Rząd ustanowi cenę gwarantowaną węgla dla gospodarstw domowych. Będzie ona wynosiła 996 złotych za tonę. W ten sposób chce zmniejszyć koszty ogrzewania dla odbiorców indywidualnych. – To dobry projekt, szczególnie dla najbiedniejszych osób w Polsce – komentuje „Gość Dnia Radia Gdańsk” Przemysław Piesiewicz, ekspert rynku energii. Rozmawiał z nim Piotr Kubiak.
– Miejmy nadzieję, że ten projekt pozwoli na utrzymanie niskich cen węgla. Jest on skierowany do najbiedniejszych gospodarstw domowych, które cały czas używają go jako nośnika do ogrzewania domów. Cały czas następuje spekulacja na nośnikach energii. Marża jest odkładana tam, gdzie nie powinna być. Nadmiar należy ukierunkować w odpowiedni sposób, aby inflacja nie wzrastała z tego tytułu – podkreślał.
Zdaniem eksperta rynku energii, ceny węgla w najbliższym czasie nie będą maleć. Jak wskazał, koszty energii można zmniejszyć poprzez reformę systemu ETS.
– Dekarbonizacja związana jest z polityką Unii Europejskiej. W Polsce odchodziliśmy od wydobycia węgla, ale nie zmienialiśmy systemu podażowego. Zużycie węgla jest na podobnym poziomie, stąd problem. Nie mamy towaru, który do tej pory był dostępny, więc musimy ściągnąć go z kierunków egzotycznych. Niestety, jego cena nie będzie niska – zaznaczył.
– Był wniosek premiera o to, żeby zreformować system EU ETS. W tej chwili ceny uprawnień do emisji CO2 to około 85 euro za tonę, czyli 400-500 złotych za megawatogodzinę energii. Gdybyśmy podzielili tę cenę na pół, mielibyśmy energię tańszą, co byłoby dużo ulgą. Cały czas istnieje kosmiczne, ideowe parcie do tego, by opierać się wyłącznie na OZE. Jedna z komisji europejskich stwierdziła, że do 2050 roku trzeba opierać się tylko na OZE, a wyeliminować gaz i odejść od atomu – mówił Piesiewicz.
Według „Gościa Dnia Radia Gdańsk” to podejście powinno się zmienić. Wyjaśnił, że cele Unii są zbyt ambitne, by można było je spełnić.
– Unia Europejska wzięła się z Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Chodziło o to, aby pogodzić dwa kraje sąsiednie, które miały problemy ze swoimi zasobami. Trzeba powrócić do korzeni Europy Schumana i sprawdzić, jak powinniśmy rozbudowywać rynek europejski, aby można było gwarantować wzrost, ale również dbać o klimat. Nie można za wszelką cenę wyznaczać sobie zbyt ambitnych celów. Potem nikt nie dobiega do mety – ocenił.
– Wypowiedzi w Parlamencie Europejskim pokazują, że to podejście ideowe i nie kryją się za tym konkretne rozwiązania. Powinniśmy cały czas patrzeć na to, co możemy zrobić dla siebie. Polska jest dużym państwem, ma potencjał, aby zadbać o swoje źródła wytwarzania. Możemy oprzeć się na tym, co mamy u siebie. Mamy wiatr. Cieszę się, że rząd przyjmuje reformę ustawy 10H, będziemy mieli więcej elektrowni wiatrowych. To najtańsze i najbardziej efektywne OZE – wskazał ekspert.
„Gość Dnia Radia Gdańsk” skomentował także wtorkową rezolucję Parlamentu Europejskiego, w której politycy sprzeciwili się uznaniu energii jądrowej za „zieloną”.
– Wczorajsza rezolucja zostanie zablokowana i pójdzie do kosza, podobnie jak program Fit for 55. Można mieć pomysły, ale trzeba twardo stąpać po ziemi, aby je realizować. Wśród państw Europy Zachodniej cały czas funkcjonuje hipokryzja. Z jednej strony krytykujemy Rosję, a z drugiej dotujemy ich wojnę z Ukrainą. To typowa hipokryzja, podobnie jak brak wysyłki obiecanej broni. To nie powinno się zdarzać – podkreślał.
Zdaniem Przemysława Piesiewicza, aby ceny energii się zmniejszyły, reformy muszą przeprowadzić zarówno Unia Europejska, jak i Polska.
– Pierwszą rzeczą jest podejście do reformy EU ETS, bo to wyłącznie decyzja polityczna. Energia byłaby tańsza. Z drugiej strony, jeśli patrzymy na polski rynek, musimy podejść do tego tak, aby sieci energetyczne były bardziej sprawne. Polscy dystrybutorzy energii są nieprzygotowani do tego, by przyjąć moc, która może pojawić się z OZE. Niestety, trzeba zwiększać wydatki i przyspieszać działanie operatorów – wyjaśnił.
Unia Europejska chce także zakazać samochodów spalinowych. Od 2035 roku nie będą one mogły być rejestrowane, a zastąpić je mają auta zasilane prądem. Jednak jak wskazał ekspert, dla tego rozwiązania istnieje alternatywa.
– Możemy powrócić do CNG, czyli skompresowanego metanu. Nie musimy wydobywać go tradycyjnie, ale możemy pobrać z polskiej biogazowni. Możemy sami wyprodukować biogaz i zasilić swoje pojazdy bezemisyjnie. Przerobienie samochodu z napędem LPG na CNG to koszt około 2,5 tys. zł. Biogaz, doczyszczony do odpowiedniego poziomu, byłby paliwem zastępczym – ocenił Piesiewicz.
Donald Tusk w ostatnich dniach zadeklarował, że gdyby był premierem, cena benzyny w Polsce wynosiłaby pięć złotych. Do tych obietnic odniósł się „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
– W tej chwili baryłka ropy kosztuje 120 dolarów. Ciężko byłoby nakłonić jakiegokolwiek sprzedawcę, by uzyskać cenę niższą, która dawałaby szansę spełnienia obietnicy Donalda Tuska – mówił.
ua