W grudnia 1970 roku wzburzeni demonstranci spalili gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. W trakcie walk ulicznych zginęło co najmniej sześciu manifestantów. Anna Rębas zebrała głosy świadków tamtych wydarzeń spod Stoczni Gdańskiej. Nasza dziennikarka rozmawiała między innymi z Henrykiem Jagielskim, Brunonem Baranowskim, Stefanem Tomasikiem i Tomaszem Moszczakiem. Wieczorem 16 grudnia 1970 roku wicepremier Stanisław Kociołek, jak gdyby nic się nie stało, wezwał gdyńskich robotników do powrotu do pracy. W tym samym czasie wojsko i milicja dostały rozkaz zablokowania dostępu do stoczni i portu. Spieszący na wezwanie Kociołka gdynianie trafili wprost pod karabinowe lufy.
– 16 grudnia stoczniowcy domagali się rozmów z władzami. Niestety do tego nie doszło, bo rządzący postanowili stłumić protest siłą. Stoczniowcy wyszli kilkanaście metrów za bramę i krzyczeli „wojsko z nami!”, a od wieżowca przy ul. Doki 2 stała już tylariera żołnierzy, za nimi natomiast czołgi. Rozległy się strzały, stoczniowcy ruszyli do bramy uciekając. Krzyk, przerażenie, wielki chaos – wspomina jeden z uczestników tych wydarzeń.
– Te obrazy prześladują mnie do dzisiaj. Akurat jak przyjechałem do Gdańska trafiłem na zwłoki osoby rozjechanej transporterem pod dworcem głównym. Ludzie kładli na tym ciele kwiaty, przystawali na chwilę. Potem były demonstracje, nieustanny huk wystrzałów. Wszyscy byli w bardzo bojowych nastrojach – opowiada inny z rozmówców Anny Rębas.