało z tym, że nie moglibyśmy w ogóle funkcjonować, ponieważ każda złotówka wpłacona przez polskich patriotów i Polaków, którzy chcieliby rzeczywiście przeciwstawiać się przekłamaniu historii, jakie reprezentuje pani Steinbach, wpływałaby na konto niemieckiej organizacji czy konto pani Steinbach. Na to zgody nie ma.

AM: Ale Pani już w lutym zapowiadała koniec tej działalności.
DAM: Działalność jest zawieszona. Będę chciała Państwu przedstawić, w jakiej sytuacji i w jakich warunkach działają polskie organizacje, takie jak Powiernictwo Polskie, wobec wyroków sądów niemieckich.

AM: Porozmawiajmy chwilę o życiu poza polityką. Dwa miesiące temu straciła Pani męża. Ważni mężczyźni w Pani życiu odchodzą. Postanowiła Pani już wrócić do polityki i do życia? I ta rozmowa jest dzisiaj między innymi przykładem na to?
DAM: Chciałam Pani podziękować, że Pani w ogóle delikatnie do mnie napisała smsa czy w ogóle możemy się spotkać. Ja wracam do życia, dlatego że mam dwoje dzieci, muszę normalnie funkcjonować, nie mam wyjścia. Nie jestem pierwszą kobietą, której przydarzyła się taka tragedia. Aczkolwiek rzeczywiście, zginął i mój ojciec tragicznie i mój mąż. Ja to muszę robić, jestem młodą osobą, ale mając dzieci i rodzinę muszę sobie radzić i chcę stawić czoła temu wszystkiemu. Muszę być silna i w związku z tym staram się wrócić do takiej pracy, jaką przedtem wykonywałam, staram się to robić dobrze. Ale to też moje dzieci i rodzina mówią, żeby iść, robić, działać, być wśród ludzi. To zresztą dla chyba każdego, kto jakąkolwiek śmierć bliskiej osoby przeżył jest to najlepsza rada, żeby się nie zamykać. Bo to jest tragedia, to się przeżywa, targają emocje i uczucia. Szczerze mówiąc, nic się nie chce, bo pamięć o ludziach, wspomnienia i ta cała tragedia jest nie do ogarnięcia. Ja nie byłam na to kompletnie przygotowana, w związku z tym tym bardziej mnie to uderzyło. A tak naprawdę tragedia i problemy zaczynają się po śmierci tych osób. Bo powrót do życia i ułożenie sobie życia to jest borykanie się i z trudnościami, ale też sprawdzian dla siebie, dla znajomych, dla całej rodziny, i nigdy nie wiadomo co przyniesie następny dzień. Niemniej jednak liczę na to, że będę w stanie podejmować dobre decyzje i że spotkam na swojej drodze życzliwych ludzi, którzy będą mi pomagać.

AM: A ma Pani siłę na zarówno politykę, jak i biznes? Bo przecież Pani mąż był przedsiębiorcą i prowadził rozległe biznesy.
DAM: Myślę, że nie jestem jedyna, która jest w takiej sytuacji. Ale ktoś, kto prowadzi działalność gospodarczą zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji jestem. Nie będę rozwijać tego tematu, po prostu muszę sobie poradzić.

AM: Dziękuję bardzo.
DAM: Dziękuję bardzo.

Zobacz także


Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj