Beata Płomecka, korespondentka Polskiego Radia w Brukseli o Ukrainie i Rosji

Europa Zachodnia nie rozumie co dzieje się na wschodzie i myślę, że to jest powód, dlaczego Unia Europejska tak późno zareagowała na kryzys na . W listopadzie tylko jeden dziennik z europejskiej prasy czytanej przez eurokratów zaczął pisać o tym co dzieje się na Ukrainie, powiedziała Beata Płomecka. W rozmowie z Agnieszką Michajłow dziennikarka mówiła o możliwych działaniach i sankcjach Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych wobec Rosji.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry.
Beata Płomecka: Dzień dobry.

AM: Nurtuje mnie pytanie, na które nadal nie znalazłam odpowiedzi. Czy Europa, szczególnie Europa Zachodnia rozumie co się dzieje na wschodzie?
BP: Ja myślę, że nie. Myślę, że to jest powód, dla którego Unia tak późno zareagowała na kryzys na Ukrainie. Obserwowała europejską prasę i w listopadzie tylko jeden, jedyny europejski dziennik, Financial Times, tylko on zaczął pisać o tym co zaczyna się dziać na Ukrainie. To był listopad kiedy Wiktor Janukowycz nie podpisał umowy stowarzyszeniowej. Wtedy zaczynały się protesty na Majdanie i wtedy Financial Times już o tym pisał. Pozostałe dzienniki w ogóle tym tematem się nie zajmowały. Takie samo było myślenie elit w krajach Europy Zachodniej.

AM: Ale coś się do dziś jednak zmieniło.
BP: Zmieniło się tylko trochę. Unia Europejska zdała sobie sprawę, że przespała ten kryzys. Bez względu na to co będą mówić komentatorzy i eksperci, wydaje mi się, że z perspektywy Brukseli, wygląda na to, że Unia jednak przespała kryzys. Obudziła się dopiero w lutym kiedy rósł bilans ofiar śmiertelnych, kiedy Janukowycz uciekł z kraju, wtedy było pospieszne poszukiwanie rozwiązań. Wtedy zapadły sankcje, powstała czarna lista , sankcje wizowe i finansowe wobec ukraińskich władz.

AM: Póki co tylko na tyle stać Unię Europejską?
BP: Nie. Teraz zaczyna pospiesznie szukać pieniędzy. Będę ją teraz trochę bronić. O ile byłam bardzo krytyczna w ostatnich miesiącach, teraz widać, że Bruksela zrozumiała, że musi cokolwiek zrobić dla nowych władz na Ukrainie organizując ten pakiet finansowy. Wprawdzie spisany na lata, wynoszący 11 miliardów euro. Oprócz tego pomoc energetyczna, pomoc handlowa i otwarcie europejskiego rynku dla ukraińskich towarów, to jest wiadomość sprzed dwóch dni. Ukraińskie firmy będą mogły bez przeszkód trafiać na unijny rynek, ale unijne produkty i firmy nie mają otwartej drogi na ukraiński rynek. Jednostronne otwarcie na ukraiński rynek jest potrzebne obecnie rządzącym, co niemienia faktu, że sytuacja jest poważna i nikt nie wie jak poradzić sobie z rosyjskimi czołgami, które są już prawie u bram Kijowa.

AM: Beato, zatrzymajmy się na chwilę. Mówisz, że Unia stara się być obecnie i uczy się tej solidarności z Ukrainą to Unia jest przeciwko Rosji?
BP: To też jest problem. Unia Europejska jest złożona z dwudziestu ośmiu krajów, które maja różne interesy. Ukraińskim kryzysem interesowała się Europa Wschodnia, interwencja na Krymie też była w kręgu zainteresowań Europy Wschodniej. Na początku trudno było zainteresować kraje nie tylko Europy Zachodniej. NATO także na początku nie rozumiało co się dzieje. Rozmawiałam z natowskimi dyplomatami w zeszły tygodniu i kilku z nich mi powiedziało, że pierwsze spotkanie ambasadorów w niedzielę. Wtedy Krym ogłaszał przygotowania do referendum, ogłoszenie niepodległości, przyłączenie do Rosji. Kiedy rosyjska Duma decydowała o interwencji na Krymie , wtedy przedstawiciele państw Europy Zachodniej w NATO nie rozumieli o co chodzi. Potrzebne było pierwsze spotkanie ambasadorów żeby kraje Europy Środkowowschodniej nakreśliły problem. Dopiero później zwołano spotkanie w ramach czwartego artykułu Traktatu Północnoatlantyckiego, mówiącego o tym, że jeżeli jakiś kraj, w tym przypadku była to Polska, czuje zagrożenie to może zwołać takie spotkanie. Wcześniej byłoby to niemożliwe. Tak samo jest w Unii Europejskiej. Unia złożona z dwudziestu ośmiu krajów, podzielona na wschód i zachód nie jest w stanie być solidarna. To znaczy, że przynajmniej na razie nie jest w stanie podjąć decyzji o sankcjach.

AM: Ale tak naprawdę chyba chodzi o interesy. Rozumie, że amerykanie, którzy są w swojej retoryce dużo ostrzejsi, im jest łatwiej, bo oni nie robią biznesów z Rosją jak niemieckie firmy.
BP: Im jest łatwiej dlatego, że aż takich interesów nie robią i też dlatego, że system decyzji jest łatwiejszy. Tu jest dwadzieścia osiem krajów i w grę wchodzą interesy gospodarcze. To są bliskie kontakty firm nie tylko niemieckich ale też włoskich, francuskich z rosyjskimi firmami. Inwestycje na rosyjskim rynku to też są decyzje finansowe w Wielkiej Brytanii. Londyn przyciąga rosyjskich oligarchów, oni tam mają nieruchomości. To jest też handel bronią. Na razie nie będzie embarga na dostawę broni do Rosji ponieważ Francja handluje z Rosją i ma podpisane umowy na dostawy statków. To wszystko powoduje, że Unia podzielona na wschód i zachód to zachód ma ściślejsze relacje gospodarcze z Rosją. Jeżeli dodamy do tego uzależnienie od dostaw rosyjskiego gazu i obawy przed wzrostem cen surowców energetycznych kiedy uderzy się w Rosję to pokazuje nam, dlaczego te sankcje jeszcze nie weszły. Nie wiem, czy ta propozycja wejdzie w poniedziałek a jeśli zapadną to pamiętajmy, że to nie będą surowe sankcje. To będą sankcje wizowe. Dla rosyjskich oligarchów sankcje wizowe mogą być dotkliwe, gdy nie będą mogli jeździć do Londynu. Tak naprawdę to nie będą surowe sankcje i dlatego wielu ekspertów uważa, że najskuteczniejszą bronią byłoby odcięcie Rosji od rynków finansowych. Tak się stało z Iranem. Wielokrotnie mówiliśmy, że sankcje nakładane przez społeczność międzynarodową nie wpływają negatywnie na kraje i nie zmieniają systemu myślenia. Iran powrócił do rozmów i zgodził się na rozmowy tylko dlatego, że został odcięty od globalnego systemu finansowego. Banki zostały odcięte i to oznaczało, że nie można było przelewać pieniędzy do i z irańskich banków.

AM: Co musiałby się stać żeby taka decyzja zapadła w Unii Europejskiej? Czy to jest w ogóle możliwe?
BP: Według mnie nie. Dlatego Unia na ostatnim szczycie rozpisała sobie te trzy kroki. Pierwszy, najmniej dotkliwy dla Rosji, czyli wstrzymanie i ograniczenie współpracy. Ja od początku uważam, ze to jest śmieszne posunięcie, bo dla Rosji nie było to specjalnie dotkliwe. Wstrzymanie rozmów o zniesieniu wiz nie jest żadną restrykcją. Drugim etapem są sankcje finansowe i wizowe. A ten trzeci etap, który jest najbardziej poważny, czyli sankcje gospodarcze, w tym odcięcie od banków światowych. A co się musi stać? W dokumentach unijnych jest zapisane, że jeżeli Rosja przekroczy czerwoną linię. Kiedyś dla Unii tą czerwoną linią była inwazja na Krym. To już się dokonało. Teraz czerwona linia została przesunięta i ta granica to jest przesuwanie się rosyjskich wojsk w głąb Ukrainy pod Kijów. Nie wiem co się musi stać. Wątpię, że Unia zdecyduje się na ten trzeci krok. Jeśli jesteśmy tak krytyczne wobec działań Unii Europejskiej, powiedzmy że cały świat ma z tym problem. Stany Zjednoczone również mają problem z Rosją. Gdzieś jest taka niemoc i bezsilność jeśli chodzi o próby wywierania presji na rosyjskiego prezydenta. Presję oczywiście można wywierać, tylko to nie ma żadnego skutku. Pytanie tylko gdzie skończy się taka gospodarcza kalkulacja a zacznie obrona praw człowieka, postępowanie zgodne z umowami międzynarodowymi. Bo to co robi Rosja jest pogwałceniem umów o czym wszyscy mówią, tylko nikt nie wie jak ją zatrzymać.

AM: Twoim zdaniem Unia wyciągnie jakieś wnioski wobec tego co się działo?Zarówno co do swojej postawy i dalszej integracji ale również w zakresie gazu. Wczoraj Angela Merkel i Donald Tusk mówili o tym, że powinna być wspólna polityka zakupów gazu od Rosji.
BP: Ale wiemy jaki był sygnał. Mówił o tym premier Tusk. Trudno wpływać na firmy.

AM: Czyli to jest fikcja?
BP: Postulat jest słuszny tylko trudny do realizacji jeśli nie bezie roli państw członkowskich. Trudno też żeby wywierały presję na swoje firmy. My jesteśmy krytyczne wobec tego co dzieje się na Rosji i wobec decyzji podejmowanych w Unii. Ja przy całej swojej krytyce dotyczącej Unii rozumiem interesy gospodarcze poszczególnych państw Unii. Gdyby Polska miała silniejsze związki to może inaczej by mówiła. Polsce też jest łatwiej. Niektórzy w Brukseli komentowali mi, że Polsce jest łatwiej, bo już gorszych relacji z Rosją mieć nie może i dlatego uderza takie najwyższe tony. Polski pomysł jest słuszny, tylko ta polska polityka energetyczna rodziła się w bólach. W 2005 i 2006 roku dopiero powstawały decyzje, które znalazły odzwierciedlenie w przepisach, że przynajmniej w razie kryzysu Unia Europejska sobie pomaga, przesyła gaz, powstawały interkonektory. Ten rynek energetyczny ciągle jest w budowie i powstawał bardzo powoli właśnie przez te związki z Rosją. Pytasz, czy Unia Europejska wyciągnie wnioski? Wyciągała wnioski z kryzysu gazowego. Wtedy dostała rykoszetem, że wiele krajów przy kryzysie ukraińsko-gazowym boleśnie odczuło przykręcenie kurka, bo dostawy gazu nie były gwarantowane. Część Europy wyciągnęła wnioski i zaczęła budować ten rynek energetyczny. Czy teraz coś takiego dzieje się tuż przy jej granicach? Powiem szczerze, że nie wiem. Ciągle było myślenie wśród państw członkowskich, że bardziej wszyscy interesowali się tym co dzieje się w Syrii a nie za wschodnią granicą. Kilka miesięcy temu sprawdzałam jak bardzo Europa interesuje się Ukrainą, to naprawdę w BBC, które jest pewnym wyznacznikiem dla dziennikarzy Syria dominowała na pierwszy miejscu. Rozumiem, że tam było więcej ofiar niż na Ukrainie. Nie mniej jednak Syria jest dalej niż Ukraina. Któryś z dyplomatów, chyba litewski europoseł powiedział mi, że co z tego, że Unia będzie się szczycić tym, że brała udział w misjach pokojowych w Syrii, gdzieś daleko od jej granic a tu blisko będzie się lała krew, będzie kocioł i trudno będzie zakończyć ten kryzys. I to rzeczywiście jest słuszne stwierdzenie. Unia Europejska powinna robić porządek u siebie i wokół.

AM: Postawmy tu kropkę. Chciałam Cię jeszcze zapytać, czy przypadki Jacka Protasiewicza, który zrobił awanturę na niemieckim lotnisku, czy Krzysztofa Liska, który został skazany na dwa lata więzienia odbiła się jakimś echem w Brukseli?
BP: Nieszczególnie. Sam Jacek Protasiewicz próbował zainteresować swoją sprawą europosłów, byłam wtedy w Strasburgu na sesji plenarnej i europoseł rozmawiał z nienieckimi chadekami. Polacy z Platformy Obywatelskiej są w grupie europejskich chadeków, więc nie było to bardzo trudne. Wypowiadał się były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans Gert Poettering, który powiedział, że ceni Jacka i wierzy wszystko co mówi, ale trzeba to sprawdzić. Więc słowa niemieckich chadeków nie są miarodajne. Oczywiście trudno żeby nie stawali w jego obronie. Aczkolwiek jeśli chodzi o pozostałych europosłów z opozycji to byli chętni do krytyki. Inni europosłowie odmawiali komentarzy, nie chcieli wchodzić w dyskusję na temat ewentualnej przeszłości i tego co się działo. Mówili, że nie będą komentować i nie chcą się wypowiadać a same władze Parlamentu też odmawiały komentarzy i mówiły, że chcą poznać jak było naprawdę. Zdaje się, że już jest prośba o udostępnienie monitoringu z lotniska. Teraz sprawa jest zakończona. Jacek Protasiewicz nie będzie komentował do Parlamentu. A jeśli chodzi o Krzysztofa Liska, nie on pierwszy miał problemy z prawem, został skazany i nie kandyduje. To nie była jakaś wybijająca się postać w grupie polskich europosłów, więc przeszło to zupełnie bez echa.

AM: Dziękuję za rozmowę, do usłyszenia.
BP: Dziękuję bardzo.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj