– Dzieci nie są świadome zagrożeń. To my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za to, co nasze dzieci jedzą, powiedział w Rozmowie kontrolowanej doktor medycyny Łukasz Balwicki, zastępca dyrektora Wydziału Rozwoju Społecznego ds. Zdrowia Publicznego UM w Gdańsku.
Gość Jacka Naliwajka komentował wprowadzenie nowelizacji ustawy dotyczącej „śmieciowego” jedzenia obecnego w szkołach, coraz większym problemem dziecięcej otyłości. Cierpi na nią 29 procent polskich 10-latków. Jak powiedział gość Radia Gdańsk, w Gdańsku jest nieco lepiej. – W Gdańsku ten odsetek jest niższy i sięga tylko 20 procent, ale to wciąż dużo. Tu mam sugestię dla rodziców, jeśli badamy sześciolatki i tylko 10% z nich ma nadwagę i otyłość, a dziesięciolatków już 20 procent, to znaczy że sześciolatki nie wyrastają z otyłości. Jeśli w wieku 6 lat dziecko ma nadmiar masy ciała, to zostaje z tym i niestety kolejne dzieciaki do tego dołączają, powiedział dr Balwicki.

Łukasz Balwicki twierdzi, że nie można wprowadzić całkowitego zakazu spożywania niezdrowej żywności, tak jak to się stało w przypadku papierosów. W małych dawkach czipsy, czy cola nie są tak szkodliwe jak np. papierosy. – Nie można traktować niezdrowego jedzenia jak papierosów czy alkoholu, ponieważ te używko są szkodliwe w każdej ilości. Śmieciowa żywność w małych dawkach jest obojętna dla zdrowia.

Zdaniem lekarza nie powinno się wprowadzać aż tak restrykcyjnych zakazów, a zadbać o odpowiednie oznakowanie produktów szkodliwych i edukowanie rodziców. – W niektórych krajach Unii Europejskiej obowiązuje system „traffic lights”, czyli sygnalizacja poziomu niezdrowych składników przez kolor opakowania, powiedział gość porannego wywiadu Radia Gdańsk. Według niego takie oznaczenia wkrótce pojawią się również w Polsce, ale do tego czasu trzeba dbać o edukację rodziców, żeby zdali sobie sprawę, że czekoladka czy drożdżówka nie zastąpią dziecku kanapki do szkoły.