Minister rozwoju, Jadwiga Emilewicz, planuje wprowadzić rozwiązanie z myślą o programistach, inżynierach czy informatykach, pracujących w dużych korporacjach, którzy chcieliby przetestować samodzielne prowadzenie biznesu. Ma przypominać urlop macierzyński. Osoba, która uda się na taki urlop, ma mieć gwarancję, że wróci na miejsce pracy, jeśli jej projekt nie wypali – informuje Business Insider. Czy to dobre rozwiązanie? Gośćmi Iwony Wysockiej byli Marek Krzykowski, menadżer AK Construction, były prezes International Paper oraz Artur Kiełbasiński, Radio Gdańsk.
– Usłyszałem wczoraj o tym pomyśle i nie mogę przestać się śmiać, dlatego, że jest on chybiony, mówiąc najbardziej dyplomatycznie. Cenię minister Emilewicz, cenię to, co robi Ministerstwo Przedsiębiorczości, ale ten pomysł jest absolutnie przestrzelony z kilku przyczyn. Po pierwsze, chcemy tak sztucznie, administracyjnie wyhodować sobie jakiś start-up. Tego nie robi się w ten sposób. Żeby one powstały, potrzebna jest głównie pasja i dużo szczęścia, a tego nie da się zadekretować jednym urlopem czy jedną dotacją – ocenia Artur Kiełbasiński.
– Dobry biznes, to są dobre relacje, także między pracodawcą a pracownikiem. Formuła urlopu bezpłatnego – kodeksowa, znana od dawna, w wielu przypadkach, gdy na przykład jeden projekt się już skończył, a drugi jeszcze nie zaczął, jest atrakcyjna dla samego pracodawcy, który w tej sytuacji pozwoli dać pracownikom urlop, aby ci mogli poprowadzić własną działalność. Ja w swojej karierze miałem takie przypadki, kiedy nie byłem w stanie wykorzystać w pełni pracowników i sam proponowałem im, że mogą na część etatu pracować u mnie, a dodatkowo tworzyć swoje przedsiębiorstwa. Zwykle kończyło się to tym, że oni odchodzili ode mnie, bo ich firmy zaczynały działać bardzo dobrze – zdradza Marek Krzykowski.