Urzędnik zwolniony, owce są nadal, a co z pieniędzmi? Radna WdG: powinny zostać w kasie miasta

(fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka)

Podwyżki dla dyrektorów gdańskich instytucji, nagroda dla Andrzeja Stelmasiewicza oraz przede wszystkim kontrowersyjny przetarg na dzierżawę owiec mających dbać o trawę w okolicach opływu Motławy oraz jego konsekwencje – m.in. te tematy poruszono podczas piątkowej audycji „Gość Dnia Radia Gdańsk”. Beatę Dunajewską, radną ugrupowania Wszystko dla Gdańska, przepytywał Bartosz Stracewski.

– Podwyżki dla dyrektorów gdańskich instytucji wynikają z 15-proc. inflacji. Jednak politycznie jest to decyzja prezydent Dulkiewicz. My, radni, nie możemy ingerować w jej suwerenne decyzje. Mogę oceniać to prywatnie, a tego nie chcę robić. Moi wyborcy zgłaszają się do mnie z innymi tematami – stwierdziła Beata Dunajewska. – Miałam też podwyżkę u siebie w pracy, nie miałam problemu z jej przyjęciem. To jednak nie były takie kwoty, poniżej stopy inflacji. Gdybym była dyrektorem, pewnie bym się zastanawiała, ale na szczęście nie muszę – dodała.

Radna stowarzyszenia Wszystko dla Gdańska odniosła się też do przyznania Nagrody im. Lecha Bądkowskiego radnemu Andrzejowi Stelmasiewiczowi, który zasiadał w kapitule przyznającej to wyróżnienie. – To jest kwestia perspektywy. Ja Andrzeja nie krytykuję. Jemu ta nagroda się należała, on naprawdę robi dużo dobrych rzeczy dla Gdańska. Czy ja bym ją przyjęła? Pewnie nie. Z perspektywy tego, jak Andrzej Stelmasiewicz dba o Oliwę, jak wspiera jako sponsor różne inicjatywy w Gdańsku, uważam, że to jest Darczyńca Roku, osoba, która się angażuje. Kapituła ma ogromne znaczenie, ale zwyczajowo ma słowo doradcze. Tu pani prezydent uznała, że powinno być inaczej. W Gdańsku nie ma zbyt wielu takich sytuacji, że jeżeli kapituła stwierdzi, że ta osoba powinna czy nie powinna dostać nagrody, to decyzje są podejmowane tak jak w tym wypadku. To jednostkowy przypadek, ale Andrzej na to zasłużył – przekonywała Dunajewska.

Wyjaśniała też, czy jej ugrupowanie złoży wniosek w sprawie kontroli ws. kontroli w Gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni. – Nie złożymy takiego wniosku, ale myślę, że jeśli taka propozycja padnie, to ją poprzemy. Nie widzę problemu. Jeśli jest potrzeba skontrolowania tego, to czemu nie. Ten temat o tyle mnie bulwersuje, że ja bym chciała, żeby Gdańsk istniał medialnie, ale w tym dobrym kontekście, żeby mówiono o programie in vitro, karcie równości, o rozwoju, nagrodach, które Gdańsk otrzymuje. Nie chciałabym, żeby cała Polska słyszała o owcach i nieprawidłowościach w rozstrzygnięciu przetargu. Dlatego chętnie poprę powstanie zespołu kontrolnego i dlatego zaprosiłam wiceprezydenta Kryszewskiego, by wyjaśnił naszemu klubowi pewne rzeczy – zadeklarowała.

– Mam wrażenie, że miasto zareagowało szybko i dobrze. Już jedna osoba nie pracuje w GZDiZ. Mam nadzieję, że dziś albo jutro poznamy raport z kontroli w tej instytucji. Nieprawidłowości zostały zgłoszone do prokuratury i to ona powinna wyjaśnić tę sprawę. Jeśli potwierdzą się te wszystkie fakty, to będzie rzecz wysoce naganna. Zwolnienie tego pracownika, jeśli są przesłanki, popieram gorąco. Jest mi przykro, bo to osoba zasłużona dla ekologicznej strefy Gdańska. Nie spodziewałam się, że może coś takiego nastąpić, współpracowałam z tym panem wielokrotnie, np. przy sadzeniu drzew. To jest ewidentne złamanie prawa. Popieram działania miasta i czekam na rozstrzygnięcia prokuratury oraz sądu. Być może nie skończy się na jednym wypowiedzeniu. Prezydent Kryszewski obiecał nam jak najszybciej raport – przypomniała.

Opowiedziała też o tym, co jej zdaniem władze Gdańska powinny zrobić w stosunku do firmy, która udostępniła owce do słynnego „wypasu”. – Ani jedna złotówka z kasy miasta na ten cel nie została jeszcze wypłacona. Nie wiem, czy faktury zostały wystawione, ale w obliczu tego, co zostało już stwierdzone, uważam, że pieniądze powinny pozostać w kasie miasta. Mam nadzieję, że miasto zachowa się w ten sposób. Sprawa powinna skończyć się w sądzie. Chyba że są jakieś przesłanki, żeby stwierdzić rozwiązanie tego przetargu czy zapytania ofertowego – zauważyła Dunajewska, dodając, że „najważniejsze jest to, że te pieniądze, ponad 147 tys. złotych, nie zostały przekazane osobie, która dzierżawiła te owce”.

– Czyli znajomemu urzędnika – dopowiedział prowadzący.

Radna WdG zastanowiła się przy tym, czy miejscy urzędnicy powinni mieć pozwolenie na prowadzenie firm.

mrud

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj