W 2014 roku w regionie pomorskim zgłoszono 479 przypadków salmonelli, rok później – 540, w 2016 – 785. Od początku tego roku zatruło się prawie 150 osób. Ale jak mówi Tomasz Augustyniak, Wojewódzki Inspektor Sanitarny, apogeum zachorowań na salmonellę w tym roku dopiero nastąpi. – W trakcie sezonu jest wysyp ognisk zatruć – podkreślał w rozmowie z Magdą Szpiner.
Tomasz Augustyniak wyjaśnił, że najczęściej do zatruć dochodzi w warunkach domowych. – To nie wina żywność kiepskiej jakości. Najprawdopodobniej nie dotrzymujemy zasad przechowywania żywności bądź w trakcie przygotowywania nie zachowujemy standardów higieny.
M.in. nie należy wielokrotnie zamrażać i rozmrażać lodów i mięsa, powinno się myć ręce przed każdym gotowaniem. – Te najprostsze rzeczy to podstawowy problem – ocenia inspektor.
JEŚLI NA RYBKĘ TO…
Z powodu ryzyka zatrucia restauracje i punkty sezonowe są stale kontrolowane przez Sanepid. – Nasze doświadczenie pokazuje, że do nieprawidłowości dochodzi głównie w tych drugich. Z powodu natłoku turystów, czasem właściciele zaniedbują obowiązki związane z higieną, mają problem z utrzymaniem jakości. Większość zatruć spowodowana jest złym stanem pomieszczeń i urządzeń kuchennych, nieodpowiednim przechowywaniem półproduktów i podawaniem ich po terminie ważności.
Ostrzeżeniem dla klienta może być wygląd lokalu. – To, co mogą zobaczyć kupujący to warunki podania. Jeśli na pierwszy rzut oka jest brudno, to można przypuszczać, że to w tym miejscu norma – mówił Tomasz Augustyniak.
Każdy z pracowników punktów gastronomicznych badany jest pod kątem nosicielstwa bakterii, ma obowiązek posiadać ważną książeczkę sanepidowską. Za nieprzestrzeganie zasad BHP grożą wysokie kary. – Te podmioty, które już raz je otrzymały wiedzą, że nie warto.