– Do odbudowy mostu w Tczewie potrzeba spójnego projektu oraz wkładu własnego. Moja teza brzmi, że prace nie są prowadzone, ponieważ starostwo nie ma pieniędzy na wkład własny. Cały czas domagamy się korekt projektu. Nigdy nie spotkałem projektu, który byłby tak fatalnie zarządzany i przygotowywany – mówił w Radiu Gdańsk Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków Igor Strzok, w rozmowie prowadzonej przez Jarosława Popka.
– Żeby coś zbudować, potrzeba pieniędzy, projektu i woli. Pieniądze są obiecane przez rząd, ale żeby je skutecznie zaabsorbować, trzeba mieć spójny, dobry projekt, zatwierdzony przez wszystkie instancje oraz mieć wkład własny. Dobrze byłoby, żeby inwestorzy oficjalnie powiedzieli, czy mają wkład własny. Z tego co ćwierkają wróbelki i powtarzają wiewiórki, podobno nie mają. To oznacza, że nie mogą skonsumować pieniędzy od rządu – wyjaśnił „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
– W kwietniu wydaliśmy starostwu tczewskiemu decyzję pozwalającą na przeniesienie na brzeg przęsła ESTB. To pierwsza operacja umożliwiająca powrót do prac. Od kiedy decyzja została podpisana, można te prace prowadzić. Moja teza brzmi, że nie są prowadzone, ponieważ starostwo nie ma pieniędzy na wkład własny. Jeśli nie będzie wkładu własnego, to odbudowa może się nie rozpocząć – zaznaczył.
– Pozwoliliśmy na przeniesienie przęsła, ale cały czas domagamy się korekt projektu. Nigdy nie spotkałem projektu, który byłby tak fatalnie zarządzany i przygotowywany. Kilka kolejnych elementów jest robionych przez różnych projektantów w różnych latach, nie pasują do siebie. Przyczółek mostowy, w którym ma się mieścić filia Muzeum II Wojny Światowej, został wykonany jako dłuższy, szerszy i wyższy, niż historycznie – tłumaczył Strzok.
Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków odniósł się także do trwających prac rewitalizacyjnych na terenie Opływu Motławy w Gdańsku.
– Rewitalizacja Opływu Motławy posuwa się we właściwym kierunku, ale niestety bardzo wolno. Działania nazywane przez miasto rewitalizacją miały miejsce już dwa razy w ciągu ostatniego 35-lecia. Teraz jest trzecia kampania tego typu. Za każdym razem była to działalność kosmetyczna, teraz to są poważniejsze prace. Wpadamy tu w konflikt między ochroną zabytków, a ochroną przyrody. Wielu ekologów ma za złe miastu i urzędowi konserwatorskiemu, że przy okazji tych prac pewne elementy środowiska ulegają zniszczeniu – mówił.
– Bastiony są budowlami ziemnymi, zbudowanymi przez człowieka. To nie jest naturalny biotop dla zwierząt czy roślin. Podstawowym problemem nie jest już kształtowanie wałów ziemnych tych fortyfikacji. To się robi i należą się za to pochwały. Problemem jest fosa, która zarasta i jest zasypywana śmieciami, a także mury na granicy fortyfikacji ziemnych i fosy. To poważna praca, której nikt nie chce zrobić. Miasto twierdzi, że to Wody Polskie, a Wody Polskie mają dowody, że odpowiedzialne za to jest miasto – podkreślał „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
Strzok został też zapytany o to, czy Jarmark św. Dominika nie niszczy historycznego centrum Gdańska.
– To problem, o którym będziemy rozmawiać z Gdańskiem. Chcielibyśmy, żeby od przyszłego roku handel w okresie jarmarku odbywał się w miejscach, które historycznie były do tego przeznaczone, a więc na placach. Nie powinno się wyłączać ulic. Staramy się chronić ich nawierzchnię, szerokość. Zastawianie ulic budami jarmarcznymi nie jest właściwe. Mam nadzieję znaleźć zrozumienie u władz miasta. Budy jarmarczne powinny stać na placach – ocenił.
ua