W Polsce demokracja żyje i ma się znakomicie. Mamy wolność słowa, zgromadzeń, wyznania. Mówienie, że tego nie mamy, jest bzdurą. Niestety, po stronie opozycyjnej jest dążenie do skrajnego nakręcenia emocji nienawiści – mówił w Radiu Gdańsk Marcin Horała, wiceminister funduszy i polityki regionalnej oraz pełnomocnik rządu ds. CPK.
– Duży marsz opozycyjny najlepiej udowodnił, że każdy może manifestować swoje poglądy. Mamy wolność słowa realną i nawet większą niż na Zachodzie, bo tam tłamsi ją poprawność polityczna. W Polsce demokracja żyje i ma się znakomicie. Niestety, po stronie opozycyjnej jest dążenie do skrajnego nakręcenia emocji nienawiści. Stąd osiem gwiazdek, z których pięć to wulgaryzm. Tłum znacznie sprawniej skandował wulgarne hasła niż śpiewał hymn narodowy – zaznaczył „Gość Dnia Radia Gdańsk” w rozmowie prowadzonej przez Bartosza Stracewskiego.
– Były prezydent Lech Wałęsa ponownie zbezcześcił pamięć Anny Walentynowicz i naopowiadał wielkich kłamstw o tej wielkiej bohaterce naszej wolności. Ona, w przeciwieństwie do niego, nie czerpała osobistych korzyści ze swojej roli. Lech Wałęsa, który żyje jak pączek w maśle, ma w swojej historii czarną kartę współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Ma jeszcze czelność obrażać Annę Walentynowicz, gdy nie może ona się bronić. Stąd wybiorę się dzisiaj pod pomnik Anny Walentynowicz w Gdańsku – zapowiedział.
Zdaniem Horały opozycja dąży do nakręcania emocji, jednak marsz, który odbył się w Warszawie, był tak naprawdę wymierzony w mniejsze partie opozycyjne.
– Jeśli mówimy o zagrożeniu wolności i demokracji w Polsce, to na czym to zagrożenie polega? Czy Donald Tusk nie mógł odbyć marszu? Nie mógł się wypowiedzieć? Czy włos mu z głowy za to spadł? Czy nie mamy w Polsce opozycyjnych mediów? Czy nie mamy wolności słowa, zgromadzeń, wyznania? Oczywiście, że mamy. Mówienie, że ich nie mamy, jest bzdurą, która dąży tylko do nakręcania emocji – ocenił.
– Ten marsz w swojej istocie nie był wymierzony w PiS. Nikt, popierający Prawo i Sprawiedliwość, po wysłuchaniu Donalda Tuska, nie przestanie go popierać. Ten marsz był politycznie wymierzony w Kosiniaka, Hołownię i Lewicę. Chodzi o to, by polityczne przystawki zjeść i przetrawić. Był to spory marsz. Również w pierwszej kadencji rządów PiS takie marsze się odbywały, po czym PiS wygrało wybory przytłaczającą większością głosów. To nie marsze decydują o tym, kto rządzi, ale wybory – podkreślał wiceminister.
„Gość Dnia Radia Gdańsk” odniósł się także do złożonego przez prezydenta Dudę projektu nowelizacji ds. ustawy o komisji do zbadania wpływów Rosji na bezpieczeństwo Polski.
– Nie miałem czasu zapoznać się z zapisami nowelizacji prezydenta. Myślę, że są tam rozwiązania, które przyjąłbym nawet w ciemno. Na przykład od początku ideą komisji było to, by mogły w niej zasiadać inne osoby, niż posłowie. To nie jest kontrowersyjne. Wątpliwość może budzić usunięcie rozdziału o środkach zapobiegawczych. Jeśli lekarz popełni błąd, który doprowadzi do śmierci pacjenta, komisja zawodowa może go pozbawić prawa wykonywania zawodu. Analogicznie dla polityka podejmowanie decyzji w interesie rosyjskim to taka kategoria błędu, jak dla lekarza uśmiercenie pacjenta – wyjaśnił.
– Służby rosyjskie przyjeżdżały do Polski, wizytowały zamknięte obiekty, właściwie nie wiemy kto, do jakich tajemnic dopuścił Rosjan. Albo dlaczego PKW jeździła się szkolić do Moskwy? Czy Rosja wtedy to był wzór demokracji? To są pytania, na które komisja powinna odpowiedzieć i wskazać osoby odpowiedzialne za te decyzje – mówił Horała.
Horała skomentował również pojawiające się problemy z wprowadzeniem roweru metropolitarnego Mevo.
– Wyborcy powinni wyciągnąć odpowiedzialność, bo mamy do czynienia co najmniej ze skrajną niekompetencją i brakiem profesjonalizmu. Cała afera toczy się już któryś rok i nadal nie ma roweru. Wiele miast w Polsce ma rowery miejskie. Tu mijają kolejne miesiące i podejścia do tematu, a roweru nie ma. Sprawa powinna być też zbadana przez organy ścigania, czy nie doszło tu do przestępstw urzędniczych – przyznał „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
ua