Lider gdańskiej Solidarności o skróceniu tygodnia pracy: „Temat sam w sobie jest bardzo ciekawy”

– Chciałbym wierzyć, że te działania wynikają z próby poprawienia sytuacji pracowniczej w Polsce, a nie przedwyborczego promowania się partii, która chciałaby się dostać do parlamentu – tak pomysł Partii Razem o skróceniu tygodnia pracy z 40 do 35 godzin komentuje w Radiu Gdańsk Krzysztof Dośla, Przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność. – Temat sam w sobie jest bardzo ciekawy. Jesteśmy narodem, który w średnim wymiarze godzinowym pracujemy najdłużej. Pracujemy dwa miesiące dłużej niż przeciętny Holender. Holendrzy pracują 1400 godzin rocznie, Niemcy 1600 godzin, a Polacy około 2000 godzin. Przez cały czas w Europie zmierzamy do skracania czasu pracy. Musimy też pamiętać o tym, że skrócenie czasu pracy wiąże się z niższym wynagrodzeniem – dodał.

– Dodatkową dysproporcją, która występuje między Polską a omawianymi krajami jest to, że zarabiamy upokarzająco mało. W Hiszpanii średnia stawka godzinowa wynosiła pod koniec 2016 roku 17 Euro, podczas gdy w Polsce wyniosła 6,2 Euro. O czasie pracy należy rozmawiać w kontekście wysokości wynagrodzeń. Jeżeli mówimy o średnim wynagrodzeniu 4600 złotych brutto, a to wynagrodzenie, które jest wypłacane największej grupie wynosi 2400 złotych brutto.

Artur Kiełbasiński zapytał gościa o stosunek Solidarności do protestów w budżetówce. W 2008 roku zamrożono fundusz płac. Koalicja PO i PSL argumentowała to tym, że w czasie kryzysu nie można podnosić wynagrodzeń urzędnikom. – Jesteśmy jednym z liderów tych protestów. Na terenie województwa kujawsko-pomorskiego powstał komitet protestacyjny grupujący pracowników szeroko rozumianej budżetówki – tłumaczył Krzysztof Dośla. – Jesteśmy świadomi tego, przez ile lat pracownicy urzędów byli zaniedbywani. Przygotowujemy się do konkretnego działania w tej materii. Wolności związkowe w Polsce są jednak bardzo ograniczone. Nie zostawimy tego, wzrost wynagrodzeń w budżetówce jest konieczny. Mamy do czynienia z masowym odchodzeniem pracowników z urzędów.

– Ugrupowania lewicowe usilnie chcą pokazać, że dbają o pracowników. Pamiętam jeszcze jak rząd lewicowy pogarszał warunki zatrudnienia, zmieniając przepisy pracy. Teraz głoszone hasła, w przyszłości są sprzeczne z działaniami. Solidarność realizuje własny program, który ma na celu poprawianie sytuacji pracowniczej – dodał gość.

Szykuje się kolejny spór Solidarności z pracodawcami. Chodzi o ustawę o związkach zawodowych i tzw. prawo koalicji. Jeden z zapisów przewiduje, że osoby samozatrudnione albo pracujące na umowie zlecenie będą częściowo chronione przed zwolnieniem. Pracodawcy uważają to za skandaliczne. – Myśleliśmy, że będzie próba ograniczenia zatrudnienia na umowach śmieciowych. Co prawda zanotowano spadek, ale nieznaczny. Z przestrzeganiem prawa w Polsce mamy cały czas problemy – tam gdzie można, prawo jest omijane – dodał.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj