Przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w grudniu wynosiło 5973,75 zł, co oznacza wzrost znacznie powyżej oczekiwań ekonomistów. Co z tego wynika? O tym Iwona Wysocka w audycji „Ludzie i pieniądze” rozmawiała z gośćmi, którymi byli: Artur Kiełbasiński (Radio Gdańsk) i Maciejem Wośko („Gazeta Bankowa”).
– Wzrost średniej płacy dotyczy największych firm powyżej dziewięciu osób. To nie jest cały przekrój gospodarki, to jest przekrój tej części najbogatszej, najmocniejszej kapitałowo, która sobie radzi z pandemią. Po drugie przez cały rok mieliśmy znacznie niższe wzrosty wynagrodzeń, nie było podwyżek, był duża niepewność, natomiast na koniec roku firmy po podsumowaniu, po analizie tego, co się wydarzyło, zdecydowały się wypłacić trochę więcej pracownikom i chwała im za to. Natomiast jeśli ktoś liczy, że GUS takie same dane poda za styczeń czy luty, to się rozczaruje. Od lat grudzień jest najlepszym miesiącem – to podsumowanie roku, premie świąteczne, bony. Dla mnie lepiej stan finansów pracowników oddają takie dane jak mediana – ocenił Artur Kiełbasiński.
– To, co powinno cieszyć, to że przedsiębiorstwa odrabiają „straty” z 2020 roku. Ewidentnie widzimy, że wracają do jako takiego poziomu. Te prawie 6 tysięcy brutto to rekord. Obserwując wyniki GUS-owskie, pomyślałem: no tak, wzrasta średnie wynagrodzenie, bo zatrudnienie jest niższe, w związku z tym te osoby, które zostały na stanowiskach, naturalnie zarabiają więcej, ale spadek zatrudnienia nie jest wielki. Być może to jest też taki trochę efekt psychologiczny w przedsiębiorstwach związany z bardzo jasnym przekazem, że głównym celem tarcz COVID-owych jest utrzymanie zatrudnienia, stąd nie było problemów z wypłatą premii kwartalnych, „barbórek”, grudniowych premii rocznych. To wszystko jakoś tam wpływa na wzrost przeciętnego wynagrodzenia – powiedział Maciej Wośko.