Anna Górska to nowa senator z list Paktu Senackiego. Sukces nie przyszedł jednak łatwo, gdyż – jak podkreśla – okręg nr 63, z którego startowała, bywa bardzo wymagający. – Wybory po prostu wygrywa się ciężką pracą, robieniem intensywnej kampanii i to zaowocowało – przyznała.
Co jeszcze trzeba było zrobić, żeby udało się wygrać właśnie w tak trudnym okręgu kaszubskim? O to Annę Górską zapytał Jarosław Popek.
– Od początku słyszałam cały czas informacje o tym, jaki to jest strasznie trudny okręg. Odpowiadałam na to, że nie ma łatwych okręgów. Wybory po prostu wygrywa się ciężką pracą, robieniem intensywnej kampanii i to zaowocowało. Ja tak naprawdę bite dwa miesiące od tego, jak zaczęłam 12 sierpnia zbiórkę podpisów, to poza może trzema dniami, kiedy musiałam dopełnić formalności i spędzić dużo czasu przed komputerem, dzień w dzień byłam w tym okręgu, jeździłam od miasta do miasta, od powiatu do powiatu, od gminy do gminy, rozmawiałam z ludźmi i rozdawałam swoje materiały wyborcze. I to przyniosło efekt, bo wydaje mi się, mam przynajmniej taką teorię, że każda napotkana osoba, to jest kolejnych dziesięć osób, które się dowiadują o tym, że taka osoba kandyduje, że warto się zainteresować, warto oddać głos i to zaowocowało – mówi Anna Górska.
– Tak też zamierzam pracować, będąc senatorem. Po prostu chcę być w tym okręgu. Oczywiście jestem bardzo szczęśliwa z tego wyniku i bardzo dziękuję wszystkim osobom, które na mnie zagłosowały. To prawie 90 tys. ludzi. To jest niesamowite, oszałamiające wręcz. Chciałabym, aby ten wynik w kolejnych wyborach był jeszcze wyższy. Chciałabym udowodnić również tym, którzy nie zdecydowali się oddać na mnie głosu, że jednak warto – dodaje.
POTRZEBA ZMIAN
Jakie znaczenie miał start z Paktu Senackiego, a nie list Lewicy?
– Myślę, że miało to znaczenie. Emocja wyczuwalna w czasie tej kampanii, podczas tych wszystkich rozmów, które odbywałam na ulicach, związana była z chęcią zmiany władzy. Z chęcią tego, żeby demokratyczna opozycja była w jakiś sposób zjednoczona, żeby działała wspólnie, żeby wszystkim, którzy się zmobilizowali, dać zapewnienie, że będziemy w stanie się dogadywać po wyborach. Fakt że był to Pakt Senacki na pewno miał znaczenie, aczkolwiek też nie zawsze było tak, że wszyscy wiedzieli, co to jest ten Pakt Senacki. Trzeba było wykonać dużo pracy, żeby wielu osobom, które nie śledzą codziennie polityki, a naprawdę jest mnóstwo takich ludzi, wyjaśnić, że chodzi o to, że to jest cała demokratyczna opozycja, że jest jedna kandydatura. Jak widać, to też się udało – przyznaje.
WIĘCEJ MANDATÓW, NIŻ ZAKŁADANO
– Ja i cała grupa osób, które mi pomagały robiliśmy to na tyle skutecznie, że rzeczywiście udało się te wybory wygrać. To że Pakt Senacki jest istotny, wskazuje też liczba mandatów, które w Senacie właśnie przedstawiciele Paktu otrzymali. Sześćdziesiąt sześć to jest dużo więcej, niż w poprzednich wyborach. Kiedy odchodziliśmy od tego stołu negocjacyjnego, zakładaliśmy ostrożną liczbę sześćdziesięciu. W bardzo już śmiałych założeniach mówiliśmy o sześćdziesięciu pięciu. Udało się jeszcze dodatkowo zdobyć sześćdziesiąty szósty. To tylko pokazuje, że jednak jest ta chęć chęć zmiany rządu, chęć powrotu do polityki bardziej otwartej na społeczeństwo, polityki która jest też z ludźmi – wyjaśnia Anna Górska.
KAMPANIA WŚRÓD LUDZI
– Wielu kandydatów też robiło taką kampanię jak ja i to nie tylko do Senatu, ale również do Sejmu. Oni też zdobywali mandaty w swoich okręgach. Widać, że to zaowocowało. Na początku się dziwiłam tym, że ludzie widząc mnie w kampanii na ulicy, spotykającą się z nimi i ściskającą dłoń, zdziwieni są, że ktoś ubiegający się o mandat w Senacie przyjeżdża i osobiście rozdaje ulotki czy cukierki. Przez ostatnich osiem lat to był dosyć rzadki widok dla zwykłych mieszkanek i mieszkańców w Polsce, że politycy byli rzeczywiście z ludźmi. Ja bym sobie bardzo życzyła, żebyśmy też tak prowadzili tę politykę przez najbliższą kadencję. Żebyśmy byli bliżej z ludźmi, żebyśmy byli w terenie i żebyśmy odpowiadali na ich potrzeby. One są naprawdę ogromne – zauważa.
Posłuchaj całej rozmowy:
Jarosław Popek/pb