39 mln na koncie ZUS, z którymi nie wiadomo co zrobić. „W biznesie tak się nie postępuje”

ZUS ma na koncie pieniądze, z którymi nie wie, co zrobić. To składki emerytalne Polaków, po które nikt się nie zgłasza. Co zrobić z tym problemem? Komentowali w Radiu Gdańsk goście audycji Ludzie i Pieniądze.


Gośćmi Iwony Wysockiej byli Małgorzata Tobiszewska, prezes Stowarzyszenia Absolwentów MBA, Piotr Ciechowicz, wiceprezes Agencji Rozwoju Pomorza oraz Jan Zarębski, prezes Gdańskiego Klubu Biznesu.

Według ZUS, od reformy emerytalnej z 1999 r. wpłynęło do niego 39 mln zł, które nie wiadomo do kogo należą – informuje Gazeta Wyborcza. Od czasu reformy pracodawcy mają obowiązek przelewać składki na indywidualne konta pracowników w ZUS. Problem w tym, że robili to z błędami.

– Każdy przelew ma swojego adresata i nadawcę. Wystarczy skontaktować się z nadawcą. W przypadku instytucji państwowych takie sprawy powinno się bezwzględnie wyjaśniać. Jest to uciążliwe, ale możliwe. Być może nadawca przelewu nie zauważył błędu – mówi Jan Zarębski.

– Jeżeli wpływa jakaś kwota, a ZUS nie wie, jak ją zewidencjonować, to normalne, każda firma ma takie problemy. Niezwykłe jest natomiast, że uzbierała się aż taka kwota. Jak działali pracownicy, że wrzucali te wszystkie pieniądze do jednego worka, jak to księgował ZUS? W biznesie się tak nie robi – podkreśla Małgorzata Tobiaszewska.

– Ta kwota nie jest taka duża, w relacji kwot, jakimi operuje ZUS przez ostatnie dwadzieścia lat, to zaledwie promil. Mieści się w granicy błędu – dodaje Piotr Ciechowicz.

SKAZANY KOMORNIK

Komornik i rzeczoznawca, którzy doprowadzili do zajęcia ciągnika nie tej osobie co trzeba, 18 kwietnia usłyszeli prawomocny wyrok. Wydał go Sąd Okręgowy w Olsztynie. W pierwszej instancji skazano ich za przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków przy licytacji majątku przedsiębiorcy z Nidzicy. Poszkodowany przedsiębiorca szacował, że jego majątek – opony, felgi, samochody i części samochodowe – był wart kilka mln zł. Według prokuratury, ruchomości te komornik sprzedał „z wolnej ręki” swoim znajomym, mimo że kodeks postępowania cywilnego wymagał przeprowadzenia publicznej licytacji. W ten sposób – zdaniem śledczych – działał w celu osiągnięcia korzyści majątkowych przez nabywców.

– Bulwersująca sprawa, ale ja bym się bał wszelkich uogólnień. Komornicy to bardzo ważna instytucja zaufania społecznego. Są niezbędni, dbają o interesy pracowników i przedsiębiorców. Sam w swoim doświadczeniu zawodowym wielokrotnie korzystałem z usług komorników, ale to zdarzenie to absolutna patologia, należy głośno o tym mówić – podkreśla wiceprezes Agencji Rozwoju Pomorza.

Małgorzata Tobiszewska twierdzi, że tym bardziej dziwi, gdy osoba zaufania publicznego dopuszcza się takich czynów.
– To jest trudny temat, skrzywdzony człowiek był bezsilny, nie mógł sobie poradzić z wymiarem sprawiedliwości. Ten komornik musiał ponieść surową karę, był recydywistą, już wcześniej w innej sprawie otrzymał podobny wyrok w zawieszeniu. Zawód komornika niewątpliwie jest potrzebny, ale ten człowiek w ogóle nie powinien w nim funkcjonować. Zabrakło mu kręgosłupa moralnego – dodaje Tobiszewska.

– Przedsiębiorcy powinni być chronieni od takich sytuacji. Pozbawienie wolności na 2 lata to surowa kara, ale zakaz wykonywania na zaledwie 5 lat? Ten człowiek, analizując jego wypowiedź z rozprawy, zupełnie nie rozumiał swoich błędów. Powinien zmienić zawód – mówi prezes GKB.

Goście audycji zgodnie przyznają, że ten przypadek może ośmielić osoby, wobec których komornicy nadużywają swoich kompetencji, żeby podjąć walkę o swoje prawa.

DLACZEGO CZĘŚĆ Z NAS NIE SZUKA PRACY?

Przedsiębiorcy od wielu miesięcy narzekają na coraz większe problemy z zatrudnieniem pracowników o odpowiednich kwalifikacjach. To, co dziś jest jeszcze problemem pracodawców, za chwilę może się okazać problemem całej gospodarki. Cieszymy się – i słusznie – z rekordowo niskiej stopy bezrobocia, która według szacunków resortu rodziny i pracy na koniec lutego wyniosła 8,5 procent, co więcej – ponad 13 mln Polaków powyżej 15. roku życia nie pracuje i nie szuka pracy. W tej grupie aż 7,6 mln to ludzie w wieku produkcyjnym (16-64 lata).

– To są osoby, które są zatrudnione na czarnym rynku, lub żyją na koszt państwa i nie chcą podjąć pracy. Projekty aktywizujące podnoszą kwalifikację. Niestety często można spotkać osoby, które kolekcjonują darmowe kursy, po to żeby pracować później na czarno – tłumaczy Małgorzata Tobiszewska. Eksperci dodają, że w przypadku bezrobocia młodych ludzi problem tkwi w złym modelu kształcenia. Niedopasowaniu do rynku pracy.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj