– Decyzje o rekonstrukcji rządu są w dużej mierze poza premierem. Kilku ministrów już samych się zrestrukturyzowało, pani Kudrycka, pan Rostowski a inni są restrukturyzowani przez Prokuratora Generalnego, więc premierowi nie zostaje dużo marginesu, powiedział Leszek Miller, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry.
Leszek Miller: Dzień dobry Pani, dzień dobry Państwu.
AM: Rekonstrukcja to jest najpopularniejsze słowo tego tygodnia. Kogo Donald Tusk wyrzuci, a kogo powinien, Pana zdaniem?
LM: Nie wiem, dlatego że te decyzje w dużej części są podejmowane poza premierem, dlatego że kilku ministrów już samych się zrestrukturyzowało. Pani Kudrycka, pan Rostowski, inni są restrukturyzowani przez prokuratora generalnego, więc panu premierowi nie zostaje duży margines.
AM: To takie złośliwe. Ale to, że minister finansów odejdzie, to Pana zdaniem pewne?
LM: Sądzę, że tak. W każdym razie minister finansów daje to jasno do zrozumienia. Mówi, że czuje się wypalony. Pani Kudrycka tak samo. Można powiedzieć, że ministrowie premiera Tuska dzielą się na spalonych i wypalonych.
AM: Protasiewicz zapowiadał, że rekonstrukcja będzie w tym tygodniu. Mówił, że będziemy pod dużym wrażeniem. Myśli Pan, że faktycznie będziemy pod dużym wrażeniem?
LM: Nie sądzę. Duże wrażenie byłoby wtedy, gdyby premier nie koncentrował się na zmianach personalnych, a na programie tzn. gdyby ogłosił nowy program, z nowymi priorytetami, a dopiero później do tego nowego programu dobrał ludzi, którzy są rękojmią jego wykonania. Ale oczywiście tak nie będzie i skończy się na kolejnej niewiele znaczącej rekonstrukcji personalnej.
AM: Ale myśli Pan, że sama zapowiedź jakichś działań naprawdę dawałaby rządowi jakieś nowe otwarcie? Bo premier już miał takie wystąpienia.
LM: Coraz trudniej, dlatego że tych rekonstrukcji było już kilka i nowych otwarć też. I walor świeżości już dawno zniknął. Ale gdyby to był ciekawy program, zmiana strategii społeczno-gospodarczej np. orientująca się przede wszystkim na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego i na bardziej sprawiedliwe rozłożenie ciężarów transformacji, to pewnie wzbudziłoby większe zainteresowanie, w której jedno nazwisko zastępowane jest innym nazwiskiem.
AM: Pan nie ma powodu dobrze doradzać Donaldowi Tuskowi, bo to jakby nie było konkurent. Ale co powinien dzisiaj zrobić ten program? To byłoby to coś?
LM: Ja na miejscu premiera bym uczynił tak, że bym przedstawił strategię nowego programu, a potem powiedział, że żeby ten program został zrealizowany, to dobieram takich i takich ludzi. Na pewno to wywołałoby większe zainteresowanie, bo niewątpliwie Polska jest w dryfie i nowe strategiczne rozwiązania byłyby bardzo przydatne. Zwłaszcza odnoszące się do wzrostu poziomu życia obywateli.
AM: W tym nowym rozdaniu miało być też coś o Otwartych Funduszach Emerytalnych. Reforma OFE to jest skończona sprawa?
LM: Nawet jest niezaczęta, dlatego że dopiero na najbliższym posiedzeniu Sejmu, zaczynającym się w środę mają się pojawić jakieś projekty. W każdym razie do tej pory w Sejmie nie widzieliśmy projektu ustawy, która dokonuje zmian w OFE.
AM: A Wy jesteście za tymi zapowiadanymi zmianami, o których mówi premier, czy nie?
LM: To się okaże co tam jest zapisane. Jeżeli będzie zasada dobrowolności, to ona jest nam bliska.
AM: Dobrowolności, że można się wycofać z OFE? Tak ma być.
LM: Ale tak jeszcze nie ma. To jest w ogóle dziwaczna sytuacja, że my Polacy wybieramy prezydenta, posłów, senatorów, wójtów, burmistrzów, ale nie możemy wybrać, czy chcemy należeć do OFE, czy do ZUS. Więc najwyższy czas, żeby to zrobić. Natomiast jakie będą inne rozwiązania, to się dopiero okaże.
AM: Ale skoro to jest warunek podstawowy, to rozumiem, że będziecie popierać?
LM: Ale to nie jest jedyny warunek. My na przykład uważamy, że powinno się powołać państwowy otwarty fundusz emerytalny. Chodziłoby o to, żeby pieniądze, które wyjdą z OFE nie zostały natychmiast przemienione na wypłaty emerytur i rent, ale żeby właśnie były używane do mnożenia przyszłych emerytur. Ale już pod nadzorem państwa, a nie prywatnych instytucji.
AM: Ale o tym nie ma w ogóle mowy. Trochę Pan mówi jakby nie chciał Pan powiedzieć, czy jesteście za, czy przeciw.
LM: Jeżeli ta nasza propozycja nie zostanie przyjęta, a my ją przedstawiamy już od dłuższego czasu, to oczywiście będzie nam trudniej poprzeć zmiany, które zaproponuje rząd. Dlatego też z wielką niecierpliwością oczekujemy na nowy projekt. Natomiast nie ulega wątpliwości, że jak się popatrzy na trzynastoletnią historię OFE, to mieliśmy i mamy do czynienia z oszustwem na masową skalę.
AM: Pan nigdy nie był zwolennikiem tego rozwiązania. W tym uczuciu jest Pan akurat dosyć stały. Ale właśnie co do uczuć, pewnych ocen, jak Pan rozumie takie zdanie marszałek Ewy Kopacz, że cenię Leszka Millera? Jakieś tu oko puszcza pani marszałek do Pana?
LM: Nie, jest mi bardzo przyjemnie. Również bardzo sobie cenię pracę pani marszałek Kopacz. Też taki wdzięk, który posiada. Jak Pani może pamięta, kiedyś powiedziałem, że pani marszałek Kopacz pachnie różami.
AM: To może tak to już skończmy. Chyba pojawia się nowy zwolennik referendum w sprawie budowy elektrowni atomowej, bo teraz Prawo i Sprawiedliwość chce takiego referendum. Pytam też o to, bo ta elektrownia jeśliby powstała, może powstać tutaj na Pomorzu. To znaczy, że będziecie razem?
LM: Postulat, żeby w tej sprawie rozstrzygnąć po odbyciu referendum jest naszym starym postulatem. Uważamy, że to jest dobry pomysł. Tym bardziej, że przecież pojawiają się nowe źródła energii tzw. odnawialne. Tutaj na Wybrzeżu widzimy co chwilę jakieś nowe farmy wiatrowe, małe spiętrzenia wody, elektrownie wiatrowe itd. Więc warto rozstrzygnąć, czy stawiamy na energetykę atomową, czy nie.
AM: Ale w formie referendum? Nie oczekiwałby Pan bardziej takiej decyzji od rządu?
LM: Rząd tak czy owak musi podjąć tę decyzję. Ale jak Pani wie, jakiś czas temu została powołana specjalna spółka z ministrem Gradem, który podobno zarabia około 100 tysięcy miesięcznie i trudno się doszukać jakichkolwiek efektów działania tej spółki.
AM: To jeszcze jedna sprawa, lokalna. Wasi kandydaci na prezydentów Gdańska, Sopotu, Gdyni, Słupska i innych miast.
LM: To jest proces, który jest w tej chwili realizowany. My chcemy gdzieś na przełomie grudnia, stycznia w całym kraju, nie tylko na wybrzeżu pozamykać te kwestie. I proszę mnie jeszcze dziś zwolnić z odpowiedzi na te pytania, dlatego że to są rzeczy, które się dzieją, są w trakcie.
AM: Ale czy to jest tak, że to będą wybory w których musicie zaistnieć? Czy to będą wybory, w których chcielibyście coś wygrać?
LM: My istniejemy już od dawna. Raz lepiej, raz gorzej. Więc będziemy startowali w wyborach nie po to, żeby potwierdzić, że istniejemy, a po to, żeby zdobywać mandaty, sympatię ludzi. Bo jesteśmy przekonani, że gdybyśmy mogli w samorządach realizować nasze założenia programowe, to by dobrze służyło i obywatelom, i Polsce. Natomiast jak będzie? Wszystko zależy od wyborców, od tego ilu ludzi pójdzie do wyborów.
AM: Ale Pan wie jak trudno jest pokonać urzędujących włodarzy miast. Dlatego pytam o takie nazwiska, które są w stanie pokonać prezydenta Gdyni, Sopotu, Gdańska. Czy po prostu wystawicie kogoś, kto spróbuje zawalczyć?
LM: Nie. Wystawimy kandydatów i kandydatki, co do których jesteśmy przekonani, że mają stosowne kompetencje, są obdarzeni stosownymi walorami i że są w stanie nawiązać równorzędną walkę i wygrać. A czy tak będzie, to zależy od mieszkańców naszych miast, gmin.
AM: Jakiejś wielkiej wiary tutaj w pańskich słowach nie czuję.
LM: Proszę pani, ja w tej chwili nie mogę przekazać tych nazwisk z oczywistych powodów. Natomiast głęboko wierzę w to, że lewicę na Wybrzeżu stać na bardzo dobry wynik i po latach chudych zaczną się lata tłuste.
AM: Dziękuję bardzo.
LM: Dziękuję.