Od wielu lat relacjonuje ważne wydarzenia z historii Polski. Z Wybrzeżem związany jest od lat 70., kiedy zaczął tu pracować jako fotoreporter. Od sierpnia 1980 roku z aparatem w ręku towarzyszył „Solidarności”, kilka razy został za to aresztowany. W audycji „Gość Dnia” Anna Rębas rozmawiała z Wojciechem Milewskim, fotografem „Solidarności”, którego wystawę będzie można oglądać od 31 sierpnia w Sali BHP w Gdańsku.
Wojciech Milewski mówił, że lubi odwiedzać Stocznię Gdańską. – Staram się tam chodzić, bo mogę powiedzieć, że to dla mnie najważniejsze miejsce. Moje życie wtedy zupełnie się zmieniło, dlatego że to był pierwszy powiew wolności. Urodziłem się przed wojną, w 1936 roku. Jestem świadkiem tego, jak hitlerowskie wojska wchodziły do Warszawy. Potem, po 1945 roku mieliśmy „przyjaźń” sowiecką, która nas zniewoliła, i kraj, w którym nie można było za wiele mówić, bo mówienie otwarcie tego, co się myśli, powodowało, że można było znaleźć się w więzieniu – podkreślał.
Taka sytuacja trwała aż do pierwszych strajków. – Wreszcie przeciwstawili się temu stoczniowcy. Ledwo przyjechałem do Gdańska, zaczęło się powstanie 1970 roku nazywane wypadkami grudniowymi. Widziałem, jak się strzela do ludzi. Mieszkałem wtedy w Pruszczu. Strzelano do pociągu wyjeżdżającego z dworca głównego. Nie mogłem kochać komuny – wspominał fotoreporter.
Przez lata towarzyszenia „Solidarności” gość Anny Rębas zrobił wiele zdjęć. – Udało mi się obfotografować stocznię, miałem już przepustkę. Jednak po raz pierwszy byłem w stoczni, gdy fotografowałem napisy i musiałem uciekać przed milicją obywatelską. Najbardziej pamiętam napis na murach stoczni: „Nie ma mięsa, masła, jajek. Zginęła słonina. Trzeba będzie z głodu żreć źdźbło”. Sfotografowałem go i wtedy pojawiła się nysa. Musiałem uciekać; zauważyli to stoczniowcy, wyciągnęli drabinkę i znalazłem się w stoczni. Kilka razy byłem aresztowany na 48 godzin za fotografowanie. Dzisiaj wydaje się to absurdalne, bo wolno fotografować wszystko, a w tamtych czasach wszędzie były zakazy – zauważał.
Paradoksalnie, panu Wojciechowi nie udało się sfotografować jednego z najważniejszych wydarzeń strajków, czyli porozumienia gdańskiego. – Niestety, nie byłem tam, bo siedzący wśród stoczniowców ubek powiedział o mnie: „Co wy tego ubeka wpuszczacie?”. Efekt był taki, że od razu zgłosił się, jak dzisiaj wiemy z archiwów, TW, który był szefem puszczającej na bramie straży strajkowej. Nie będę wymieniał z nazwiska, bo to znany obecnie przemysłowiec. Nie wszedłem na porozumienie gdańskie – przyznał.
Anna Rębas poprosiła swojego rozmówcę o wskazanie zdjęcia, które jest mu najbardziej bliskie. – Najważniejsze jest da mnie zdjęcie stoczniowców na bramie, bo pokazuje ono, jaka była atmosfera z jednej i drugiej strony, jak ludność Gdańska wspomagała stoczniowców – odpowiedział.
Posłuchaj całej audycji:
Anna Rębas/MarWer