Leszek Blanik, mistrz olimpijski o finansowaniu sportu i igrzyskach w Soczi

– Sam dla swoich zawodników biegam i szukam sponsorów. To nie jest łatwe, żeby mieli chociaż na odżywki i rehabilitację. Oczywiście zawsze jest tak, że są te dyscypliny medalodajne, które mają się lepiej. Są bardziej medialne, jak skoki narciarskie, gdzie jest więcej finansowania, powiedział Leszek Blanik. Agnieszka Michajłow: Dzień dobry, witam w studiu.
Leszek Blanik: Dzień dobry.

AM: Portal trójmiasto.pl pisze dziś o związkach Platformy Obywatelskiej z Akademią Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Pisze także o Panu, choć Pan chyba formalnie jest na urlopie?
LB: Tak, jestem na bezpłatnym urlopie.

AM: Piszą także o Tomaszu Słodkowskim, współpracowniku byłego ministra Sławomira Nowaka, byłym radnym PO w Gdańsku. W ub. roku miał pracować kilka miesięcy na AWFiS jako menadżer za 54 tysiące zł, gdzie umowy antydatowano. Miał być doradcą rektora ds. przedsięwzięć i realizacji publicznych. Wie Pan coś na ten temat? Jakaś patologia się tam na AWFiS dzieje?
LB: Myślę, że dzieje się to, że w tej chwili ludzie, którzy zostali odsunięci od władzy w AWFiS zaczynają atakować. Dla mnie dziennikarka, która pisze i powołuje się na byłego pracownika i na wypowiedzi zasłyszane na uczelnianym korytarzu, jest mało wiarygodna. Ja nie znam przytoczonego pana, natomiast mogę powiedzieć, że na mnie też były pisane różne donosy do ministerstwa nauki. Pisano w nich, że jakobym zatrudniał poprzez moje naciski na rektora swojego teścia…

AM: Właśnie, w tym artykule jest napisane o klanach rodzinnych. Czyli tak: długoletni pracownik to teść Leszka Blanika, na uczelni pracuje też syn teścia i bratanica.
LB: Bratanicy nie znam….Teść to jest Aleksander Drobnik, osoba która wspomagała mnie przy karierze sportowej. To jest człowiek, który pracuje na uczelni ponad 30 lat. Czyli raczej ja trafiłem na AWFiS po panu Aleksandrze Drobniku. Ponadto Paweł Drobnik obronił właśnie doktorat na uczelni jeśli chodzi o sport dzieci i młodzieży niepełnosprawnych. Także jest to osoba, która trafiła tu też prawdopodobnie przede mną.

AM: Dlaczego jest od lat taka atmosfera wokół uczelni?
LB: Domyślam się, że chodzi o władzę. Kilka lat temu uczelnia za odwołanego rektora profesora Hucińskiego znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. W tej chwili wchodzi w program naprawczy, jeśli chodzi o ministerstwo nauki…

AM: Siedem milionów złotych długu ma…
LB: Poprzez działania rektora Moski uczelnia wychodzi na prostą. Można pojechać i zobaczyć, co się dzieje. Licząc środki uzyskane poprzez umowy z ministerstwem sportu, AWFiS pozyskał ponad 50 mln złotych na różne inwestycje.

AM: A co z halą imienia Leszka Blanika, to miało być takie Pańskie dziecko?
LB: I to będzie. Wszystko zmierza ku temu. Osoby, które odeszły z uczelni i które ją atakują po to, żeby wykazać nieudolność rektora Moski chcą pokazać, że te inwestycje nie dojdą do skutku. Przypomnę, termomodernizacja uczelni została przeprowadzona i już się kończy. W środku również zmieniamy wiele rzeczy. A hala będzie powstawała. Szukamy wykonawców, jest po pierwszych dwóch przetargach, ta kwota była jednak zbyt duża i nie mieliśmy tych środków. Zarówno prezydent Adamowicz, o nim też pisano, że umorzył pożyczkę, za co mu bardzo dziękujemy, bo te środki zostaną przekazane właśnie na budowę hali. To nie jest hala dla mnie, to jest hala dla przyszłych pokoleń, dla dzieci i młodzieży. Nie tylko dla gimnastyki sportowej, ale dla wszystkich sportów gimnastyczno-akrobatycznych. Wszelkie takie ataki są krzywdzące i często po prostu nierzetelnie napisane.

AM: Pan chce wrócić na akademię?
LB: Ja cały czas jestem na akademii, bo codziennie mam treningi z młodzieżą. I powiem, że ta hala pomoże w zdobyciu medalu olimpijskiego w roku 2020 bądź 2024. I powiem, że mnie osobiście boli, że w Polsce cokolwiek się zaczyna robić, a między innymi po to poszedłem do parlamentu, żeby mieć możliwość ściągnięcia tych finansów. Nie będę ukrywał, że moja pomoc jeśli chodzi o ściągnięcie środków na halę gimnastyczną, jest duża. Wychodzę z założenia, że jakikolwiek rektor by nie był na naszej uczelni, to zawsze będę pomagał ponieważ jest to moja rola. Jestem wychowankiem tej uczelni. Pusty śmiech mnie ogarnia, jeśli ktoś atakuje uczelnię bez wglądu w fakty jakie zaistniały.

AM: To znaczy, że Pańskie posłowanie się w tej kadencji zakończy? Załatwił Pan pieniądze na halę i wystarczy?
LB: Ostateczne decyzje będą w przyszłym roku.

AM: Podoba się Panu posłowanie? Ma Pan na coś wpływ?
LB: Chociażby mam wpływ na to, że będzie powstawała hala gimnastyczna.

AM: A polityka się Panu podoba?
LB: Oczywiście wszystko ma swoje plusy i minusy, jak wszystko w życiu. Na pewno o wiele prościej było być sportowcem, jest być trenerem. Dlatego, że w środowisku sportowym jestem od prawie 30 lat i jest to dla mnie bardziej czytelne i zrozumiałe. Tym bardziej, że przypomnę nie jestem członkiem żadnej partii. W związku z tym jest mi trochę łatwiej być w polityce, bo bycie w partiach jest trochę trudniejsze.

AM: Porozmawiajmy o Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. W piątek pojawiła się taka informacja, że Adam Małysz zrezygnował z funkcji attache olimpijskiego reprezentacji Polski. Poinformował o tym mailem, a dodam tylko, że tę funkcje powierzył mu Polski Komitet Olimpijski w czerwcu 2012 roku. To jest poważna sprawa?
LB: Nie wiem o co faktycznie sprawa się rozbija, bo media różne rzeczy donosiły. Raczej staram się z dystansem podchodzić do tego, co media piszą. Natomiast rzeczywiście uważam, że jest to troszeczkę niepoważne ze strony Adama, dlatego że zostawił środowisko olimpijskie w takim momencie, na kilka dni przed igrzyskami. To niepotrzebny zgrzyt, bo przecież wiedział już ponad rok, że ma być attache. W tej chwili tłumaczenie się, że nagle są jakieś poważne sprawy związane ze sponsorami i innymi rzeczami organizacyjnymi, które uniemożliwiają mu pełnienie tej funkcji, dla mnie osobiście jestem tym niemile zaskoczony.

AM: Pan lubi sporty zimowe?
LB: Z racji tego, że jestem przedstawicielem sportów letnich i daleko mam do gór, to trochę mniej. Ale zawsze lubię oglądać, szczególnie hokej.

AM: Nasi dadzą radę, mogą przywieźć sześć medali, tak jak ostatnio, czy będzie gorzej?
LB: Jestem przeciwnikiem tego, żeby mówić o szansach medalowych. Tych rozczarowań zazwyczaj jest więcej, niż pozytywnych zaskoczeń. Jeżeli mówimy, że mamy 12-13 szans medalowych w Soczi, to jeżeli wyjdzie z tego 50 procent, to będzie naprawdę dobrze.

AM: Ale my mamy taką potrzebę przeżywania sukcesu sportowego…
LB: To bardzo dobrze. Jedzie 59 sportowców, dla każdego z nich sam start w igrzyskach jest pewnego rodzaju wyróżnieniem. Oczywiście są ci sportowcy, jak Justyna Kowalczyk czy Kamil Stoch, którzy pretendują do medali olimpijskich, ale moim zdaniem lepiej zdejmować z nich presję, niż nakładać dodatkowo. Oni sami czują ten duży ciężar, który niosą.

AM: Justyna Kowalczyk, czy skoczkowie – oni chyba problemów finansowych ze sponsorami, żeby mieć na trenowanie nie mają. Ale słyszeliśmy taką historię łyżwiarek szybkich, które żeby mieć pieniądze musiały się rozbierać dla gazet. To chyba nie tak powinno wyglądać finansowanie sportu i przygotowań do igrzysk?
LB: Takie sytuacje mają miejsce na całym świecie. Ja sam jestem przedstawicielem dyscypliny niszowej, w której zawsze brakowało pieniędzy. Mnie, mimo że byłem mistrzem świata też ich brakowało. Sam dla swoich zawodników biegam i szukam sponsorów, bo to nie jest łatwo, żeby mieli chociaż na odżywki czy rehabilitację. Zawsze jest tak, że są te dyscypliny medalodajne, które mają się lepiej. Te bardziej medialne, jak chociażby skoki narciarskie, gdzie będzie zawsze więcej finansowania. Trudno jest mówić o tym, żeby zapewnić wszystkim idealne warunki do pracy, dlatego że polski sport otrzymuje zaledwie 120 mln złotych na sport kwalifikowany. To jest budżet Lecha Poznań i Legii Warszawa razem wziętych. Stąd trudno jest sporty olimpijskie dotować w jakiś rozsądny sposób. Zawsze jest to gdzieś tam ucinanie komuś i niestety tak jest od lat. Póki nie będzie więcej pieniędzy, a na dzień dzisiejszy nie będzie, to nie będzie z tym lepiej. Ale czasami zbyt dobre warunki powodują rozleniwienie.

AM: Tęskni Pan za czynnym uprawianiem sportu? Za zawodami, igrzyskami?
LB: Za codziennym uprawianiem sportu nie tęsknię dlatego, że byłem bardzo już zmęczony pod koniec swojej kariery. Natomiast zacząłem tęsknić za wielkimi imprezami. Kiedy pracuję z moimi zawodnikami, patrzę jak się rozwijają, to zaczynam marzyć o tym, żeby któryś nich w przyszłości stanął na podium olimpijskim. Powiem szczerze, że cała moja kariera sportowa, te dwa medale olimpijskie nie miałyby znaczenia, gdyby po pierwsze nie wybudowali nowego obiektu dla gimnastyki, a po drugie jeżeli nie będzie kolejnego zawodnika, który zdobędzie medal olimpijski. Jeżeli te dwa warunki zostaną w przyszłości spełnione, to tak naprawdę dopiero wtedy będzie zamknięcie mojej kariery sportowej. 

AM: Pamięta Pan co czuł, kiedy zdobywał Pan złoto olimpijskie? Co się wtedy czuje?
LB: Dumę i spełnienie samego siebie. Tam nawet nie ma radości, ta radość przychodzi dopiero później, kiedy się wraca do Polski. Czuje się dumę, że się dało radość Polakom, kiedy odgrywany jest hymn narodowy, kiedy flaga idzie do góry. Jest to bardzo duża duma dla sportowca, lata pracy i wyrzeczeń. Ja nie wiem, czy któryś ze sportowców jest w stanie tak od razu się cieszyć. Natomiast jest poczucie dumy, że te pokładane nadzieje w sportowcach, o których mówimy teraz “kandydat do złota, kandydat do medalu” się spełniły. Oni zdobywając te medale, będą mieli poczucie spełnienia misji. I chyba każdy sportowiec, który osiąga sukces niesie ze sobą nie tylko ten ciężar, ale również tą misję.

AM: Dziękuję za rozmowę.
LB: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj