Niezmiennie napięta sytuacja na granicy, pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy oraz sytuacja związana z COVID-19 – te tematy Jarosław Popek poruszył w rozmowie z Gościem Dnia Radia Gdańsk, którym był wiceminister infrastruktury Marcin Horała.
Unia Europejska ma przeznaczyć 700 tys. euro na pomoc dla migrantów na Białorusi. Komisja Europejska poinformowała w środę, że przeznaczyła 200 tys. euro na pomoc humanitarną dla Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca (IFRC), za której pośrednictwem środki trafią do migrantów na Białorusi. UE zabezpieczyła też dodatkowe 500 tys. euro na ten cel.
– Tu jest pewna niejasność, istotna – zauważył Marcin Horała. – Czy przekaże je Białorusi, czy organizacjom humanitarnym w Europie, które na Białorusi będą dostarczać koce, żywność itd. Bo jeżeli to drugie, to przypomnijmy, że nawet Polska też próbowała wysłać taki konwój humanitarny na Białoruś, tylko nie został wpuszczony. Gdyby to miało oznaczać, że Białoruś dostanie te pieniądze gotówką, byłoby bardzo źle – ocenił.
Rzecznik rządu Niemiec Steffen Seibert poinformował w środę po południu, że w tym dniu odbyła się druga rozmowa telefoniczna kanclerz Angeli Merkel i Alaksandra Łukaszenki. Według rzecznika kanclerz podkreśliła potrzebę zapewnienia „pomocy humanitarnej i możliwości powrotu” osobom poszkodowanym, przy wsparciu międzynarodowych instytucji, takich jak Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR) i Międzynarodowa Organizacja do spraw Migracji (IOM), a także we współpracy z Komisją Europejską. Z kolei państwowa agencja BiełTA podała, że Łukaszenka i Merkel w środę po raz drugi rozmawiali telefonicznie o sytuacji na granicy Białorusi i Polski oraz że uzgodnili, że podjęte zostaną wstępne rozmowy między Mińskiem a UE w sprawie migrantów.
– Rozmowa Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką to był ewidentny błąd. Nie sama treść jest ważna, bo słowa były słuszne, natomiast to, że odbyło się to w ten sposób, czyli przez bezpośrednią rozmowę, było ogromnym błędem. Po pierwsze to właśnie uwiarygadnia Łukaszenkę. Przypomnę, że nie jest uznawany za legalnego prezydenta Białorusi. A po drugie daje Łukaszence przestrzeń do manipulacji, dużą pożywkę dla jego propagandy, więc był to duży błąd ze strony pani kanclerz – zauważył wiceminister infrastruktury.
– Jest też kwestia pewnej rozbieżności interesów. Pewne sytuacje, które są z naszej perspektywy są nieakceptowalne, bo dzieją się na naszej granicy, z perspektywy Paryża czy Madrytu są odległe, więc można by je zaakceptować – stwierdził. – Niezwykle istotne jest to, żeby kontrola sytuacji na granicy była po stronie polskiej, a nie po stronie Frontexu czy jakichkolwiek innych organizacji lub całych państw, żeby nie dało się o tej sprawie decydować bez udziału Polski – podkreślił Horała.
– Ewidentne jest, że zdecydowana reakcja Polski zaskoczyła Białoruś i teraz trwa improwizacja, jak wyjść z twarzą z tej sytuacji. A ta jest niestabilna i może się potoczyć różnie. Widzimy, że ataki ustały, zaczęły się loty powrotne, ale musimy zachować czujność – przestrzegał.
Wiceminister infrastruktury odniósł się także do kwestii pieniędzy z Funduszu Odbudowy, które mają trafić do Polski. – Polskie reformy wymiaru sprawiedliwości stanowią źródło poważnego zaniepokojenia; zwiększyły wpływ władzy wykonawczej i ustawodawczej na wymiar sprawiedliwości ze szkodą dla niezawisłości sędziów – mówił w czwartek na posiedzeniu sejmowych komisji komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders. Czy będzie mieć to wpływ na wypłatę pieniędzy?
– Gdyby te środki ostatecznie miały być niewypłacone, to znaczy, że, praktycznie rzecz biorąc, nie istnieje Unia Europejska. Istnieje bowiem na podstawie traktatów, umów, więc gdyby te umowy złamała, samą siebie by zdelegitymizowała – stwierdził.
– Musimy odróżnić też KPO i zwykły fundusz unijny. Zaplanowane inwestycje i tak da się zrealizować. Wystarczy spojrzeć na Program Budowy Dróg Krajowych i Autostrad, to tam 80 proc. to już są środki krajowe, dlatego że Polska jest coraz bogatsza i awansowała przynajmniej o ligę wyżej na liście krajów członkowskich – podkreślił Gość Dnia Radia Gdańsk.
Skomentował też plany wprowadzenia prawa, które zezwalałoby pracodawcy na kontrolę certyfikatów szczepień u zatrudnionych. – To jest sprawa wrażliwa. Ochrona życia i zdrowia kontra wolność osobista. Ja jestem zwolennikiem tego projektu, uważam, że nie wynika z niego, że można kogokolwiek represjonować – przekonywał Horała.
W środę posłowie PiS Czesław Hoc i Paweł Rychlik na konferencji prasowej przedstawili założenia projektu ustawy umożliwiającej sprawdzenie przez pracodawcę, czy pracownik jest zaszczepiony przeciwko COVID-19.Czesław Hoc mówił, że projekt poselski, przygotowany przez grupę posłów PiS, składa się trzech filarów. Przedsiębiorca będzie mógł poprosić o certyfikat zaszczepienia pracownika i jeśli ten nie będzie zaszczepiony, to kierownik będzie mógł zreorganizować pracę, np. przenieść takiego pracownika do działu tam, gdzie nie będzie miał styczności z klientami.
Drugi filar projektu dotyczy podmiotów leczniczych. Szef każdego podmiotu leczniczego, np. hospicjum, będzie mógł dać zarządzenie o obowiązku zaszczepienia swojego pracownika. Jeśli pracownik nie zaszczepi się, „będzie mogło się to wiązać z restrykcjami w postaci zwolnienia z pracy”.
W myśl trzeciego, kluczowego elementu projektu – jeśli przedsiębiorstwo wykaże, że wszyscy pracownicy są zaszczepieni, uzyska specjalny przywilej – „nie będą go dotyczyć żadne restrykcje”.
mk/mrud/PAP