– Choć stanowisko Greków wydaje się jasne, to ja nie byłabym pewna wyniku lipcowego referendum. Należy pamiętać, że to są ogromne emocje, wszystko może się wydarzyć, powiedziała w Radiu Gdańsk Beata Płomecka, korespondentka Polskiego Radia w Brukseli. W rozmowie z Agnieszką Michajłow mówiła o wątpliwościach, które w związku z greckim referendum ma stolica Unii. Gość Rozmowy Kontrolowanej mówiła, że nastroje Greków szybko się zmieniają i to, w którym kierunku pójdzie kraj, nie jest jasne. – Choć teraz ponad 50 proc. Greków jest przeciwko warunkom stawianym przez wierzycieli, to jeszcze dwa czy trzy tygodnie temu wyglądało to zupełnie inaczej. Wiele osób nadal zastanawia się, jak głosować, bo uważają to za głosowanie czy być w strefie Euro i UE, czy nie.
Płomecka przyznała, że Bruksela wolałaby żeby referendum w ogóle się nie odbyło. – Po wystąpieniu Aleksisa Tsiprasa [premiera Grecji – przyp. red.] w telewizji okazało się, że nie dość, że nie zamierza rezygnować z referendum, to jeszcze zamierza namawiać Greków, by odrzucili warunki stawiane przez wierzycieli. Wtedy już zupełnie popsuły się nastroje, stanowisko ministrów finansów było jedyne i oczywiste: „Na razie nie mamy o czym rozmawiać”, potem był wysłany list szefa Eurogrupy. Można by go podsumować tak: „poczekamy na referendum i wy do nas nie dzwońcie, my do was zadzwonimy.”
Zdaniem gościa Radia Gdańsk jeszcze cztery lata temu Europa nie mogłaby sobie pozwolić na tak duże ryzyko, jak usunięcie Grecji z Unii Europejskiej. – W ostatnich latach Euroland się bardziej zintegrował. Jest dyscyplina finansowa, ściślejsze zarządzanie gospodarcze, są coroczne przeglądy finansów publicznych. Teraz Euroland jest w o wiele lepszej sytuacji i nie odczułby tego tak bardzo, oczywiście jeśli mowa o skutkach gospodarczych, a nie geopolitycznych. Tu już trzeba patrzeć na całą geopolitykę i wpływy Rosji. Z jakiegoś powodu tej Grecji jeszcze z tej strefy Euro nie wyrzucono, podsumowała Beata Płomecka.