„Afera taśmowa”. Marcin Horała: moje poparcie wniosku o komisję śledczą zależy od jego treści

(fot. Radio Gdańsk)

Nie wykluczam poparcia wniosku o komisję śledczą w sprawie tak zwanej afery taśmowej – mówił na antenie Radia Gdańsk wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała. Podkreślił jednak, że „ważny byłby sam wniosek i szczegóły w nim zawarte”.

Przypomnijmy, Prokuratura Krajowa upubliczniła w środę wieczorem na swojej stronie internetowej protokoły wyjaśnień i zeznań wspólnika Falenty. Wynika z nich, że Marcin W. w 2017 r. i 2018 r. zeznał m.in., że wręczył łapówkę w wysokości 600 tys. euro M.T., „synowi byłego premiera”. Michał Tusk oświadczył, że to „totalne bzdury”.

Do nagrywania osób z kręgów polityki i biznesu w dwóch restauracjach należących do Marka Falenty dochodziło w latach 2013-2014. Nagrano między innymi ówczesnego ministerstwa spraw wewnętrznych – Bartłomieja Sienkiewicza, ministra spraw zagranicznych – Radosława Sikorskiego oraz prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belkę. Podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań utrwalono rozmowy ponad stu osób.

– Toczy się postępowanie, ono trwa kilka lat i jest skomplikowane, bo tego rodzaju zeznania trzeba weryfikować zeznaniami innych świadków i dowodami materialnymi. Sam Donald Tusk dzień wcześniej przywołał zeznania tego świadka jako szczególnie wiarygodne. Wywodził z nich tezy i domagał się ich ujawnienia. Proszę bardzo. Nie wiem, czy one są wiarygodne, ale Donald Tusk twierdził, że tak jest – przypomniał „Gość Dnia Radia Gdańsk”.

Horała był także pytany o to, czy poparłby wniosek o powołanie komisji śledczej w sprawie afery podsłuchowej.

– Nie wykluczam tego, musiałbym zobaczyć ten wniosek. Diabeł tkwi w szczegółach. Uchwała o komisji śledczej niesie daleko idące skutki. Prawo i Sprawiedliwość już taki wniosek złożyło i go popierało, ale został on odrzucony głosami Platformy Obywatelskiej, bo miała wtedy większość w Sejmie. To Platforma nie chciała komisji śledczej w sprawie afery taśmowej – zaznaczył.

W mediach pojawiły się słowa o „scenariuszu pisanym cyrylicą” w kontekście zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku. Wiceminister odniósł się do tych opinii.

– Absurd jest oczywisty. To przykład tego, jak bardzo w Polsce nie mamy debaty publicznej, tylko walkę plemion. Plemię opozycyjne jest w stanie uwierzyć we wszystko. Jeśli ktokolwiek jest choć trochę świadomym człowiekiem, pamięta jak przez lata PiS był oskarżany, że to wariaci i rusofobi, którzy niepotrzebnie wywołują konflikt z Rosją. PO twierdziła, że z Rosją trzeba się dogadać – mówił.

– Przyszły trochę inne czasy i pokazały, że to Prawo i Sprawiedliwość miało rację w swojej diagnozie rosyjskiego imperializmu. Teraz z PiS-u robi się formację prorosyjską. Jak rozumiem, częścią tej intrygi jest wysłanie czołgów na Ukrainę, by walczyły z Rosjanami. Putin miałby dążyć do tego, żeby w Polsce była władza, która wysyła czołgi, które strzelają do jego armii? – pytał.

W środę minister Kamiński poinformował o tym, że Polska otrzymała blisko 700 milionów złotych od Unii Europejskiej na działania związane z masowym napływem uchodźców z Ukrainy. Zdaniem „Gościa Dnia Radia Gdańsk” to niewielkie pieniądze, jednak Polska i tak powinna pomagać uchodźcom.

– To oczywiście bardzo mało i w żaden sposób nie rekompensuje całości kosztów poniesionych przez Polskę. Gdyby Unia nie refundowała tych kosztów w ogóle, to i tak należałoby je ponosić. W polskim interesie jest, żeby polski czołg walczył pod Charkowem, a nie na przedpolach Warszawy – podkreślał.

Prowadzący rozmowę Michał Pacześniak zapytał również o to, dlaczego Polska wciąż nie otrzymała pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.

– Polskie KPO nie było zatwierdzone w fazie, gdy wydatki były zaliczkowane. Ta faza minęła, polskie KPO zostało zatwierdzone. W związku z tym realizujemy KPO bez zaliczek. Jak zrealizujemy pewien etap, podsumowujemy jego koszty i wysyłamy wniosek o płatność do Unii i dostajemy pieniądze. Ten etap jeszcze nie nastąpił. Nic nie wskazuje na to, żebyśmy tych pieniędzy mieli nie dostać – wyjaśnił wiceminister.

– Ostatnia fala dyskusji wynika z tego, że średniego szczebla urzędnik, były pracownik gabinetu Janusza Lewandowskiego, powiedział, że tych funduszy ma rzekomo nie być. To niepoważne. Zdarzają się też jednak wypowiedzi ludzi poważnych. Faktycznie może to budzić jakieś zaniepokojenie. Realizacja tych zapowiedzi byłaby oczywiście bezprawna – ocenił.

Horała wyraził również opinię, że Unijny system handlu uprawnieniami do emisji powinien zostać zawieszony.

– Wszyscy chcemy żyć w zdrowym środowisku i zostawić je naszym dzieciom, to oczywiste. Jest jeszcze coś takiego jak koszt-efekt: jakim kosztem osiągamy jaki efekt? Obecnie ceny ETS są absurdalnie wysokie. W obecnej sytuacji jakikolwiek mechanizm zawyżający ceny energii to sprzyjanie Putinowi. To jemu zależy na tym, żeby surowce były jak najdroższe – podkreślał.

– Jesteśmy zwolennikami dobrze rozumianej solidarności energetycznej, czyli wspierania się nawzajem w dobrych ruchach. Nie jesteśmy zwolennikami systemu, w którym cała Europa miałaby się składać, by Niemcom rekompensować to, że postawili na Nord Stream – mówił Horała.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj