Ponad pięć lat spędził w Gdańsku i na Pomorzu. Swoją misję dyplomatyczną podsumowuje konsul-kierownik Konsulatu Generalnego Ukrainy w Gdańsku Lew Zacharczyszyn. W jej ostatnim dniu opowiedział Danielowi Wojciechowskiemu m.in. o imigrantach i mniejszości ukraińskiej, promocji współczesnej kultury ukraińskiej w Gdańsku i na Pomorzu, a także o Tygodniu Ukraińskim.
Lew Zacharczyszyn przypomniał, że gdy rozpoczynał misję, w konsulacie pracowało zaledwie kilka osób. – Zmiany były spowodowane przede wszystkim podpisaniem umowy bezwizowej Ukrainy z Unią Europejską, otwierającej drzwi, czy raczej okienko możliwości dla setek tysięcy naszych obywateli. Od 2017 roku, kiedy ta umowa weszła w życie, obserwujemy geometryczną progresję wzrastania liczby naszych obywateli, która przekłada się na naszą bezpośrednią, konsularną pracę. Wtedy trudno było sobie wyobrazić taką dynamikę, ale też stanowiło to dla nas ogromne wyzwanie techniczne i organizacyjne. To chyba było jedno z wielu zadań, które stało przede mną jako przed kierownikiem – wspominał.
Zapytany o dużą popularność Pomorza wśród Ukraińców konsul wskazał kilka przyczyn. – Po pierwsze, Pomorze, szczególnie województwa pomorskie, zachodniopomorskie i kujawsko-pomorskie, które wchodzą w skład mego okręgu konsularnego, są regionami z dość dobrze rozwiniętą gospodarką. Takie regiony oczywiście potrzebują wielu ludzi do pracy i to zapotrzebowanie jest pierwszym czynnikiem, który przyciąga pracowników z Ukrainy. Ale trzeba też powiedzieć, że ten region zapewnia bardzo duży komfort życia. To chyba też wpływa na wybór naszych obywateli, szczególnie pracujących umysłowo, jak pracownicy IT. I dlatego obserwuję powstanie całych wspólnot ukraińskich złożonych z pracowników umysłowych, dla których mieszkanie tutaj, na Pomorzu, jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Nie ma mechanizmów, które precyzyjnie zmierzyłyby, ilu w danym momencie jest obywateli Ukrainy, ale szacujemy, że na północy Polski przebywa ich ponad trzysta tysięcy – podkreślał.
Gość Radia Gdańsk przedstawił też relacje między dwiema grupami Ukraińców na Pomorzu. – Oprócz imigrantów na Pomorzu mieszkają przesiedleńcy, którzy trafili tu w ramach akcji „Wisła”. Na pewnym poziomie na pewno się integrują, ale jest jeszcze inna płaszczyzna. Trzeba zrozumieć psychologię migranta zarobkowego, który przyjechał tylko, by zarobić pieniądze i nie chce, by zwracano na niego uwagę. I to jest inna strona integracji. Ale chciałbym powiedzieć, że Ukraińcy przesiedleni w ramach akcji „Wisła” otworzyli się na migrantów zarobkowych, chociaż są między nimi pewne różnice, na przykład sporo migrantów zarobkowych przyjechało ze wschodnich i południowych regionów Ukrainy, gdzie powszechne jest posługiwanie się językiem rosyjskim. Tymczasem miejscowi Ukraińcy w ogóle nie znają tego języka, bo nigdy nie mieli z nim styczności. Fonetycznie język ukraiński jest bliższy polskiemu niż rosyjskiemu. Stąd czasem mogą występować niezręczności w komunikacji, ale mimo to Związek Ukraińców w Polsce, który jest reprezentowany w lokalnych ośrodkach, otworzył się, co bardzo mnie cieszy. Naszym pierwszym wspólnym ciekawym projektem były Mikołajki. Zaproponowałem, by zaprosić dzieci migrantów. Z pewnym zdumieniem zobaczyliśmy, ilu rodziców wyraziło chęć, by ich dzieci wzięły udział w bajecznym spotkaniu. Ich liczba wzrosła kilka razy. Miejsce, w którym były przeprowadzane Mikołajki, okazało się za małe. Ci ludzie potrzebują kontaktu ze swoimi rodakami i rdzennym środowiskiem – mówił.
Mówiąc o Tygodniu Ukraińskim, podkreślał, że był on oddolną inicjatywą. – Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko Tydzień Ukraiński, to było dla nas ogromne wyzwanie, dlatego, że był naszą własną inicjatywą. Nie mieliśmy ani finansowania z budżetu, ani z lokalnych źródeł. To było bardzo śmiałe podejście. Postawiliśmy sobie bardzo ambitny cel. Dlaczego Tydzień Ukraiński? Dlatego, że trzeba zrobić coś w sferze kultury. Jestem przekonany, że obecnie w polskim społeczeństwie istnieje mocno zakorzeniony stereotyp Ukrainy jako czegoś wiejskiego, „miłych Kresów” z Kozakami i dziewczętami w pięknych strojach ludowych. Natomiast polska publika wie bardzo mało o tym, że Ukraina ma ciekawą, różnorodną kulturę współczesną i nie jest zacofanym krajem, w którym nic się nie dzieje. Mamy w państwie bardzo trudne procesy wewnętrzne, z różnych powodów, również zewnętrznopolitycznych, nie jest łatwo. Ale na pewno jest bardzo ciekawie, może nawet właśnie dlatego, że mamy te problemy. One na pewno oddziałują na artystów, którzy się inspirują i zyskują energię do tworzenia. Chodziło właśnie o przełamanie stereotypów i pokazanie się polskiej i nie tylko polskiej publiczności, bo Gdańsk jest miastem otwartym, przyjeżdża do niego wielu turystów. Mam nadzieję, że ta bryła, którą udało nam się zsunąć z miejsca, będzie jechała i tworzyła nowe projekty. Jestem dumny z Tygodnia Ukraińskiego – mówił Lew Zacharczyszyn.