Przed Sopockim Klubem Tenisowym otwierają się nowe możliwości. Trwają treningi, a w przyszłym sezonie wszystko ma już w pełni ruszyć. Wciąż jednak niewyjaśnionych zostało wiele spraw z miastem. Czy sytuację uda się rozwiązać wspólnie z nowym komisarzem Sopotu? Między innymi o to Bartosz Stracewski zapytał Bartłomieja Białaszczyka, prezesa Sopockiego Klubu Tenisowego.
– Zaczynamy dopiero całe szkolenie w tej chwili. Coraz więcej zawodników do nas przychodzi. Wszystko zaczyna nam się bardzo fajnie układać. Rozpoczęliśmy też zajęcia z kardio tenisa, które są nieodpłatne. Zapraszamy seniorów i młodszych ludzi. Zajęcia prowadzi nasza była zawodniczka. Staramy się iść cały czas w kierunku sportowym – wyjaśnia Bartłomiej Białaszczyk.
– Uzyskaliśmy licencję na organizowanie zawodów na terenie SKT, tak że powolutku będziemy już brali udział we wszystkich turniejach i w życiu Polskiego Związku Tenisowego. Myślę, że lato będzie tym czasem, kiedy będziemy mogli zacząć działać. Oczywiście mamy całą masę spraw związanych z budowami i innymi rzeczami. To jest bardzo zaniedbane, ale to jest już jakby inna bajka – dodaje.
WIELOMILIONOWY DŁUG
Jakie możliwości SKT upatruje w postaci komisarza w Sopocie Lucjana Brudzyńskiego? Czy jest jakaś szansa dla klubu chociażby na to, żeby poprowadzić dialog z Urzędem Miasta?
– Mam nadzieję, że to będzie jakaś zmiana i uda nam się te relacje zupełnie inaczej poprowadzić. Staram się umówić z panem komisarzem na spotkanie, a w zasadzie jestem z nim już umówiony. Chciałbym mu przekazać pewne rzeczy. Jest tego dosyć dużo. Mamy duży spór z miastem o 33 miliony złotych. Uważam, że on jest dosyć prosty. To w zasadzie może być tak zwana renta planistyczna, tylko że dla SKT, ponieważ został zmieniony plan zagospodarowania. Jacek Karnowski zrobił to z premedytacją, o czym wielokrotnie mówił. Wiem, że to jest ogromna kwota, więc na ten temat będziemy pewnie rozmawiali – zapowiada prezes Sopockiego Klubu Tenisowego.
– Jest też jeszcze parę innych spraw. Bardzo niepokojącym tematem jest dla nas drugi obieg dokumentów w Urzędzie Miasta, co uważamy za niedopuszczalne. Były takie sytuacje, że dokumenty, które zostały dostarczane, nie były dostarczane przez kancelarię, tylko rzekomo bezpośrednio do urzędników. Jest to według nas niedopuszczalną metodą. Chcę też ten temat z panem komisarzem poruszyć – wyjaśnia Białaszczyk.
Posłuchaj całej rozmowy:
pb