„Zbigniew Wodecki zawsze emanował spokojem. Kiedy wszyscy gdzieś biegali, on mówił: Będzie dobrze”

– Wodecki był taką osobą, która zawsze emanowała spokojem przy organizacji imprez. Tak jak backstage zawsze tętni życiem, nerwowością, wszyscy gdzieś biegają, tak Wodecki był oazą spokoju. Mówił „słuchajcie, nie spieszmy się, wszystko będzie dobrze” – wspominał w Radiu Gdańsk zmarłego w poniedziałek artystę Wojciech Fułek, wiceprezydent Sopotu.

– Wodeckiego musiał znać każdy, kto organizował duże koncerty, wydarzenia – właśnie takie jak festiwale piosenki – mówił gość Agnieszki Michajłow. – Pamiętam go jeszcze z czasów, kiedy był skrzypkiem Ewy Demarczyk, o czym już wszyscy zapomnieli.  Wprowadzał na polską scenę pewien dystans do samego siebie, ale również dystans do tego, co śpiewał. Jego największy przebój „Chałupy Welcome to” – to miał być pewien żart. Okazało się, że to jeden z największych sukcesów Zbigniewa Wodeckiego, który powtarzał prawie na każdym koncercie do końca życia – opowiadał Fułek.

W 2015 Zbigniew Wodecki nagrał płytę „1976: A Space Odyssey” z zespołem Mitch and Mitch. – To był pomysł Staszka Trzcińskiego, którego ojciec był związany z sopockimi festiwalami i współpracował z Wodeckim, więc myślę, że to takie pokoleniowe przekazanie pałeczki. I rzeczywiście namówił Wodeckiego wręcz do wolty, do współpracy z ludźmi, którzy mieli wtedy chyba po 20 lat. Ja miałem okazję być na kilku koncertach Wodeckiego i Mitch and Mitch i każdy z tych koncertów był nieco odmienny, inny i każdy porywał publiczność. Ostatni taki koncert był w Ergo Arenie w ubiegłym roku w czerwcu – wspominał Wojciech Fułek.

 

mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj