Tomasz Kloskowski, prezes Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy

– Badana przez Komisję Europejską pomoc publiczna dla LOT i lotniska w Kosakowie to są nieporównywalne kwestie. Pomoc dla przewoźnika, który już jest na rynku a pomoc dla rynku, który jest budowany 30 kilometrów od istniejącego lotniska. Nie porównywałbym tego, to są zupełnie dwie inne kwestie, powiedział Tomasz Kloskowski. Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie prezesie.
Tomasz Kloskowski: Dzień dobry.

AM: Jaki jest efekt takiego strajku, jaki był wczoraj w Lufthansie, na lotnisku w Rębiechowie?
TK: Prawie żaden. Siedem lotów odwołanych, także praktycznie funkcjonujemy normalnie.

AM: To gdyby kilka takich firm w Europie tak zastrajkowało, to wtedy byłby jakiś skutek?
TK: Gdyby ten strajk był większy. Pamiętajmy, że Lufthansa przygotowała się na ten strajk i uprzedziła pasażerów, więc wielu wybrało inne linie lotnicze. Skutek byłby gdyby były większe linie, które mają większy udział ruchu w Gdańsku, Lufthansa to tylko kilka procent.

AM: Przygląda się Pan temu, co się dzieje z LOT? Wyniki coraz lepsze, tak ostatnio chwalił się prezes. Ten obecny rok ma być rokiem przełomowym. Pana zdaniem to jest taka sytuacja, w której można powiedzieć, że LOT już jest uratowany?
TK: Myślę, że jeszcze nie. Natomiast to jest bardzo dobra wiadomość. Przyglądamy się wszystkim naszym kontrahentom, którzy operują tutaj w Gdańsku, bo od nich zależy też nasze życie. Także to, że LOT przedstawia dobre wyniki, to super wiadomość.

AM: To znaczy, że będzie się, Pana zdaniem, rozwijał siatkę połączeń czy póki co jeszcze nie?
TK: Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują jedno. LOT będzie rozwijał się przez hub warszawski, czyli będzie operował do Warszawy. I my w regionach powinniśmy pozbyć się złudzeń i przyznać się do tego, że będziemy latać LOT przez Warszawę. Tak jak podróżujemy SAS przez Kopenhagę, tak będziemy LOT przez Warszawę, i do takiej roli zejdziemy.

AM: Ostatnio przedstawiciel Eurolotu, chyba prezes, mówił a propos lotnisk pozawarszawskich, że Wrocław i Gdańsk to są zasadnicze i ważne lotniska w Polsce. Co to znaczy w praktyce?
TK: Jeżeli chodzi o dwóch narodowych przewoźników: LOT i Eurolot, to my stawiamy na Eurolot. Bo Eurolot będzie miał ofertę dla regionów, takich jak Gdańsk. Przypomnę, że Eurolot uruchomił połączenia do Brukseli, Zurychu, Helsinek. Jeżeli te połączenia zakończą się dodatnim wynikiem, czyli będą pasażerowie na tych połączeniach, to super wiadomość dla nas, jako dla Gdańska, bo to również oznacza, że Eurolot będzie rozwijał tę siatkę połączeń właśnie z Gdańska.

AM: A takie marzenie o samolocie, który byłby niemalże taksówką, czyli o tanich połączeniach. To marzenie albo szaleństwo, jak kto woli, próbowała realizować firma Amber Gold, to już jest za nami?
TK: Firma OLT Express.

AM: No niech będzie.
TK: To jest subtelna różnica, ale jest.

AM: Bardzo subtelna, niech będzie.
TK: To marzenie dzisiaj realizuje Ryanair. Przypomnę, że uruchomione zostały tanie loty do Modlina. Bilety na trasie Gdańsk – Modlin można kupować nawet za 20 złotych. Oczywiście z dodatkowymi kosztami. Ale mówimy o poziomie właśnie takiego OLT Express, czyli 100 złotych na trasie Gdańsk – Warszawa, i to funkcjonuje.

AM: No ale do Modlina lecieć… Daleko do Warszawy.
TK: Do Modlina bardzo fajnie jest polecieć. Natomiast faktycznie, najsłabszym elementem tego odcinka jest połączenie Modlin – Centrum Warszawy. I to jest rzecz, nad którą trzeba popracować. Wczoraj dziennikarze z Gazety Wyborczej robili taki fajny eksperyment, jak to jest z trasą dotarcia samochodem, pociągiem i samolotem. I tam m.in. wyszło to, że odcinek Warszawa Centrum a Modlin jest kluczowy dla czasu.

AM: No dobrze, ale to jest kierunek Modlin. A te wszystkie kierunki w Polsce, czy to się może opłacać?
TK: Pamiętajmy, że w lecie Ryanair również zapowiedział i uruchomi połączenia Gdańsk – Kraków i Gdańsk – Wrocław, czyli mamy już połączenia północ – południe. Ja bym więc poczekał do końca wakacji.

AM: Ale jak patrzę na to z boku, to mam wrażenie, że to są takie ostrożne przymiarki. Kiedy mówię o tym marzeniu albo szaleństwie, to myślę sobie o kimś takim, jak firma Polski Bus, która weszła dosyć rewolucyjnie na polski rynek i bardzo szybko się rozwija.
TK: Zgadza się. Ale w mojej teorii biznesu wolałbym, żeby kontrahenci wchodzili tak ostrożnie jak Ryanair. Czyli najpierw sprawdzali czy jest rynek. Pamiętajmy, że na tym rynku funkcjonuje kolej, autobus i Polski Bus, także jest to rynek wielce konkurencyjny. Jeżeli kontrahent, taki jak Ryanair robi to powolutku, łyżeczką, to ja wolę taki model biznesowy niż OLT – na hurra, a później wiemy, jak to się skończyło.

AM: No właśnie, a propos OLT, czy jak ja wolę Amber Gold, bo to wszystkim wiele mówi, ja pamiętam te pańskie buńczuczne zapowiedzi, że Pan odzyska te pieniądze, które Panu jest winien OLT, Pan nawet aresztował jakiś samolot swego czasu.
TK: Nie, nie, i jeszcze raz nie.

AM: No tak.
TK: Powiedzmy dokładnie jak było. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie buńczucznie zapowiadał odzyskania pieniędzy od bankruta. Bo byłby niespełna rozumu. Ja opowiadałem, że zrobimy wszystko, żeby odzyskać te pieniądze. W branży lotniczej taką skrajnością, której nikt nigdy nie robi, bo to jest tak naprawdę bankructwo przewoźnika, jest aresztowanie statku powietrznego, którego dokonaliśmy. Oczywiście ten statek powietrzny przejął syndyk, sprzedał. Czekamy, jesteśmy w którejś tam grupie zaspokojenia, oczywiście z marnymi szansami na to, żeby odzyskać gros swoich pieniędzy.

AM: No biorąc pod uwagę ilu Polaków wtopiło pieniądze w Amber Gold, to wasze straty nie są jakieś znaczące.
TK: Dlatego my to też traktujemy trochę inaczej. Patrzymy na to, że każdy pasażer wygenerowany przez OLT Express i tak przyniósł nam przychody w pocie lotniczym – na parkingach, w sklepach, w restauracjach. W związku z tym tak globalnie nie straciliśmy na tym interesie.

AM: Wracając do LOT. To, w jakiej kondycji będzie, zależy także od decyzji Komisji Europejskiej, która bada czy to, co państwo wrzuciło do LOT, to była uzasadniona czy nieuzasadniona pomoc publiczna. Z tego co czytam i słyszę, są bardzo intensywne konsultacje na wysokim szczeblu, i tak…
TK: Tam się toczy kilka postępowań wobec LOT, pamiętajmy.

AM: Tak przeciętnemu odbiorcy trudno jest zrozumieć, dlaczego LOT może się obronić przed pomocą publiczną, a Kosakowo się nie obroniło przed nieuzasadnioną pomocą publiczną i taką decyzją Komisji Europejskiej.
TK: Jakbyśmy weszli na stronę Komisji Europejskiej, która pokazuje wszystkie sprawy, które są rozpatrywane, i wszystkie decyzje, to ich jest kilkanaście-kilkadziesiąt dziennie. Czyli tych decyzji jest naprawdę wiele. Oczywiście każda sprawa jest inna i każdą trzeba mierzyć inną miarą. Osobiście uważam, że to są nieporównywalne kwestie – pomoc dla przewoźnika, który jest na rynku, a pomoc dla potu lotniczego, który jest budowany 30 kilometrów od drugiego portu. Nie odważyłbym się tego porównywać, bo to są zupełnie inne kwestie. Nie można tego wrzucić do jednego worka.

AM: No dobrze, ale chcę żebyśmy porozmawiali chwilę o lotnisku w Kosakowie. Stoi niedokończone lotnisko i pewnie będzie stało długo, i jak tak rozmawiam z przedstawicielami samorządów, to mam wrażenie, że albo udają, że to nie ich sprawa, może trochę umywają ręce, może nabierają wody w usta.
TK: Nie, to jest trochę inna kwestia. Umówiliśmy się z kolegami z Gdyni, że musimy najpierw pozamykać pewne fronty. My, czyli Gdańsk, musimy zamknąć front również z Komisją Europejską, związaną z zamknięciem kwestii pomocy publicznej, która była wcześniej, w poprzednich latach, ten wielki program inwestycyjny w Rębiechowie. I teraz czekamy na decyzję Komisji, która nam uwolni jeszcze 5 proc. środków, które zostały nam zatrzymane. I to jest temat, który musimy…

AM: No właśnie, ale co jest z tym? Bo to trochę trwa już.
TK: No trochę trwa, ale nie mamy wpływu na sposób i czas procedowania Komisji Europejskiej.

AM: Ale co się dzieje? Są jakieś wątpliwości, możliwa jest taka sytuacja, w której to Rębiechowo, ta inwestycja nie zostanie rozliczona?
TK: W mojej ocenie takiego zagrożenia nie ma, aczkolwiek teoretycznie pewnie jest. Natomiast pamiętajmy, to są długie procedury, my akurat mamy tego pecha, że nam się zespół, który oceniał ten nasz projekt, zmieniał trzykrotnie. Z drugiej strony zadawane są nam setki pytań, i my na te setki pytań odpowiadamy, przygotowujemy analizy i różne dokumenty, i to po prostu trwa. Ja mam nadzieję, że…

AM: Ale Pan się nie obawia, że ta inwestycja…
TK: Nie. Ja zawsze patrzę w taki sposób, że zawsze jest 1 procent szansy, że coś pójdzie nie tak. Natomiast jestem przekonany, że tutaj będzie wszystko ok, tylko jest kwestia czasu, kiedy dostaniemy. To jest jeden element, który musimy w Gdańsku zamknąć. Koledzy w Gdyni muszą zamknąć drugi element – wykonać decyzję Komisji, którą mają na stole. I dopiero jak zamkniemy te dwa elementy, oni po swojej stronie, a my po swojej, będzie pole do tego, żeby rozmawiać o tym, o co Pani redaktor pytała moich właścicieli.

AM: Ale ja wykonać decyzję Komisji Europejskiej, która mówi, że spółka, która budowała ten terminal, to lotnisko, ma oddać pieniądze Gdyni i gminie Kosakowo. Przecież te pieniądze zostały wydane.
TK: Jest to bardzo trudne, dlatego syndyk pewnie będzie się martwił.

AM: Co, będzie sprzedawał? I pan wtedy kupi?
TK: Sytuacja jest skomplikowana, bo…

AM: Wiem, że jest skomplikowana.
TK: …bo ruchomości jest tam niewiele. Są tam nieruchomości, które stały się własnością Skarbu Państwa, z automatu, na mocy tego, że były budowane na gruntach Skarbu Państwa.

AM: Kolejne inwestycje, większe czy mniejsze? Te w Rębiechowie.
TK: Idziemy jak burza.

AM: Burza na lotnisku kiepsko mi się kojarzy, ale niech będzie.
TK: Ale burza jest bezpieczna. Pamiętajmy, że nawet jak piorun uderzy w kadłub samolotu, to się nic nie dzieje. Po trzech miesiącach mamy 5-procentowy wzrost, czyli idziemy na te nasze magiczne trzy miliony. Za chwilę, za kilkanaście dni oddajemy rękawy do użytku, budujemy część przylotową w terminalu. Po wakacjach zabieramy się do drugiej kategorii, czyli do inwestycji przeciwmgielnej.

AM: Czyli co to ma być?
TK: To będą światełka wbite w drogę startową i różne magiczne urządzenia, które pozwolą lądować samolotom w gorszych warunkach pogodowych.

AM: A propos tych rękawów. Muszę Panu zacytować blog Tomasza Gawińskiego, dziennikarza Tygodnika Angora.
TK: To mój ulubieniec. Już tak dostał od internautów za te ostatnie swoje wpisy, że już nie mam czasu się pastwić.

AM: Nasz komentator i bloger. I on właśnie gdzieś tam leciał i trochę się tam żalił, że Pan tak chodzi i jest taki dumny, a on utknął na jakiejś klatce schodowej, czekał długo na bagaże, trzeba było chodzić po płycie. Narzeka generalnie na obsługę.
TK: Miałem akurat wtedy urlop i słuchałem sobie w domu, jak rozmawiali dziennikarze w studiu Radia Gdańsk. I najgorsze jest dla mnie to, że on nie chciał posłuchać dziennikarza, który akurat ma wiedzę w tej kwestii, Maćka Kosycarza, który próbował mu to wytłumaczyć. W związku z tym ja wytłumaczę, może mnie teraz posłucha. Linia lotnicza wybiera czy podwieźć pasażera autobusem, czy puścić go na piechotę, czy podstawić rękaw. To linia lotnicza, a nie port lotniczy. To jest trochę jak w centrum handlowym. Mamy zarządcę centrum i mamy sklepy.

AM: No dobrze, ale jeśli klient, pasażer, jest na lotnisku i narzeka na tego typu kwestie, to on nie wie, kto akurat jest za to odpowiedzialny. To jest w waszym wspólnym interesie, żeby klient był zadowolony.
TK: Powiem tak. Większość klientów wie, że jeżeli idzie na piechotę, to dlatego, że kupiło bilety tańsze. Jak są bilety tańsze, nawet za 20 zł, to niemożliwe, żeby dostać taki standard obsługi, jaki mają linie lotnicze, gdzie bilet kosztuje 300 złotych. To jest oczywiste, w związku z tym tutaj nie ma się co dziwić.

AM: Ja kiedyś myślałam, że po płycie lotniska nie chodzi się ze względów bezpieczeństwa, dlatego autobus wiezie.
TK: Są niektóre porty lotnicze, które wprowadzają zakaz chodzenia po płycie, ale to jest równoznaczne dla przewoźników z wyższymi opłatami. My w Gdańsku przyjęliśmy inne założenie: damy liniom lotniczym pełną elastyczność, czyli wybierajcie co chcecie, macie wszystkie możliwości.

AM: Czyli rozumiem, że jak kupujemy tańsze połączenie, tańszy bilet…
TK: To standard jest niższy.

AM: To musimy czekać dłużej na bagaże, chodzić piechotą do samolotu i ewentualnie utknąć na klatce schodowej.
TK: Nie. To jest uproszczenie. Standard usługi jest niższy. Pamiętajmy jeszcze, że to tak zwane stanie w klatce schodowej wynika z tego, że tanie linie lotnicze mają 25-minutowy czas od momentu wylądowania do wystartowania. W związku z tym tych 180. pasażerów trzeba wyładować i załadować.

AM: To nie brzmi dobrze.
TK: W związku z tym, te tanie linie lotnicze same chcą pasażerów kumulować w taki sposób, na klatce schodowej, żeby dochować tych czasów. Powiem tak, w Modlinie ludzie stali na dworze, w deszczu, w śniegu. Wybudowano teraz tymczasowe wiaty. Takie rzeczy zdarzają się na wszystkich lotniskach w Europie. Ci klienci, którzy tego nie akceptują, muszą kupić droższe bilety u innych przewoźników, i tam będą szli jak królowie, rękawami do samolotów.

AM: Jeszcze na koniec pytanie, bo o tym sobie dziś dyskutujemy. ZUS czy OFE Panie prezesie? W pańskiej indywidualnej sprawie.
TK: Ja już mówiłem. Najprawdopodobniej nie dożyję emerytury, więc to mnie naprawdę mało dotyczy.

AM: No ale decyzję jakąś musi Pan podjąć.
TK: Ale są jeszcze cztery miesiące, więc będę teraz słuchał uważnie, co mądrzejsi ode mnie mają do powiedzenia i wtedy wybiorę.

AM: Dziękuję.
TK: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj