– Trzeba postawić pytanie, na ile Unia Europejska powinna ingerować w pewne, niezależne prawa samorządów czy krajów. Widzimy, że ta ingerencja sięga bardzo głęboko. Ona powoduje, gdy prześledzimy np. historię Stoczni Gdynia i innych firm w Polsce, bardzo negatywne skutki, jeżeli chodzi o rozwój gospodarczy naszego kraju. W ten sposób wiceprezydent Gdyni Ewa Łowkiel skomentowała zastrzeżenia Komisji Europejskiej dot. budowy portu lotniczego w Gdyni Kosakowie. Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Pani prezydent, witam.
Ewa Łowkiel: Dzień dobry.
AM: Spotkałyśmy się, żeby między innymi porozmawiać o darmowym podręczniku, o nowym pomyśle minister edukacji. Ale pozwoli Pani, że zacznę od dramatycznego listu prezydenta Szczurka do mediów, do europosłów. W tym liście prezydent zarzuca Komisji Europejskiej sprzyjanie wielkim liniom lotniczym. Chodzi oczywiście o obronę lotniska w Kosakowie i tej inwestycji. Jest ryzyko, że pomoc społeczna zostanie uznana za nielegalną. Skąd ten dramatyczny ton?
EŁ: Chciałabym najpierw zauważyć, że lotnisko w Gdyni jest od wielu lat. Tego lotniska nie wybudował pan prezydent. To lotnisko musiało być przekwalifikowane z wojskowego na cywilne.
AM: To jest całkiem spora inwestycja.
EŁ: Nie wiem, czy to są tak wielkie pieniądze, gdy myślimy o tego typu inwestycji. Nie pamiętam kwoty, ile kosztowała rozbudowa lotniska w Rębiechowie, ale to była kwota wielokrotnie wyższa. Myślę, że warto wykorzystywać lotnisko, które już było wcześniej w Gdyni i umożliwić mu spełnianie funkcji cywilnej.
AM: No tak, ale jak realizować takie inwestycje, żeby nie mieć takiego kłopotu?
EŁ: To jest pytanie o to, jak daleko powinna Unia Europejska interweniować i ingerować w pewne niezależne prawa samorządu czy kraju, bo widzimy, że ta ingerencja sięga bardzo głęboko. Gdy prześledzimy losy stoczni w Gdyni i innych firm w Polsce widzimy, że ta interwencja powoduje bardzo negatywne skutki, jeżeli chodzi o rozwój naszego kraju.
AM: Czy to nie jest teraz takie szukanie winnego? Dlatego, że się po prostu nie przewidziało skutków inwestycji?
EŁ: Ta inwestycja, czyli stworzenie na już istniejącym lotnisku terminalu, nie była realizowana w jakiejś konspiracji. Pan prezydent uzyskał zgody odpowiednich władz Polski. Przecież to było lotnisko wojskowe. Tego nie da się zrobić w takim porozumieniu na poziomie samorządu. Mieliśmy prawo zakładać, że jego funkcjonowanie uznane zostanie za zgodne z prawami obowiązującymi w Europie.
AM: Prawdopodobnie tak nie będzie. Prezydenta Szczurka nie ma w Polsce i teraz inni muszą się tłumaczyć. Ale zmieńmy temat. Podręcznik za darmo… chociaż nie wiem, czy za 10, czy 18 złotych? Proponuje dla pierwszoklasistów minister Kluzik-Rostkowska. I to jest ten sposób, żeby wyeliminować, jak mówi wiele osób patologię, że trzeba pierwszoklasiście kupować zestaw za 250 zł. Świetnie to, czy nie?
EŁ: Niewątpliwie firmy wydawnicze przekroczyły granicę przyzwoitości. Nauczyciel wybierał podręcznik a rodzic kupował cały zestaw różnego rodzaju dodatkowych ćwiczeń, dodatkowych podręczników. Do tego jeszcze wydawnictwo dbało o to, by ten podręcznik był jednorazowy. Czyli pełnił funkcję ćwiczeń.
AM: Proszę mi powiedzieć, jako organ założycielski i prowadzący nie mogliście Państwo w to jakoś zaingerować i sprawić, żeby nauczyciele ich nie wybierali?
EŁ: Wielokrotnie na ten temat rozmawialiśmy. Proszę zobaczyć jak skonstruowane są przepisy prawa. Ministerstwo tworzy podstawę programową. Za program odpowiedzialny jest nauczyciel.
