W rozmowie z Agnieszką Michajłow Polak Bartosz Szajda, znajdujący się feralnego dnia w samym centrum barcelońskiej tragedii. Opowiadał m.in o trzech godzinach strachu i chaosie panującym na Placu Katalońskim.
– Przez trzy godziny chroniliśmy się w bardzo dużym komisariacie policji, z którego w momencie zamachu wybiegło kilkudziesięciu policjantów. Schodziliśmy po schodach do policyjnego budynku znajdującego się przy wejściu do metra – relacjonował Bartosz Szajda.
– Pomagaliśmy dzieciom, które pogubiły się w panice, kiedy kilka tysięcy zaczęło biec panicznie w różnych kierunkach. To jest bardzo ważne, by nie myśleć tylko o sobie, ale złapać dzieci, które pogubiły rodziców, żeby nie zostały stratowane – przypominał
NOC STRACHU I DŹWIĘKU SYREN
O ataku ludzie znajdujący się na placu dowiedzieli się z krótkofalówek policjantów. Na miejsce zamachu co chwilę przyjeżdżało coraz więcej policji, po trzech godzinach ludzie chroniący się w komisariacie, zostali odprowadzeni przez kordon policji w bezpieczne miejsce. – Przez całą noc było słychać syreny i helikoptery służb – wspomina Bartosz Szajda.
W Barcelonie ogłoszono trzydniową żałobę, politycy poprzerywali urlopy, by zaangażować się w pomoc rodzinom ofiar tragedii.
pkat