Od wolontariatu do „rzecznikowania” i zarządzania marketingiem. Jakub Piekut z Chojniczanki w JzP

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Gdy Chojniczanka po serii rzutów karnych wyeliminowała Koronę Kielce i awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski, na stadionie przy Mickiewicza 12 polały się łzy wzruszenia. Wśród świętujących był Jakub Piekut – człowiek, który przeszedł w klubie drogę od redagowania nieoficjalnej strony o klubie, przez radiowy mikrofon i medialny „piekarnik” Ekstraklasy, by znów zakotwiczyć w swoim drugim domu.

Chojnice żyją piłką, a w dniu pucharowego triumfu miasto uśmiechało się jeszcze szerzej niż zwykle. W cieniu boiskowych emocji swoją pracę wykonywał Jakub Piekut. Kiedyś  rzecznik prasowy, dziś Dyrektor Marketingu i Komunikacji, a przede wszystkim – jak sam przyznaje – wychowanek trybun, dla którego MKS to coś więcej niż miejsce zatrudnienia.

Zdecydowanie to mój drugi dom. Czasem nawet moja partnerka zastanawia się, dlaczego wolę na Chojniczance dłużej posiedzieć – mówi Jakub Piekut w audycji „Jestem z Pomorza”. W jego głosie słychać jednak powagę, gdy mówi o ludziach tworzących klub. – Pracując dla klubu – w sumie „pracując” to złe słowo, bo ja tego nie nazywam pracą. My próbujemy robić duże rzeczy w bardzo skromnym zespole.

OD MARZEŃ DO BOISKA

Jako nastolatek marzył o grze w piłkę. Trenował w roczniku 94 pod okiem Leszka Chmielewskiego, ale szybko zweryfikował swoje możliwości. – Zagrałem jakieś mecze w Pomorskiej Lidze Juniorów. „Zagrałem” to duże słowo… operowałem na pograniczu bycia w osiemnastce meczowej– wspomina z uśmiechem.

Jego pierwszą miłością, obok futbolu, było radio. Zaczynał w lokalnym radiu robiąc wywiady z zawodnikami. Przełom nastąpił, gdy jego teksty na serwisach kibicowskich dostrzegł prezes klubu Jarosław Klauzo. Piekut, wówczas uczeń technikum, dostał propozycję zastąpienia odchodzącego rzecznika, Szymona Bibika. Początki nie były łatwe, już po miesiącu usłyszał, że „chyba nic z tego nie będzie”, ale wszystko zmienił dwumecz z Legią Warszawa w Pucharze Polski. To był chrzest bojowy na żywym organizmie, który udowodnił, że ma zmysł organizacyjny.

LEKCJA POD JASNĄ GÓRĄ

W CV naszego gościa widnieje jednak nie tylko Chojniczanka. Przez pewien czas odpowiadał za komunikację w Rakowie Częstochowa – klubie ekstraklasowym o zupełnie innej skali wyzwań i presji. Raków, w porównaniu do Chojniczanki, jest bardzo dużym klubem, jest na świeczniku. Tam wystarczyła mała iskierka, by wygenerować aferę – opowiada o kulisach pracy pod Jasną Górą. Przyznaje, że jego początki w barwach „Medalików” były trudne, a kibice bywali surowi. Mimo to, czas spędzony w Częstochowie traktuje jako cenną lekcję i okazję do nawiązania przyjaźni. – Cieszę się, że mogłem coś podejrzeć w tak dużej strukturze.

Powrót i łzy szczęścia

Mimo możliwości pracy na najwyższym szczeblu, wrócił do Chojnic. Dziś, bogatszy o doświadczenia, docenia momenty takie jak ostatni awans w Pucharze Polski. Wspomina, jak Chojniczanka eliminowała Zagłębie Lubin przy pustych trybunach w dobie pandemii. Teraz, gdy mógł cieszyć się sukcesem razem z kibicami na własnym stadionie, emocje wzięły górę.

Uroniłem niejedną łezkę dzisiaj, zatkało mnie. To są chwile, na które się czeka i dla których warto pracować – przyznał.

W rozmowie nie ucieka też od trudnych tematów. Wspomina moment po meczu barażowym ze Skrą Częstochowa, gdy razem z dyrektorem sportowym Dawidem Frąckowiakiem przez godzinę patrzyli w ścianę, nie mogąc uwierzyć w porażkę.

Zapraszamy na rozmowę z prawdziwym pasjonatem futbolu lokalnego, miłośnikiem Chojniczanki, Jakubem Piekutem:

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj