17 grudnia 1970 roku to data najtragiczniejszego dnia masakry, którą przeprowadziła komunistyczna władza m.in. na stoczniowcach, portowcach, uczniach szkół zawodowych. Czy zdawała sobie sprawę z możliwych skutków zbrojnej akcji żołnierzy, milicji i ZOMO na ludności cywilnej? Czy faktycznie Polsce groziła inwazja Związku Radzieckiego? Dlaczego ta zbrodnia nie została dotąd osądzona? Na te pytania starał się odpowiedzieć Artur Kiełbasiński wraz ze swoim gościem, prof. Mirosławem Golonem z IPN Gdańsk.
– Istnieją mocne podejrzenia, że mieliśmy do czynienia z celowością części władz komunistycznych, które chciały doprowadzić do masakry – ocenił wydarzenia z „Czarnego Czwartku” prof. Mirosław Golon.
– Mamy udział armii, milicji i środowiska Gierka. Funkcjonariusze mogli odgrywać znaczącą rolę podczas krwawych wydarzeń. Niestety nie dożyli czasów możliwości oskarżenia ich, nie dożyli czasów wolnej Polski – zauważył.
– Komuniści byli okrutni z założenia. Ich ustrój zakładał bezwzględność i brutalność. Ci opresyjni działacze z przeciwnikiem nie rozmawiają, komunista do przeciwnika strzela – przypomniał Gość Dnia Radia Gdańsk. – Wyroki za próbę skorzystania z wolności słowa sięgały w latach 60. kilku lat więzienia. Władza była bezwzględna, nie tylko wtedy, kiedy biła, ale również kiedy skazywała. Gomułka był typem brutalnego działacza opresyjnego aparatu państwowego, który miał skłonności do okrutnych i bezwzględnych metod, aby utrzymać się przy władzy. Nie doczekał on nowych możliwości prawnych, by móc potencjalnie zostać osądzony. Doczekali tego natomiast wojskowi, a oni odgrywali najważniejszą rolę. Mowa o generałach, policji politycznej, o aktywności Czesława Kiszczaka, Wojciecha Jaruzelskiego. Realnie wielka odpowiedzialność tamtych lat spoczywa na Gomułce, Kliszcze i Cyrankiewiczu – zaznaczył.
– Komunistyczna władza i milicja były niejednokrotnie okrutne dla tych, którzy się narazili. Zobaczymy to później, w stanie wojennym. Okrucieństwo pojawiało się cyklicznie, było normą. Czołowi twórcy komunizmu od początku stosowali tortury, bezwzględność, szantaż i to nie zmieniało się aż do końca. W niektórych krajach komunizm upadł, w innych się po prostu przekształcił, wydając tym samym nową, liczną grupę postkomunistycznych działaczy, która weszła do systemu z podobnym podejściem – dodał.
– W tradycji organów policyjnych, obojętnie jak one się nazywały, czy była to struktura Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z wydzieloną służbą bezpieczeństwa, czy rezerwa Milicji Obywatelskiej, przemoc była ich normalnym narzędziem. Wcześniej natomiast nie było takich zachowań, które wzbudziłyby ich obawę o utrzymanie władzy – wskazał.
– Wydarzenia z Grudnia ’70 okazały się lekcją. W latach ’80 mamy inną formułę buntu. Opozycjoniści nauczyli się, że strajkami ulicznymi łatwiej jest manipulować, że łatwiej o otwarcie ognia, pojawienie się prowokatorów. Nie byłoby Sierpnia ’80 bez doświadczeń wcześniejszych protestów. W wypadku Sierpnia mamy powtórkę geograficzną i te same, protestujące gigantyczne ośrodki – Stocznię Gdańską, Zamech, stoczniowe kombinaty… Władza okazała się niezdolna do dyskusji, a ludzie rozmawiać chcieli. „Solidarność” organizuje się dziesięć lat później w bardziej zabezpieczonej formule, wyciągając lekcje z wcześniejszych wydarzeń. Powstała jako bardzo duży, masowy ruch, który wie do czego władza jest zdolna – podkreślił prof. Mirosław Golon.