Zamieszanie wokół współpracowniczki prezesa NBP. Receptą jawna siatka płac?

– To nie służy wiarygodności danej instytucji – tak informację o ogromnych zarobkach jednej ze współpracowniczek prezesa NBA komentuje w naszej audycji ekonomista Stanisław Szultka. 912 tysiące złotych – tyle według ustaleń, między innymi OKO.press, rocznie ma zarabiać bliska współpracowniczka prezesa Narodowego Banku Polskiego – Martyna Wojciechowska. To więcej niż na przykład prezydent Francji.

Czy w instytucjach publicznych – do takich należy NBP – powinny być jawne zarobki? O to gości audycji Ludzie i Pieniądze pytała Iwona Wysocka. Odpowiadali prof. Piotr Dominiak – prorektor PG ds. Internacjonalizacji i Innowacji oraz Stanisław Szultka, niezależny ekonomista.

– W naiwności ducha myślałem, że jest siatka płac, są wymagania kwalifikacyjne i to wszystko działa. Okazuje się, że nie działa i nawet nie jest jawne. To dziwna sytuacja, bo NBP powinien cieszyć się najwyższym zaufaniem społecznym i wszystko, co się tam dzieje, powinno być klarowne. Ukrywanie stawek płac czy wynagrodzeń jest nonsensowne – mówił prof. Piotr Dominiak.

– Czymś innym jest przejrzystość siatki płac w odniesieniu do stanowiska, a czymś innym wynagrodzenie poszczególnych osób. Wynagrodzenie nie zawsze musi być jawne dla wszystkich. Natomiast w takiej sytuacji są procedury kontrolne, w tym wypadku komisje sejmowe, które mają możliwość wyjaśnienia sprawy. Na pewno to nie służy wiarygodności danej instytucji – stwierdził Stanisław Szultka.

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj