Wydajny system emerytalny to kłopot każdego kraju. „Solidarność” wystąpiła niedawno z propozycją emerytur stażowych – dla mężczyzn po 40 latach pracy, dla kobiet po 35 latach. Czy taka zmiana jest potrzebna i co ona nam da? O to w programie „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka zapytała Marka Lewandowskiego, rzecznika „Solidarności”, oraz Barbarę Rusowicz, ekspertkę HR i konsultantkę SAM Executive Search.
– W systemie emerytalnym, który mamy w Polsce, w ogóle nie powinno być wieku emerytalnego. Każdy z nas dostaje informację z ZUS, ile otrzyma emerytury, jeśli pójdzie na tę emeryturę dzisiaj, a ile, jeśli popracuje rok, dwa, pięć czy dziesięć. Bo niektórzy mają takie warunki pracy, że mogą długo pracować. Jako wolni obywatele powinniśmy podejmować wolne decyzje. Jeśli mam możliwość przeżycia za 300 zł i się na to godzę, to muszę mieć prawo taką decyzję podjąć. Emerytury stażowe to wypełnienie luki, która powstała po likwidacji wcześniejszych emerytur, które były przyznawane z przyczyn warunków szkodliwych lub szczególnych warunków pracy. One zostały zlikwidowane i teraz mamy całą rzeszę ludzi, którzy nawet już od zawodówki pracowali i płacili składki emerytalne, mają więc wypracowane solidne składki – powiedział Marek Lewandowski.
– Wnioskodawcy emerytur stażowych mówili że my, Polacy, żyjemy krócej. Te dane są zatrważające, bo żyjemy krócej o 7-8 lat od np. Szwedów, Norwegów, Hiszpanów, Włochów, Francuzów. I żeby niektórzy ludzie mogli doczekać do tej emerytury, bo umierają tak młodo, to trzeba wprowadzić emerytury stażowe. A więc problem leży gdzie indziej. Skupmy się na tym, żebyśmy byli społeczeństwem zdrowym. Żeby naprawić naszą służbę zdrowia. Ludzie, którzy będą zdrowi, będą pracowali dłużej i będą chcieli pracować. Spójrzmy na osoby w krajach skandynawskich, oni bardzo późno przechodzą na emerytury, a i tak często pracują jeszcze dłużej. Więc jeśli ktoś jest zdrowy i dobrze się czuje, to on nie będzie uciekał na jakąś niską emeryturę zbyt szybko – zauważyła Barbara Rusowicz.