Sopocka fundacja dostarcza dary w pobliże frontu. „Żołnierze oszczędnie korzystają z pomocy”

(Fot. Radio Gdańsk/Anna Rębas)

Dary dla ukraińskich żołnierzy, walczących na froncie, zostały już dostarczone i przekazane. Akcja pomocowa została zorganizowana przez sopocką Fundację „Zupa na Mociaku” – nie był to pierwszy transport na Ukrainę, ale ten był wyjątkowy, ponieważ zawierał dary dla wojskowych z okręgu donieckiego. Kilka dni temu transport wyruszył z Gdańska w rejon, gdzie trwają walki. Dziś już dary zostały przekazane (więcej >>>TUTAJ). O całej akcji opowiadał na naszej antenie popołudniowy „Gość Dnia Radia Gdańsk”, którym była Agnieszka Kamińska, koordynatorka całej akcji. Rozmawiała z nią Anna Rębas.

To kolejny już transport darów zebranych i zakupionych przez Fundację „Zupa na Mociaku”. Ten ostatni z założenia miał trafić do żołnierzy. I tak się stało. Najpierw była zorganizowana zbiórka pieniędzy oraz darów, następnie fundacja kupiła dokładnie takie zaopatrzenie, jakie jest potrzebne na froncie. Transport wyruszył w sobotę, a we wtorek pomoc została już przekazana walczącym Ukraińcom.

– Łącznie to były dwa busy wypełnione pomocą dla wojskowych. Tym razem zdecydowaliśmy się na taką pomoc, bo sytuacja żołnierzy na froncie wschodnim jest bardzo, bardzo trudna. A że mamy kontakt z wieloma brygadami, to nie potrafiliśmy pozostać obojętni wobec próśb o buty, śpiwory, leki na przeziębienie; o taką pomoc humanitarną dla żołnierzy – opowiadała Aleksandra Kamińska.

Taki transport celowy dla wojskowych różni się nie tylko tym, jakie dary są przekazywane, ale także wieloma kwestiami organizacyjnymi. Bo przecież pomoc dostarczana jest w miejsca znajdujące się w pobliżu linii frontu, nierzadko tam, gdzie nie można dojechać, a przebywanie wiąże się z ogromnym ryzykiem.

– Umawiamy się z brygadami w takich miejscach, które są względnie bezpieczne dla nas. Oni nie zawsze mogą zjechać ze swoich pozycji, więc umawiamy się na konkretną godzinę, na ostatnią chwilę i często to trzeba zmieniać. Oni wyjeżdżają w naszym kierunku, a my podjeżdżamy do nich na tyle, ile możemy. Umawialiśmy się na spotkania indywidualne z przedstawicielami konkretnych brygad, wyjeżdżali w naszym kierunku rano, wieczór, w południe, późnym wieczorem również. Spotykaliśmy się gdzieś na stacjach benzynowych, w małych miejscowościach, do których oni mogli dotrzeć. Z pomocy, którą skierowaliśmy do konkretnych brygad, już po przekazaniu tego, co potrzebowali, część darów nam jeszcze została. Przekraczało to potrzeby tych brygad, ponieważ żołnierze bardzo oszczędnie korzystają z pomocy – zawsze myślą o tym, że może ktoś będzie jej potrzebował bardziej. Ostatniego dnia pobytu w obwodzie donieckim ustawiliśmy więc przy szosie taki „kartonowy sklepik”, z którego żołnierze jadący na front mogli wziąć od nas – oczywiście za darmo – to, co im jest najbardziej potrzebne – opowiadała koordynatorka całej akcji.

Reklama



Najnowsze



Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj