Szef pomorskiego KOD: „Nie mam zaufania do współpracownika Kijowskiego”

– Mateusz Kijowski sam zaznaczał, że ma jedyny klucz do sejfu, z którego zginęły protokoły – mówił na antenie Radia Gdańsk Radomir Szumełda.

Przewodniczący pomorskiego oddziału Komitetu Obrony Demokracji był gościem Rozmowy kontrolowanej. Wywiad przeprowadziła Agnieszka Michajłow.

KOD był przedstawiany jako spontaniczny ruch sprzeciwu przeciwko władzy. Okazało się, że to nieźle funkcjonująca firma, choć pojawiły się wątpliwości co do jej legalności. – Przyszliśmy do tej sfery publicznej zupełnie spontanicznie, nieprzygotowani, jednocześnie organizując gigantyczne manifestacje. Podobnie organizowaliśmy sferę administracyjną, nie mieliśmy czasu na selekcję kadr itd. I rzeczywiście pojawiło się kilka osób, które chciały w ten sposób wypracować jakiś polityczny immunitet. Gdy pojawiają się problemy, łatwo jest w takiej sytuacji mówić, że to nagonka polityczna, bo „angażowałem się w ruch sprzeciwu”. Przeżywamy proces weryfikacji – mówił Radomir Szumełda.

Po tym jak ujawniono, że Mateusz Kijowski płacił sobie i partnerce za działalność, okazuje się, że z KOD ginęły pieniądze z kwest publicznych. Część z tych pieniędzy nie trafiło na konto KOD, wciąż brakuje też większości protokołów ze zbiórek.

– Z sejfu oddziału mazowieckiego rzeczywiście zginęły 4 protokoły ze zbiórek publicznych. Różnica pomiędzy protokołami a wpłatami na rachunek bankowy wynosi ponad 7 tys. złotych. To może być po prostu błąd rachunkowy. Natomiast niepokojące jest to, że protokoły zginęły z sejfu Mateusza Kijowskiego. Dzieją się rzeczy dziwne i nie mam zaufania do współpracownika Mateusza Kijowskiego. Sam deklarował, że ma jedyny klucz do tego sejfu i to bardzo dziwna sytuacja – tłumaczył szef pomorskiego KOD.

Pojawiła się również informacja, że KOD podczas organizowania wieców i innych wydarzeń, dostawał pieniądze od polityków, którzy stawali przed mikrofonem. – To kolejny medialny news, który jest nieprawdziwy. Uczestniczyliśmy w różnych wydarzeniach organizowanych przez inne podmioty polityczne, jak Nowoczesna czy PO. Byliśmy tam zapraszani i partycypowaliśmy w kosztach. I tak samo to działało w drugą stronę. Taką partycypację trudno nazywać płaceniem za mikrofon. To kompletna bzdura. Bywali też ludzie z biednych środowisk, którzy również stawali przed mikrofonem – wyjaśniał Radomir Szumełda.

mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj