– Ludzie na Majdanie mając świadomość tego co było po poprzednich rewolucjach, zostaną tam dopóki nie będą mieli zagwarantowane, że zmiany w państwie nastąpią na różnych poziomach zarówno politycznym, gospodarczym rozliczenia tego co się wydarzyło a także mentalności, powiedział Grzegorz Kuleta. Agnieszka Michajłow: Dzień dobry.
Grzegorz Kuleta: Witam serdecznie.
AM: Wrócił Pan z Kijowa, byliście na Majdanie z wystawą. Jedni wożą na Majdan broń a wy wystawę?
GK: Mam świadomość, że to może brzmieć trochę groteskowo wobec tego, co dzieje się na Ukrainie.
AM: Słyszałam, że był bardzo pozytywny odbiór tej wystawy.
GK: Bardzo pozytywny. W ogóle jest bardzo pozytywny odbiór Polski i tego co Polacy robią. Tam jest dużo Polaków i oni się z tego cieszą. Majdan to jest miasto w mieście. Między barykadami są kuchnie, namioty, tam tętni życie.
AM: Niech Pan przypomni co to była za wystawa.
GK: Tę wystawę stworzyli kilka tygodni temu studenci Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Wszystko zrobili z potrzeby serca, ale takim impulsem była studentka, która przyjechała studiować do Gdańska z Ukrainy. Oni postanowili zrobić coś dla niej i dla Ukrainy. Powstało czterdzieści plakatów. Była zaplanowana kolejna debata Salonu Młodopolskiego, ktoś wpadł na pomysł żeby pokazać ją właśnie na salonie. Wystawa towarzyszyła debacie, na której powstał pomysł, żeby wysłać tę wystawę na Majdan. W poniedziałek wieczorem narodziła się idea, w czwartek wszystko było już jasne a w piątek wystawa poleciała na Majdan.
AM: Gdzie ją zawiesiliście?
GK: Musieliśmy być bardzo ostrożni, nie chcieliśmy być jak polska kawaleria mówiąc „my Polacy będziemy tu wieszać wystawę”. Wiedzieliśmy, że to jest dar Polaków, Gdańszczan, artystów dla Ukrainy. Chodziliśmy cały dzień, żeby wiedzieć gdzie możemy to powiesić, kto się musi na to zgodzić. I udało się, powiesiliśmy tę wystawę między barykadami w samym centrum, gdzie codziennie przychodzi kilka tysięcy osób.
AM: To jest podobno jedyna wystawa.
GK: Tam są różni artyści. Na tarczach są namalowane różne wizerunki, pojawiają się też jakieś małe, pojedyncze twory. Nasza wystawa jest największa, to jest około sześćdziesięciu metrów kwadratowych, czterdzieści plakatów, które wiszą rozpięte między latarniami. To robi ogromne wrażenie. Nie chcę się przechwalać, że przywieźliśmy coś większego niż inni, ale to nie zginęło, na to ludzie reagują.
AM: Czym dziś żyje Kijów? Co można zaobserwować w ciągu trzech dni?
GK: To trudne pytanie. Majdan to jest miasto w mieście, ulicę dalej stoi aston martin wystawiony na sprzedaż. Mam takie przeczucie, że wszyscy mieszkańcy tym żyją i śledzą to, co dzieje się na Majdanie.
AM: Co tam teraz jest? Fiesta?
GK: Absolutnie nie. Oni po poprzednich rewolucjach mają świadomość, że oni tam zostaną dopóki nie będą mieli zagwarantowane, że zmiany w państwie nastąpią na różnych poziomach, gospodarczym, mentalnym oraz rozliczenia tego co było. To jedno, ale z drugiej strony widzą, co dzieje się na Krymie.
AM: Te nastroje są rewolucyjne? To jest nadal rewolucja, czy jest jakaś atmosfera odpoczynku?
GK: To jest rewolucja, która trwa. Może część z tych wojowników, buntowników rozjechała się, bo jest pewien okres rozprężenia, ale oni są zdeterminowani i wystarczy jeden impuls, że trzeba wracać na Majdan i tam pojawią się dziesiątki tysięcy ludzi, którzy będą jeszcze lepiej przygotowani do tego, co się wydarzyło. Tam płonęły transportery, tam ginęli ludzie.
AM: To było kilka tygodni temu. A teraz, jak wygląda Majdan?
GK: Dla kogoś, kto przyjechał pierwszy raz to jest szok. Przyjechaliśmy taksówką do normalnego europejskiego miasta, trochę biedniejszego niż u nas, ale to jest normalne miasto z normalnie funkcjonującym lotniskiem. Taksówkarz zawiózł nas pod pięknie odrestaurowane kamienice starego miasta a między nimi barykada z opon, wszystkiego co się da. Na barykadzie polska i ukraińska flaga. Doznaje się pewnego szoku, tam cały czas pali się drewnem, więc ten dym wszędzie czuć. To wszystko wygląda trochę jak marsjański krajobraz. Nie ma kostki brukowej, wszystko jest czarne od spalonych opon. Tam codziennie przychodzą tysiące ludzi idąc do pracy, wracając, czy po prostu oglądają to.
AM: To już jest miejsce turystyczne?
GK: Tak, to trochę staje się takim miejscem turystycznym, także dla Kijowian. Oni wszyscy to śledzą. W weekendy przychodzi się tam z dziećmi zobaczyć to wszystko. To też jest cmentarz, tam są tysiące kwiatów, które są codziennie przynoszone w miejsca, gdzie ginęli ludzie.
AM: W ten weekend kiedy byliście z wystawą, Rosjanie zajmowali Krym. Jak Majdan na to reagował?
GK: Bardzo ciężko mi o tym mówić, bo to nie moja ojczyzna była zajmowana. Możemy sobie wyobrazić co by było, gdyby Niemcy postanowili zająć Śląsk. Jakbyśmy czuli się tu na Pomorzu. Oni są wewnętrznie rozszarpani, czekają ale są zdeterminowani. Ja mam poczucie, że gdyby tam doszło do konfliktu to Rosja złamie sobie zęby na tym państwie. Oni są gotowi umierać, oni mają tak wiele do stracenia. Są bardzo twardzi.
AM: Na co oni liczą? Na co czekają, oprócz tego jak rozwinie się sytuacja? Czy to co im proponuje świat nie spowoduje, że oni za chwilę będą przeciwko Europie? Czego oni chcą?
GK: Oni chcą normalności, tego samego czego my chcieliśmy w komunizmie. Nam się to udało i oni chcą tego samego. Oni nie będą płakać z tego powodu, że Unia Europejska pokaże miękką tarczę. Oni wiedzą, że ich los zależy od nich samych, od ich determinacji. Nie wiem, czy liczą na swoich sąsiadów, są gotowi umierać za swój kraj, są gotowi walczyć. Są gotowi przypilnować władzy, żeby wypełniła to z jakiego powodu narodził się Majdan.
AM: Co my możemy zrobić dla Ukraińców? Jako fundacja wcześniej gromadziliście dary. Czego oni potrzebują najbardziej? Pieniędzy, darów, modlitwy, pisania listów?
GK: To był jeden z celów wyjazdów, żeby złapać świeże spojrzenie, złapać kontakty. Ten materiał udało się zdobyć. Dziś nie chciałbym rzucać hasłami, bo wszystko trzeba przemyśleć. Trzeba wsłuchać się w samych Ukraińców. Majdan w tej chwili nie potrzebuje żywności, leków bo to wszystko dostarczają obywatele. Pomoc, która była zbierana w Polsce i innych miejscach ona tam trafiła. Myślę, że powinniśmy myśleć krótko i długofalowo. Musimy się wsłuchać w to co oni potrzebują i lobbować długoletni plan dla Ukrainy, ale tylko w porozumieniu z nimi żeby oni mogli wykonywać te kroki a żebyśmy my mogli im pomagać. Nie możemy być świętym Mikołajem, że wszystko im damy.
AM: Dziś trzeba wspierać ich mentalnie? Nie zbierajmy leków i darów tylko co?
GK: Wsłuchajmy się. Mi powiedziano, że najprostsza metoda pomocy to pieniądze, bo pieniądze da się przelać i można je przeznaczyć na to, co oni tam aktualnie potrzebują.
AM: Ale trzeba wiedzieć też komu przelewać.
GK: Oczywiście.
AM: Rozumiem, że Gdańska Fundacja Dobroczynności wyda komunikat, gdzie można wpłacać pieniądze aby one trafiły w ręce, które faktycznie tej pomocy potrzebują.
GK: Już słyszałem o dziesiątkach pomysłów na to żeby przyjmować dzieci poszkodowanych i zabitych. Każdy ma taki pomysł, on jest szlachetny i piękny, ale jeżeli każdy z nim wystąpi to będzie trochę groteskowe. Musimy zebrać ten materiał, musimy słuchać naszych ukraińskich partnerów i z tego powinien powstać plan pomocy dla Ukrainy. Z tego co wiem pomoc z Polski na każdym kroku jest dostrzegalna, dobrze skierowana i chwała nam za to.
AM: Można powiedzieć, że po powrocie z Ukrainy jest Pan przesiąknięty tą ukraińską myślą i walką. W tym kontekście chciałam zapytać, bo Pomorska Regionalna Organizacja Turystyczna w Gdańsku zawiesiła akcję promocyjną, która miała być w ten weekend, gdzie zapraszaliśmy Rosjan z Obwodu Kaliningradzkiego. Teraz ta akcja została zawieszona. Wiadomo, że do Gdańska przyjeżdża bardzo wielu Rosjan. Podoba się Panu taka akcja?
GK: Mam za mało informacji. Wydaje mi się, że to jest naturalne wśród osób, które mają znajomych Rosjan, że miałoby się ochoty nie podać im ręki. To jest potrzeba serca, to wypływa z wewnątrz. Musimy być ostrożni. My mamy świadomość, że to nie zwykli Rosjanie kazali interweniować. To są ruchy polityczne. Mam cichą nadzieję, że Rosjanie pokażą władzy, że to była błędna decyzja i że władza poniesie polityczne koszty. Nie chciałbym odnosić się do tego, że to jest zły pomysł. Podejrzewam, że zwykli Rosjanie mogą być niczemu winni. Ten ruch przygraniczny jest genialnym pomysłem. Bardzo się cieszę, że on działa. To jest bardzo trudne pytanie.
AM: Dużo ma Pan rosyjskich znajomych?
GK: Tak mam, jeszcze się z nimi nie widziałem, nie rozmawiałem na ten temat, nie wiem co o tym wszystkim myślą. Wiem, że jeśli oni popierają tę inicjatywę. Proszę pamiętać, że rosyjska telewizja, jak mi mówiono, ponoć była bardzo nieobiektywna, wypaczała obraz. Więc jeżeli tak jest to nie można mieć pretensji do tych ludzi, że tak myślą, bo zostali wprowadzeni w błąd. Na Majdanie są etniczni Rosjanie, którzy czują się Ukraińcami. Tam ich zginęło około dwudziestu. Tam są rosyjskie flagi, są Rosjanie, którzy przyjechali. Tam w ogóle jest bardzo dużo narodowości, bardzo łatwo popaść w jakiś czarno-biały obraz i zrobić krzywdę sobie i sprawie.
AM: Dziękuję bardzo za rozmowę i wizytę.
GK: Dziękuję.