– Nie zgadzam się, żeby Tusk i Kaczyński wciskali nam, że tylko ta dwójka jest możliwa, że tylko PO-PiS jest możliwy. Najpierw wszyscy powinni się zweryfikować w wyborach do Parlamentu Europejskiego a potem zobaczymy, kto jest mocny a kto jest „cienias”, powiedział Eugeniusz Kłopotek. Poseł PSL mówił również o ewentualnej organizacji Igrzysk Olimpijskich w Krakowie. Według polityka Polski nie stać na organizację imprezy.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie pośle, witam.
Eugeniusz Kłopotek: Dzień dobry.
AM: Jakby Pan miał obstawiać, to ile by Pan obstawił, że będzie debata Kaczyński-Tusk?
EK: Nie dam złamanego szeląga.
AM: A dlaczego? W Polsce nie przydałaby się taka debata? Nawet o służbie zdrowia.
EK: Nie, nie zgadzam się, żeby ta dwójka znowu nam próbowała wciskać, że tylko PO-PiS jest możliwy.
AM: A gdyby to była szeroka debata, to ok.
EK: Dzisiaj już każdy, Miller oczywiście, przebiera nogami, żeby w tej debacie wziąć udział. A my uważamy, że dlaczego my nie mamy brać udziału. Ci mniejsi powiedzą: dlaczego my nie możemy brać udziału? I dlatego ja mówię: najpierw niech wszyscy zweryfikują się w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zobaczymy kto jest mocny, a kto jest cienias, a o tym zdecydują wyborcy. I dopiero potem niech odbędzie się taka debata z udziałem tych, którzy przekroczyli ten nieszczęsny pięcioprocentowy próg.
AM: A kto jest mocny, a kto cienias dzisiaj w polityce?
EK: Niektórzy robią dobrą minę do złej gry. W sondażach różnie to wypada. Ale najlepszym weryfikatorem tego wszystkiego co robimy, opowiadamy i również ludziom próbujemy powiedzieć są wyborcy. Byleby tylko zechcieli pójść do urn wyborczych. Z tym jest niestety kiepsko.
AM: Ale eurowybory to akurat nie są wybory, które cieszą się dużą popularnością. Wiec to może wcale nie być taki bardzo wiarygodny weryfikator.
EK: Przede wszystkim do tych wyborów do Europarlamentu świat polityczny i medialny bardzo skutecznie zniechęca wyborców. Bo jeżeli mówi się o tych niebotycznych zarobkach itd., to niejednego z nas trafia szlag. Mówię o wyborcy.
AM: Mówi się prawdę.
EK: To prawda. Natomiast powiedzmy sobie szczerze, że to jest preludium. Mamy dwa lata wyborów. Za chwilę, jesienią bardzo ważne wybory samorządowe. Ja właśnie wierzę, że w tych wyborach zawsze jesteśmy mocni. Jak nam dobrze wiatr w plecy wieje w wyborach samorządowych, to dajemy radę sobie w naszych wyborach parlamentarnych. A w przyszłym roku mamy i prezydenckie, które cieszą się różnym poparciem i nie wzbudzają takich emocji, a na końcu mamy te najważniejsze.
AM: Mówi Pan my, to mówi Pan o Polskim Stronnictwie Ludowym.
EK: Nie, generalnie. Jeżeli mówimy „my”, myślę o Polakach, społeczeństwie. Że nie wywołują takich emocji.
AM: Ale dobrze Pan wie, że dla PiS i Platformy każde wybory są teraz ważne, bo pokażą, kto tak naprawdę jest ważniejszy i mocniejszy.
EK: Ależ nie. Ja jeszcze raz podkreślam, że dla nich jest to ważniejsze z innego powodu. Dlatego że cały czas jadą na tym samym paliwie. Jedni i drudzy są na siebie skazani. Żeby jeden drugiemu dokopał, bo to jeszcze ekscytuje również media i część naszego społeczeństwa. Przecież oni przez te wszystkie lata nic nowego nie wymyślili. Oni cały czas jadą na tym zużytym paliwie. Ale jeszcze jadą.
AM: A dlaczego dwóch liderów największych partii, bo tak dzisiaj jest i takie są fakty, czyli PiS i Platformy nie ma usiąść ze sobą i rozmawiać?
EK: Ja oczekiwałem takiej rozmowy po wyborach w 2011 czy w 2007 roku. Wyborcy zdecydowali, że rządzi PO i PSL, ale nie jest tak, że wszystko co proponuje opozycja mamy rozbijać o kant stołu. Bo też są nieraz dobre propozycje, nad którymi warto się zastanowić.
AM: A nad którymi wyście się zastanawiali?
EK: Chociażby w kwestii polityki prorodzinnej. Przecież my jako naród się zwijamy. A to co jest od lat najgorsze w naszej polityce, to opozycja – won, żadna propozycja nie może przejść. A koalicji trzeba ładować, nawet jak nie ma racji. Chociażby w ostatniej kwestii, gdzie PiS próbuje ludziom wciskać, że PO-PSL, po tym jak wzięliśmy część środków zgromadzonych przez instytucję państwową Lasy Państwowe, chcemy doprowadzić do prywatyzacji Lasów Państwowych. My ich za chwilę sprawdzimy, bo złożyliśmy projekt zmiany konstytucji. A bez pomocy PiS nie da rady zmienić, bo potrzebne jest dwie trzecie głosów. I zobaczymy, czy nas poprą. Lasy są dobrem narodowym.
AM: Ale Pana tak to boli, bo PiS bezpośrednio uderza w PSL.
EK: Nie, mnie w naszej polityce boli co innego. Że my już w ogóle nie potrafimy ze sobą rozmawiać, mówię: koalicja-opozycja. W sprawach ważnych dla naszego kraju jeden drugiego chce wykiwać, jeden drugiemu chce dokopać. I dlatego ja powiem Pani, że już tęsknię za wyborami, bo chcę się przekonać jak to jest, co Polacy o nas wszystkich myślą, komu dadzą zieloną, a komu czerwoną kartkę.
AM: Może Pan tęskni za Brukselą? Bo startuje Pan do Brukseli, a tam zarobki większe, możliwy dodatek do emerytury. Komfort życia, proszę Pana.
EK: Wie Pani co, ja póki co mam dobrą stabilizację, bo jak Pani wie, jestem dyrektorem Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki. Słynna gęś biała kołudzka, smacznego życzę. Ale tak zupełnie na poważnie, nie. Uważam, że ci wszyscy, którzy mają określony, sprawdzony potencjał wyborczy, myślę teraz o nas, o PSL, nie powinni odmawiać prezesowi, bo to są dla nas trudne wybory. Pani, obserwując politykę doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że jak raz pójdziesz pod lód, czyli pod ten próg 5 procentowy, to potem już czasami możesz nie wypłynąć na powierzchnię. I trzeba pomóc. Kłopotek, który ma też określony potencjał, w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego sam uciułałem czy uzyskałem 25 tysięcy głosów, to nie w kij dmuchał.
AM: Zostawmy na razie wybory do europarlamentu. Skoro Pan jest taki tolerancyjny dla opozycji, to rozumiem, że pochwali Pan Jarosława Kaczyńskiego z jego propozycjami programowymi, które ostatnio przedstawił? Na przykład w zakresie polityki prorodzinnej pięćset złotych na drugie dziecko i na kolejne dzieci.
EK: Ja też jestem za tym, żeby wspólnie z nami, czyli koalicją się nad tym zastanowić. Jeżeli dzisiaj dochodzi do takich sytuacji, że sądy odbierają dzieci rodzicom tylko dlatego, że oni nie mają środków na utrzymanie tych dzieci i te dzieci trafiają do rodzin zastępczych bądź do domów dziecka, gdzie utrzymanie jednego dziecka to jest miesięcznie koszt ponad trzy tysiące złotych, to można pomyśleć.
AM: Ale czy to znaczy, że to będzie rozwiązanie jak damy każdej rodzinie, która ma więcej niż jedno dziecko pięćset złotych więcej?
EK: Nie, na to musimy nałożyć próg dochodowy.
AM: A wie Pan jaki jest teraz próg dochodowy? Pięćset parę złotych.
EK: Cały czas 95 proc. polskich podatków rozlicza się w najniższym progu podatkowym. W związku z tym jeszcze raz podkreślam: na tę propozycję, nie wszystkim, nałożyć próg podatkowy.
AM: Wie Pan ile dzisiaj wynosi zasiłek dla rodziców wychowujących dzieci?
EK: W tej chwili było podniesione o dwieście złotych i wynosi osiemset parę złotych.
AM: Zasiłek dla rodziców tzw. rodzinne? Kilkadziesiąt złotych.
EK: Nie, Pani mówi o zasiłku rodzinnym. Ja mówię o tym dla tych rodziców, którzy opiekują się niepełnosprawnym dzieckiem.
AM: To zupełnie inna kwestia.
EK: Ale jednak w tym zakresie coś zostało zrobione.
AM: Poprawiono coś co…
EK: …przez wiele lat ruszano. Natomiast jeszcze raz podkreślam, że w tej sprawie można wspólnie usiąść do stołu, bo to jest sprawa ponadpartyjna.
AM: Ale ja myślę, że nie ma na to pieniędzy, że budżet państwa tego nie wytrzyma.
EK: A na domy dziecka, na rodziny zastępcze znajdują się pieniądze?
AM: Ale to Pan współrządzi w tym kraju.
EK: Ma Pani rację. Tylko że gdybym ja rządził i miał to wszystko w ręku, to już dawno zrobiłbym z tym porządek. Tylko że ja nie rządzę, też mam tylko jeden głos. Nieraz oczywiście idzie on pod prąd. Pani doskonale wie, że nieraz mi się za to obrywa. Chociażby w ostatniej kwestii sześciolatków.
AM: Ale jak się Panu ostatecznie oberwało? Bo tam straszyli i co?
EK: I na moją własną prośbę otrzymałem naganę.
AM: Sam Pan poprosił o karę, to Pan dostał?
EK: Tak, dostałem.
AM: Podobają się Panu jakieś inne propozycje, jeśli chodzi o propozycje Jarosława Kaczyńskiego?
EK: Kwestia gimnazjum.
AM: Likwidacja?
EK: Jestem za.
AM: Likwidacja NFZ?
EK: Jestem za.
AM: Sieć szpitali?
EK: Niekiedy mamy sytuację, że w jednym powiecie są dwa szpitale. Przerost ambicji.
AM: To chyba Pan teraz już się prawie zapisuje do PiS albo Panu blisko.
EK: Ma Pani rację. W niedzielę jeden z moich koalicyjnych partnerów powiedział: „Ty się najlepiej zapisz do PiS.” Nie, w niektórych sprawach z PiS nie jest nam daleko, ale powiem Pani też szczerze, że jeżeli ja widzę twarz osoby, która jest dzisiaj wiceszefem partii PiS, a za chwilę podobno ma być ministrem spraw wewnętrznych, to mnie to odstrasza i cofa.
AM: Mówi Pan o Antonim Macierewiczu?
EK: Tak, z takimi ludźmi nie jest mi po drodze. Ale w PiS jest wiele innych osób, z którymi można konie kraść. Ale nie ze wszystkimi.
AM: Ale nie rozmawiać.
EK: Ciężko rozmawia się z niektórymi, zwłaszcza z takimi skrajnymi ortodoksami. To jest trudne, bo żaden argument nie dociera.
AM: Panie pośle, Panu bliski jest sport. Co Pan powie na temat organizacji w Polsce igrzysk zimowych w 2022 roku na Podhalu i Krakowie?
EK: W ciągu ośmiu lat nie jesteśmy w stanie wyasygnować takiej kwoty. Skromnie mówi się o dwudziestu miliardach złotych, ale obawiam się, że to może nie starczyć, by przeprowadzić takie igrzyska. Nie jesteśmy w stanie. Najpierw poprawmy infrastrukturę.
AM: Ale premier mówi, że będą na to pieniądze.
EK: Pan premier już wiele rzeczy obiecywał, opowiadał.
AM: Minister sportu też mówi, że będą.
EK: Teraz ten, a ja już mówiłem do poprzednich, żeby wreszcie zadaszyć tor łyżwiarski w Zakopanem. A to kosztuje tylko trzydzieści milionów złotych.
AM: Teraz to już na pewno zadaszą, to jest oczywiste.
EK: Zobaczymy. Jak się spotkamy za rok, być może nam się uda, to zobaczę, czy jest te trzydzieści milionów na ten tor.
AM: To po co ta rozmowa o igrzyskach? Bo ciągle nam politykom i mediom potrzebne są jakieś igrzyska?
EK: Złośliwi powiedzą, że tak. Że jak nie ma chleba, to trzeba dać igrzyska. Ale ja już na poważnie mówię, że przygotowujmy się do tego. Ale na pewno w ciągu ośmiu lat przy naszym zadłużeniu, również budżetowym, nie jesteśmy w stanie. To jest ważne.
AM: Ale Euro 2012 zrobiliśmy.
EK: I teraz mamy problem, żeby niektóre stadiony z tych wielkich były dochodowe.
AM: Żaden stadion nie jest dochodowy, mamy z tym problem.
EK: I z czego będziemy do tego dopłacać? Tego się najbardziej obawiam. Jeśli chodzi o igrzyska olimpijskie, to jeszcze raz podkreślam, że państwo musi dać gwarancje finansowe. Ja bym ręki nie podniósł. Ale oczywiście mówię: poprawiamy tę infrastrukturę, chociażby w kwestii tego łyżwiarstwa. To wstyd.
AM: Panie pośle, na koniec, bo dzisiaj sobie w Radiu Gdańsk tak rozmawiamy o rodzinach na odległość. Bo dzisiaj często tak jest, że jedno pracuje w jednym mieście, drugie w drugim. U Pana też tak jest, ostatnio lepiej, bo z posła zawodowego przeniósł się Pan do pracy. To pod wpływem żony, syna?
EK: Częściowo, ale chyba jednak przeważył inny argument. W pewnym momencie uznałem, że ja już się przestaję rozwijać, chociażby w sensie intelektualnym. Że trzeba jednak wrócić do własnego zawodu, w którym się trochę wcześniej pracowało. A ponadto, jak to niektórzy mówią, chciałem się sprawdzić w biznesie. Chciałem pokazać, że polityk też potrafi z sukcesem prowadzić zakład państwowy.
AM: A ja myślałam, że tęsknota za rodziną.
EK: Rodzinę mam ze sobą. To prawda.
AM: Dziękuję bardzo za rozmowę.
EK: Pozdrawiam.