W ugrupowaniach opozycyjnych są elementy programu, na które wszystkie partie wyrażają zgodę. Trzeba tylko usiąść do stołu i porozmawiać – mówił w Radiu Gdańsk Marek Rutka, pomorski poseł Lewicy. W audycji „Gość Dnia Radia Gdańsk” rozmawiał z nim Jarosław Popek.
„Gość Dnia Radia Gdańsk” został zapytany między innymi o powracający temat wspólnej listy wyborczej partii opozycyjnych.
– Temat wspólnej listy będzie wracał do momentu, kiedy wszystko będzie jasne. Wydaje się, że ten czas powoli dobiega końca. Liderzy polityczni powinni usiąść do stołu i porozmawiać o tym, jak ugrupowania opozycyjne będą startować. Najpierw jednak każdy powinien zrobić krok do tyłu i nie stawiać żadnych warunków brzegowych. Mam wrażenie, że największa partia opozycyjna często mówi „wspólna lista albo śmierć”. To nie jest dobre podejście – ocenił.
– Obywatelom powinno się zaproponować program, który będzie dla nich atrakcyjny. Dzisiaj głosy z elementami szantażu politycznego to dzielenie skóry na niedźwiedziu i wysyłanie przez liderów politycznych sygnałów, że oni wiedzą wszystko najlepiej. Zapominamy o frekwencji. Jeśli w takim kształcie i na takich warunkach powinna powstać wspólna lista opozycyjna, to do wyborów nie pójdzie 800 tys. Polek i Polaków. To jest zagrożenie. Wysoka frekwencja działa na korzyść opozycji. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby przekonać obywateli i obywatelki, żeby poszli do wyborów – wyjaśnił Rutka.
Jak mówił pomorski poseł Lewicy, partie opozycyjne powinny wspólnie porozmawiać i przedstawić program, który nie będzie ograniczać się do odsunięcia od władzy Prawa i Sprawiedliwości.
– Wyborców należy traktować poważnie. Liderzy polityczni nie powinni mówić ponad głowami wyborców co jest dobre, a co złe. Często apeluję, aby z bieżącej polityki było wyjętych kilka sfer życia, czyli to, co ludzi najbardziej interesuje i jest bardzo istotne z perspektywy czasu. To chociażby polityka obronna, ochrona zdrowia, kwestia klimatu oraz kwestia edukacji. To obszary, które powinny być wyjęte z „nawalanki” politycznej. Powinien być ustawiony model na dwie-trzy kadencje Sejmu – podkreślał.
– W ugrupowaniach opozycyjnych jest minimum programowe, są elementy programu, na które wszystkie partie wyrażają zgodę. Trzeba tylko usiąść do stołu i porozmawiać, a nie rozmawiać poprzez media społecznościowe. Tak zwanym „antyPiSem” nie wygra się wyborów. Mówienie „nieważne co, byle nie PiS” to nie jest właściwe podejście. To przedmiotowe traktowanie wyborców. Wysokie sondaże PiSu pokazują, że ludzie chcą konkretów, a nie krytykanctwa – przyznał „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
Rutka stwierdził także, że wiele sondaży wskazuje, że partie opozycyjne będą miały przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością w następnej kadencji Sejmu.
– Są różne sondaże. Największa liczba posłów nie oznacza, że ma się większość. 184 mandaty na 460 to ciągle nie jest 50 proc. plus jeden głos. Jest cała masa sondaży, które mówią że Prawo i Sprawiedliwość zdobywa najlepszy wynik, ale nie daje im to przewagi w przyszłym Sejmie. Im więcej afer będzie wychodziło w najbliższych miesiącach, tym bardziej te sondaże będą spadały – zaznaczył.
– Nasilają się protesty rolników. Część dużych gospodarstw rolnych straciła, bo słowa ministra Kowalczyka o tym, że zboże będzie drożeć, doprowadziły ich na skraj bankructwa. Mam wrażenie, że po tej dramatycznej sytuacji, jeśli chodzi o kwestię wypłacalności rolników, poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości na wsi diametralnie spadnie. To może być gwóźdź do trumny. Po nastrojach społecznych widać, że tym, co najbardziej dotyka obywateli, jest drożyzna. To kwestia tego, że w portfelu mamy coraz mniej. Mieszkańcy naszego kraju nie kupują już cebuli na kilogramy, tylko na sztuki – tłumaczył pomorski poseł Lewicy.
ua