Czego trzeba się nauczyć o własnym języku, jeśli chcemy uczyć go innych? Jak pomóc zagranicznym gościom w nauce? Na jakie pułapki językowe uważać? O tym Tatiana Slowi rozmawiała z popołudniowym Gościem Dnia Radia Gdańsk, Magdaleną Herrerą-Nowak, lektorką języka polskiego jako obcego i autorką podręcznika do polskiej gramatyki „Gramopedia”.
Na Pomorzu mieszka około 60 tysięcy uchodźców z Ukrainy. Wielu z nich chce lub musi uczyć się naszego języka. Jak im pomóc? Co trzeba opanować, żeby uczyć drugich własnego języka?
– Warto sięgnąć do książki i zobaczyć, w jakiej sytuacjach używamy danych przypadków, z jakimi czasownikami one się łączą. W języku rosyjskim czy ukraińskim to są zupełnie inne konotacje. My zakochujemy się w kimś, a oni zakochują się w kogoś. To są miejsca, na które trzeba zwrócić uwagę. Mamy też końcówki np. w dopełniaczu. Dlaczego nie mam samochodu? Dlaczego nie mam komputera? Oni będą o to pytać, więc trzeba to sobie poukładać i usystematyzować – wyjaśnia Magdalena Herrera-Nowak.
Czasami różnice językowe potrafią być źródłem zabawnych sytuacji. Słowiańskich obcokrajowców śmieszą np. takie słowa jak „samochód” czy „hulajnoga”. – Takich słów jest więcej. Jak obcokrajowcy słyszą, że ktoś chciałby dojechać do Wrzeszcza, to pocą się i nie wiedzą, jak to wymówić, bo tam są zbitki spółgłoskowe. Ale to działa w obie strony, bo jak oni powiedzą „latająca mysz”, a nie „nietoperz”, to też nas to będzie bawiło – tłumaczy Magdalena Herrera-Nowak.
– Samo chodzenie na lekcje może być niewystarczające. Jeżeli ktoś myśli, że będzie siedział dwa razy w tygodniu po 90 minut i w domu już nie będzie robił nic, to nie nauczy się polskiego lub nauczy się w stopniu minimalnym. Lepiej by było, jeśli ktoś zanurzyłby się w języku. To niepowtarzalna okazja, jeśli ktoś uczy się języka i mieszka w danym kraju – zauważyła Herrera-Nowak.
Posłuchaj całej rozmowy:
Tatiana Slowi/pb