AM: To dobrze?
EŁ: Nauczyciel wybiera podręcznik, poprzez który chce realizować swój program. Wybiera go kierując się wartością podręcznika i doświadczeniem. Tak jak na wyższych poziomach edukacji byłoby jakieś uzasadnienie, by tych ofert do wyboru było więcej, tak bardzo trudno mi zrozumieć. Chociaż czuję trud pokonania bariery nauki czytania i pisania. Każdy z nas przez ten trud przeszedł. Żeby aż taka ilość podręczników i takie pakiety były obudowane wokół podręcznika. Proszę zauważyć, że ministerstwo ponosiło koszty tych zestawów. Ja sprawdziłam, że w Gdyni wyprawka szkolna kosztowała ministerstwo 350 tysięcy złotych dla dzieci, które spełniają kryterium dochodowe. Wszystkie dzieci niepełnosprawne mają prawo do bezpłatnego podręcznika.
AM: Dotychczas decydowali nauczyciele a teraz zadecyduje o tym ministerstwo. To znaczy, że to jest dobre rozwiązanie?
EŁ: Ja boję się jednego słusznego podręcznika. Jako ciekawostkę powiem jeszcze, że rozmawiałam z rodzicami i niektórzy do dziś kupują Elementarz Falskiego. Chociaż zdjęcia są archaiczne i dzieci pytają „co to?” pokazując na telefon, to rodzice twierdzą, że teksty są świetne do nauki czytania i pisania. Proszę zobaczyć jak dużo ten darmowy podręcznik musi spełnić warunków. On musi wytrzymać trzy lata, nie powinien być ciężki, musi mieć świetnie dobrane teksty, tak by ta nauka czytania i pisania mogły być zgodne z podstawą programową. Jestem ciekawa co zrobią wydawnictwa.
AM: Czy w ogóle można zdążyć z produkcją takiej książki? Z jej stworzeniem do czerwca?
EŁ: Ja się w ogóle boję, że to się odbije na jakości. Proszę zobaczyć, że ten wolny rynek wydawniczy został tak rozpasany, że doprowadziło to do tak dramatycznych decyzji ministerialnych. Natomiast, czy nie można było go trochę chronić a poszukiwać rozwiązań, które dawałyby możliwości wyboru i ograniczałyby ceny?
AM: Też się nad tym zastanawiam, ale może z jakiegoś powodu było to niemożliwe? Skoro ministerstwo podejmuje taką dramatyczną decyzję, że samo będzie teraz tworzyć podręcznik?
EŁ: Oczywiście, bo nie ma czasu na przetarg. Jeśli we wrześniu dzieci mają dostać podręcznik, to dziś nie ma czasu, by przejść przez wszystkie procedury, które pozwoliłyby dokonać wyboru. Ministerstwo zleca napisania podręcznika swojej instytucji, tworzy zespół. Obawiam się, że czasu jest mało. Niewątpliwie problem podręczników powinien zostać pilnie rozwiązany. To jest również pytanie, kto powinien ponosić koszty podręcznika.
AM: Kto?
EŁ: Ja uważam, że jak jest obowiązek szkolny to państwo.
AM: I tak teraz niby będzie. A jakie są jeszcze pytania? Kto? To już wiemy, że państwo. Pani minister mówi, że państwo poniesie.
EŁ: Państwo ponosi odpowiedzialność za podstawę programową. Pani minister mówi, że w tym roku to państwo, ale może w następnych latach to samorządy. Aż strach się bać.
AM: Tego się Pani obawia, że ten ciężar finansowy zostanie przerzucony na Was?
EŁ: Obawiam się. Jak śledzę rozwiązania, które wprowadza ministerstwo to widzę, że to są często prezenty robione na koszt samorządów. Słynna przedszkolna złotówka. Nie wiem dlaczego podniosła nasze koszty w samorządzie, każdej godziny dziecka o przeszło złotówkę, bo wyliczona została nieprawdziwie. Mam prawo się tego obawiać, bo samorządy mają wiele zadań do realizowania. Szczególnie kosztowne zadania są w edukacji. Proszę zobaczyć ile samorządy do tego systemu dopłacają, bo zależy im na tym, aby standard edukacyjny był jak najwyższy. Jednocześnie widzimy jak wszystkie decyzje są centralizowane. System rekrutacji do przedszkoli. Ja już dziś boję się tego systemu. Ustawowo określone kryteria, które w moim przekonaniu będą dużym źródłem niepokoju rodziców. Tam nie ma kryteriów ustawowych rodzica pracującego. Natomiast jest kryterium rodzica samotnego.
AM: Czyli jak dwoje rodziców pracuje, to niekoniecznie będzie dziecku przysługiwać miejsce w przedszkolu?
EŁ: W pierwszym etapie rekrutacyjnym dzieci rodziców pracujących nie dostaną się do przedszkoli. Ja tego się obawiam. Rodzice tego nie zrozumieją. My ustawimy w kryterium samorządowym rodzica pracującego, ale to będzie na drugim etapie rekrutacji. Dziś mamy zjawisko samotnych rodziców, którzy nie są samotni, ale formalnie jest inaczej. Zdarzało się, że cała grupa trzylatków była wychowywana przez samotnych rodziców. To nie jest do zweryfikowania. Ja zmierzam do jednego, mnie by interesował system, w którym samorząd ponosi odpowiedzialność nie tylko za pieniądze, ale za system. Ministerstwo scedowałoby na samorządy i każdy mógłby do własnych potrzeb, do własnych realiów, do własnego systemu dostosować system rekrutacji i przed rodzicami ponosić odpowiedzialność. Dziś jesteśmy w sytuacji, że musimy się rodzicom tłumaczyć za to, co zostało ustalone na poziomie centralnym.
AM: Jeśli chodzi o sześciolatki, to w Gdyni nie jest problem? Chyba jesteście dobrze przygotowani i to już od kilku lat.
EŁ: Mam taka nadzieję. Co roku mamy sporo sześciolatków. W tym roku to jest przeszło sześciuset sześciolatków, ale na pewno ważne jest, by szkoły były dobrze przygotowane. Rodzice oczekują osobnych klas dla sześciolatków i to jest dla mnie zrozumiałe. Bardzo trudno jest te osobne klasy tworzyć, gdy jest siedemnastu uczniów, ale takie klasy też chronimy. Ale ile niepokoju przyniesie ten obowiązek od września, kiedy to pół rocznika dzieci obowiązkowo objętych będzie edukacją, to zobaczymy.
AM: Chciałabym Panią zapytać jeszcze o sprawę szkoły w Kokoszkach. Gdańsk chce powierzyć prowadzenie tej placówki podmiotowi niepublicznemu. Media donoszą, że zgłosiły się już dwie organizacje. Wy też macie takie pomysły w Gdyni? Jak Pani to ocenia, że to jest ciekawy, kontrowersyjny, czy bezprawny nawet pomysł?
EŁ: W moim przekonaniu jest to zgodne z prawem. Będzie to szkoła publiczna z innym organem prowadzącym niż samorząd. Czyli będzie to szkoła bezpłatna i szkoła rejonowa. Ja osobiście uważam, że system edukacji i edukacja powinny być edukacją publiczną. Powinno być jasno określone, kto za nią ponosi odpowiedzialność. Ja rozumiem rozwiązanie w Gdańsku. Są w Polsce samorządy, które już nie prowadzą żadnej placówki, gdyż nie mają mają środków, by tak olbrzymie miliony dopłacać do systemu edukacji. To jest akt desperacji, to jest ucieczka samorządów od prowadzenia szkół. Ona wynika z poszukiwania możliwości tańszego utrzymania edukacji.
AM: Tylko dotychczas to była specyfika małych gmin i małych szkół a nie tak dużych, jak mowa jest tutaj w Gdańsku.
EŁ: Tak i to może być ciekawe doświadczenie. W przypadku kiedy to jest szkoła rejonowa. W przypadku kiedy rozwiązanie polega na tym, że organ, który będzie prowadził tę szkołę nie jest zobligowany do stosowania Karty Nauczyciela, bo to jest źródło oszczędności. Czyli nauczyciel będzie miał pensum trzydziestogodzinne, nie musi zarabiać tych kwot średnich wynagrodzeń. To może być ciekawe doświadczenie, bo nie do końca wierzę, że w ten sposób można zbudować wysoki poziom edukacji. Ale dajmy Gdańskowi spróbować. Jednak z moich doświadczeń wynika, że wysoki poziom edukacji wymaga wysokich środków, monitorowania przez samorząd i władze państwowe przebiegu tych procesów i analizowania wyników edukacji.
AM: Dziękuję bardzo.
EŁ: Dziękuję.