Jak kolejne obostrzenia wpłyną na gospodarkę? „Działania, które wydawały się skuteczne na wiosnę, teraz niekoniecznie są uzasadnione”

Rząd wprowadza kolejne obostrzenia w walce z epidemią koronawirusa. Jak to wpłynie na gospodarkę i pracowników? O tym w audycji „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka rozmawiała z Tomaszem Rakowskim, współwłaściciel FNX Group, oraz Stanisławem Szultką, ekonomistą, wykładowcą na Uniwersytecie Gdańskim.

– Czy w obecnych uwarunkowaniach strategia rządu może być skuteczna? Tu są wątpliwości z kilku powodów. Po pierwsze, społeczeństwo jest już zmęczone restrykcjami. Po drugie, chyba jednak nastąpiła utrata wiarygodności, że te restrykcje będą skuteczne w długiej perspektywie. Dlatego że cel, jak rozumiem, tej strategii, by przeczekać do wynalezienia szczepionki, chyba się odwleka. A pewność tego, że ona będzie skuteczna, też się obniża. W tym kontekście obawiam się, że ponosimy koszty gospodarcze dalszych ograniczeń, a nie uzyskujemy realnych korzyści w postaci ograniczenia liczby zakażeń i odciążenia służby zdrowia. Koszty ponosimy i obawiam się, że będą rosły – ocenił Stanisław Szultka.

– To nie jest fanaberia rządu, że wprowadza się tego typu ograniczenia, bo one obowiązują i we Francji, i w Czechach. Są kraje, w którym mamy nawet godzinę policyjną, typu Hiszpania czy Belgia. W każdym państwie się to robi z tego powodu, że jest bardzo dużo przypadków zakażeń. W Polsce padł rekord 25 tysięcy przypadków w ciągu dnia. Pozostaje pytanie: co innego można zrobić? Minister zdrowia powiedział wczoraj, że trzeba działać radykalnie, bo służba zdrowia jest na granicy wydolności. O to toczy się walka – zauważył Tomasz Rakowski.

– Trzeba myśleć w dłuższej perspektywie. Działania, które wydawały się skuteczne na wiosnę, myśląc o perspektywie kilku miesięcy, dzisiaj, gdy stoimy przed perspektywą roku lub dłużej, już niekoniecznie wydają się uzasadnione. Żeby zapewnić w długim czasie wydolność służby zdrowia, potrzebne są środki finansowe. Ludność musi mieć dochody, przedsiębiorstwa muszą zarabiać, budżet musi mieć podatki – na to wszystko są potrzebne pieniądze. Jeśli tego nie zapewnimy w dłuższej perspektywie, to wtedy to będą koszty i one się będą przeliczały na życie i umieranie, bo nie będzie za co leczyć – dodał Stanisław Szultka.

– W mojej opinii administracja państwowa jest partnerem w tej trudnej sytuacji. Nie stają tyłem do przedsiębiorców, do problemów, tylko są na pierwszej linii i muszą podejmować trudne decyzje. My możemy sobie teoretyzować w zaciszu naszych domów bez żadnej odpowiedzialności, a tam są ludzie, którzy muszą podejmować decyzje, z jakimi nikt wcześniej się nie mierzył. I później biorą odpowiedzialność za to, że jakieś określone grupy ludzi będą umierały, ktoś będzie tracił biznesy. To wszystko spada na tych, którzy te decyzje podejmują. Uważam, że powinniśmy dostosowywać się do tego, co się sugeruje, i solidarnie jako społeczeństwo do tego podchodzić. Gdy np. restauracje są pozamykane, to wesprzeć jakimś zamówieniem z dowozem czy spróbować poszukać takich rozwiązań, by sobie nawzajem w tym trudniejszym czasie pomagać – powiedział Tomasz Rakowski.

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj