Czy można śpiewać lepiej niż w operze? Włodek Raszkiewicz twierdzi że tak. Dodajmy, że nasz dziennikarz raczej za operą nie przepada. Jednak to co robią Les Femmes powoduje, że śpiew operowy staje się bliski, emocjonalnie przenikający. Cztery wykształcone muzycznie dziewczyny organizują koncerty kameralne gdzie muzyka jest na wyciągnięcie ręki.
Les Femmes, czytaj „le fam”, po francusku oznacza kobiety, organizowanie zespołu zaczęły nietypowo, bo od stworzenia przyjaźni. Joanna i Natalia znały się i lubiły już w latach dziewięćdziesiątych. Jako 10 letnie dziewczyny chodziły w Bydgoszczy na zajęcia chóru parafialnego. Emilia doszła do teamu w czasie studiów na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Joanna śmieje się, że miały na studiach wspólne zainteresowania, bo były na jednym roku dwiema dziewczynami w ciąży. Ale oczywiście podstawą była podobna wrażliwość i zwykła sympatia.
Tak to pięć lat temu trzy wykształcone śpiewaczki i przyjaciółki postanowiły założyć zespół. Joanna Sobowiec-Jamioł (sopran), Natalia Krajewska – Kitowska (sopran) i Emilia Osowska (mezzosopran) pomyślały, że mają na tyle różnorodne głosy, że planowane barwne muzycznie przedstawienia powinny się udać. Do kompletu brakowało tylko akompaniatora. W poszukiwaniach przydał się internet. Długo nie trwało w zespole pojawiła się pianistka Katarzyna Hobgarska-Buja. To też był wybór podyktowany umiejętnościami artystycznymi i porozumieniem bez słów.
Od pięciu lat Les Femmes tworzą kameralne przedstawienia operowe. Najczęściej grają w salach domów kultury, pomieszczeniach historycznych, ale zdarzają się też nietypowe miejsca jak okręt wojenny. – Na francuskim okręcie trzeba było przestawiać śmigłowiec, żeby zmieściła się scena – wspominają. Les Femmes to zespół oparty na przyjaźni dlatego trwa już pięć lat, co w branży uważane jest za spore osiągnięcie. Zwykle takie projekty są doraźne.
Posłuchaj audycji nagranej na próbie Les Femmes: