– Moim zdaniem mieliśmy błędną politykę wschodnią. Ten błąd pokutuje do dziś. To jest grzech pierworodny Europy w stosunku do Europy Wschodniej. Później, piętnaście czy osiemnaście lat temu, też nie zwracaliśmy uwagi na to, co dzieje się w republikach postradzieckich a dziś mamy to, co mamy, powiedział profesor Andrzej Stępniak.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie profesorze.
Andrzej Stępniak: Dzień dobry Pani, dzień dobry Państwu.
AM: Temat Ukrainy to najważniejszy temat europejski, szczególnie jeśli chodzi o politykę. Na Ukrainie tworzy się nowy rząd. Na Krymie jest niespokojnie i pewnie jeszcze długo nie będzie tam normalnie. Ale normalnie nie będzie bez pieniędzy. Wczoraj pojawiła się informacja, że Komisja Europejska pracuje pełną parą nad jakąś propozycją dla Ukrainy. Co Europa może zrobić dla Ukrainy?
AS: Europa mogła dużo zrobić wiele lat wcześniej. Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, polityka Gorbaczowa i późniejszych przywódców rosyjskich była bardzo elastyczna. Nawet ze strony Rosji padały propozycje co do integracji europejskiej. Była mowa o stowarzyszeniu handlowym. Była mowa o współpracy gospodarczej na bazie KBWE. Ale niestety kraje, które aspirowały do szybkiego członkostwa takie jak Polska, Węgry, Czechosłowacja nie brały tego pod uwagę. Byliśmy nastawieni egoistycznie na Brukselę, na członkostwo w Unii Europejskiej i to był błąd.
AM: My mamy takie przekonanie, że jesteśmy ciągle z Ukraińcami, od zawsze.
AS: Moim zdaniem mieliśmy błędną politykę wschodnią w czasach I Rzeczypospolitej, ale nie chcę do tego wracać. Ten błąd do dziś pokutuje. To jest grzech pierworodny Europy w stosunku do Europy Wschodniej. Niestety później również nie zwracaliśmy uwagi na rozwój wydarzeń, jeśli chodzi o republiki postradzieckie. Dziś mamy to co mamy. Propozycja Unii Europejskiej w kwestii stowarzyszenia była tak mało interesującą propozycją dla społeczeństwa, że przyjęto, że jest to prawie żadna pomoc finansowa. Myślę, że dziś Europie trudno będzie naprawić te wydarzenia z przeszłości. Gdyby Rosja była partnerem do rozmów dla całej Europy, nie czułaby się dziś obrażona i zwrócona w stronę Azji.
AM: Ale czy Pana zdaniem Komisja Europejska i w ogóle Europa, wyciągnie jakieś wnioski? Czy nadal będzie taka ostrożna, bo tak naprawdę wszystko rozbija się o pieniądze. Unia ma pieniądze, które może wydać na Ukrainę?
AS: Skoro na Grecję przeznaczyła więcej niż proponowała Ukrainie to znaczy, że ma te pieniądze. Nawet gdyby te pieniądze zorganizowano, nawet te piętnaście miliardów euro to sądzę, że Ukraina potrzebuje znacznie więcej.
AM: Oni mówią, że trzydzieści pięć w ciągu dwóch lat.
AS: To trzeba połączyć z mądrym programem restrukturyzacji całego przemysłu. Gdyby Unia Europejska kilka lat temu pomyślała o pomocy technicznej dla Ukrainy, na przykład pomoc w restrukturyzacji całego sektora elektrociepłowniczego na Ukrainie, to Ukraina nie musiałaby za kilka lat importować gazu z Rosji. To jest kierunek, który Unia mogłaby nadać. Dziś sytuacja jest bardzo trudna ale myślę, że rola Parlamentu również była uboga. Parlament po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego ma możliwości wpływu na politykę zagraniczną, a ona w zasadzie zawsze opiera się o Berlin i Paryż. Londyn zdecydowanie odstaje. No i o Warszawę. Jesteśmy tym krajem, który ma zdecydowanie więcej do powiedzenia. Parlamentarzyści w Europie nie zauważali wagi problemu Ukrainy.
AM: Może nie potrafiliśmy ich do tego przekonać. Są sygnały z Brukseli, że trwają prace nad pomocą krótkoterminową, długoterminową i nad tak zwaną Międzynarodową Konferencją Darczyńców. To znaczy, że się zbiorą i zrzucą?
AS: No tak, tylko że zebranie pieniędzy w obliczu tych potrzeb, które ma Ukraina moim zdaniem, jest niemożliwe w tak krótkim czasie. Jeśli to będzie nawet kilka miliardów na bieżące potrzeby, to bardzo dobrze. To wzmocni rząd tymczasowy, natomiast samo społeczeństwo ukraińskie, które jest zwrócone w kierunku Europy, poczuje doraźną pomoc. Tu są potrzebne długofalowe zmiany restrukturyzacyjne całego przemysłu ukraińskiego. Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, że gdyby oni się stowarzyszyli i stworzyli strefę wolnego handlu, to ich towary nie mają na razie szans na sprzedaż w Europie. Jak Europa może im pomóc? Sam import nie załatwi zmian w gospodarce. Trzeba tworzyć miejsca pracy, trzeba coś zrobić z rolnictwem, z ciężkim przemysłem, z zaniedbaniami. Dla Europy to wielkie wyzwanie ale sądzę, że przy dobrej współpracy instytucji europejskich ze Stanami Zjednoczonymi, z Bankiem Światowym, taka szansa jest. Myślę, że ważna jest też postawa Rosji. Jeśli Rosja w dalszym ciągu nie będzie się czuła obrażona, bo ona jest obrażona na Europę Zachodnią, że nie chciała jej potraktować dwadzieścia lat temu, jak partnera handlowego. I szkoda. Gdyby wtedy cywilizowano Rosję, to Ukraina byłaby trochę w innej sytuacji a tak niestety mamy dyktaturę w Rosji. Ona może być przez Putina nazywana jak chce, ale jednak to jest dyktatura i te reakcje Rosji takie są. Rosja chciała być partnerem dla Unii Europejskiej. Unia zdecydowanie nie zabiegała o to i dziś Rosja chce mieć partnerów w Azji. To jest dla Europy bardzo niedobre, jak się Rosja zwiąże z Azją i z Chinami, to Europa nie będzie miała szans na skorzystanie z wielkich zasobów surowców. Musimy zawsze patrzeć na Ukrainę przez pryzmat Rosji. Nie dlatego, że Ukraina jest zależna, ale dlatego że Rosja, gdyby była partnerem handlowym dla Europy, inaczej spoglądałaby na Ukrainę.
AM: Rosja też się obraziła i wprowadziła embargo na mięso? To zarówno dotyczy mięsa z Polski, z Unii Europejskiej i teraz z Ukrainy.
AS: To wszystko ma jakiś związek. Zawsze jak są jakieś napięcia Rosja wprowadza embargo, szczególnie na towary z Polski. Ich antypolskość jest wyraźna. Ale sądzę, że to też trochę nasza wina. W naszej historii po ’89 roku były antyrosyjskie akcenty. To też trochę prowokuje Rosjan. Oni poczuli się zagubieni gdzie oni są, trochę w Europie, trochę w Azji. Są wielkim mocarstwem, ale dziś to nie ma znaczenia. Rosyjski produkt PKB, około dwóch bilionów euro to jest około jednej ósmej PKB Unii Europejskiej. W skali gospodarczej Rosja nie jest żadną potęgą. Chce być potęgą militarną i polityczną, ale to jest partner, który nie stanowi zagrożenia ekonomicznego. Szkoda, że Europa tego nie wykorzystała.
AM: Ugramy coś na wspólnym froncie w sprawie wieprzowiny?
AS: Myślę, że tak. Rosjanie potrzebują importu żywności. To jest taka gra, później i tak wygrywamy. Mamy dobrej jakości produkty. Rosjanie zawsze wycofują się z tego embarga.
AM: Dlaczego Pan startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
AS: Jestem związany z integracją europejską od czterdziestu lat, właściwie całe moje życie zawodowe. Założyłem pierwszy w Polsce Ośrodek Badań Integracji Europejskiej, jestem Europejczykiem. Przemyślałem tę propozycję i zgodziłem się. Jestem związany z wsią, moja rodzina ma ziemiańskie tradycje. Jestem ekonomistą i zauważam kwestie społeczne. Polskie Stronnictwo Ludowe również zwraca na to uwagę. W programach zawsze ważna jest kwestia społeczna. Wiele osób zada pewnie sobie pytanie co robić sobie z obszarami wiejskimi, z pieniędzmi z Unii Europejskiej, które są na to przeznaczone. Uważam, że zawsze będzie za mało pieniędzy z budżetu na realizacje celów, które ma Unia. Bo Unia rozrasta się w swoich ambicjach. Współpracuję z ośrodkami naukowymi w Europie i naukowcy mają troszkę inny pogląd na kwestię przyszłości budżetu. Ten budżet jest śmiesznie mały, jest za mało pieniędzy. Unia musi zrobić coś, żeby ten budżet był większy, by te cele realizować. Unia staje się federacją, w wielu obszarach są to polityki unifikowane i potrzeba pieniędzy unijnych. Natomiast budżet składa się głównie ze zrzutki od krajów członkowskich i tu jest bunt, który jest zrozumiały. W związku z tym, moim głównym celem będzie współpraca z ośrodkami naukowymi, żeby zmienić strukturę myślenia i podejścia do europejskiego finansowania tych ambitnych celów.
AM: Konkurencja w tych wyborach jest dość duża. Do wzięcia na Pomorzu są trzy mandaty, a tu Lewandowski, Fotyga, Krzywonos, Wałęsa, Pastusiak, Gardias.
AS: Nie znamy jeszcze konkretów.
AM: Trochę wiemy.
AS: Przyznam się, że nie obserwuję, kto jest na jakiej liście. Postaram się, żeby dzięki mojemu zaangażowaniu Polskie Stronnictwo Ludowe zyskało jak największą ilość głosów. Nie startuje się po to, żeby przegrać. Oczywiście każdy wynik jest możliwy.
AM: Jeśli chodzi o PSL, to trudno jest zdobyć mandat na Pomorzu.
AS: Na Pomorzu jest trudno dlatego, że nie ma tradycji zdobywania mandatu. Myślę, że akcentowanie pewnych kwestii społecznych, czy związanych z gospodarką społeczną wśród obywateli Pomorza jest ważna. Poza tym widzę całość Pomorza, nie spoglądam tylko przez pryzmat Polskiego Stronnictwa Ludowego, ale również przez pryzmat całości. Myślę, że Pomorze ma szanse wykorzystania środków, które przychodzą z Unii, ale tu nie chodzi tylko o to. Chodzi o to, żebyśmy w ogóle wykorzystali potencjał, którego nadal nie wykorzystujemy we współpracy z Unią. To moje zadanie od wielu lat.
AM: Dziękuję za rozmowę.
AS: Dziękuję.