Już wkrótce studia mogą okazać się niepotrzebne, żeby dostać pracę w „amerykańskich gigantach”. 15 topowych firm w USA dołączyło do grona pracodawców, dla których dyplom z uczelni nie jest obowiązkowym punktem w życiorysie. Do takiego rozwiązania przymierza się polski oddział IBM. Czy tym samym tropem pójdą inne firmy informatyczne? – pytała Iwona Wysocka.
Gośćmi w audycji Ludzie i Pieniądze byli Sławomir Halbryt – prezes Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza i SESCOM oraz Artur Kiełbasiński z Radia Gdańsk.
– Nie widzę żadnego powodu, żeby nie miały iść tym tropem. Jest to ogromna sfera działalności kreatywnej, gdzie formalne wykształcenie ma mniejsze znaczenie. Można nabyć pewne umiejętności w innym trybie, w inny sposób. O przyszłość uczelni bym się nie obawiał. Myślę, że podstawową drogą będzie ukończenie studiów kierunkowych. Studia informatyczne będą nadal oblegane, bo będzie to pewna gwarancja uzyskania określonych kompetencji. Częściowe odformalizowanie tego procesu rekrutacyjnego to będzie ścieżka awaryjna dla tych, którzy są wybitni, ale z różnych przyczyn nie chcieli, albo nie mogli studiować. W przemysłach kreatywnych to czy ktoś ma papier, nie ma wielkiego znaczenia – komentował Artur Kiełbasiński.
– Żeby zrozumieć słuszność tego trendu wystarczy spojrzeć na branżę elektryczną. W niej występuje wielu elektryków, którzy nie skończyli studiów, a często są świetnymi fachowcami i bardzo dobrze wykonują swoją pracę. Mimo takiego stanu rzeczy wydziały elektryczne nie zniknęły, a wręcz przeciwnie rozwijają się. Ponadto wiedza jest teraz co raz bardziej dostępna. To co przekazują młodym ludziom wykładowcy na swoich zajęciach, można znaleźć w internecie. Zresztą młodzież mówi, że więcej nauczy się na warsztatach organizowanych przez koncerny, niż siedząc na wykładach. Dlatego też wielu z nich rezygnuje z ukończenia studiów – dodał Sławomir Halbryt.