Co jest powodem tego, że polscy pracodawcy nie chcą wysyłać pracowników do pracy zdalnej? Jaki będzie los ustawy o zakazie handlu w niedziele? Czy przychodnie świadczące jedynie teleporady mają szansę funkcjonować? Olga Zielińska w audycji „Ludzie i Pieniądze” rozmawiała na te tematy z Cezarym Maciołkiem, prezesem grupy Progres i Maciejem Miniszewskim z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Zaskakujące dane ujawniły ostatnie sondaże. Wynika z nich, że polscy pracodawcy nie chcą, aby ich pracownicy wykonywali swoje obowiązki zdalnie lub hybrydowo. Aż 80 proc. pracodawców zapowiedziało, że ich pracownicy wrócą do trybu stacjonarnego. Takie decyzje tłumaczą obawą o samopoczucie zatrudnionych.
– Mamy około 16,5 miliona osób aktywnych zawodowo. Szacuje się, że spośród nich zaledwie ok. 20 proc. może pracować zdalnie. To stosunkowo niewielka grupa na skalę kraju, około trzech milionów osób. Trzeba pamiętać, że duża część osób pracuje w firmach produkcyjnych, transportowych, logistycznych, kurierskich czy w służbie publicznej, czyli tam, gdzie możliwość pracy zdalnej jest bardzo ograniczona lub wręcz niemożliwa. Długoterminowo praca zdalna jest niekorzystna zarówno dla pracowników, jak i pracodawców – powiedział Cezary Maciołek.
– Rynek pracy musi w dzisiejszych czasach walczyć o pracownika, zachęcać go nowymi elementami. My wszyscy żyliśmy w powszechnym złudzeniu, że pandemia w pełni uruchomiła cyfryzację i przeszliśmy na pracę zdalną. A tymczasem zaledwie dziewięć proc. przeszło na taki tryb pracy, czyli mniej, niż w innych krajach Unii Europejskiej. A to, że pracodawcy chcą wprowadzać elastyczne godziny pracy i kolejne benefity, z pewnością jest pozytywnym sygnałem. Badania wskazują, że skrócenie tygodnia pracy czy zmniejszenie liczby godzin może przynieść korzyści – stwierdził natomiast Maciej Miniszewski.
Dyskutowano także o tym, czy ustawa zabraniająca handlu w niedziele sprawdza się, czy raczej staje się martwym przepisem? Coraz więcej sieci handlowych i dużych sklepów otwiera się, oferując usługi omijające zakaz.
– Zakaz handlu w niedziele nie staje się co prawda fikcją, ale pewnego rodzaju niedogodnością dla wielu stron. Choćby dla ustawodawcy, bo nagle okazuje się, że są pewne wytrychy wykorzystywane przez sieci handlowe. W konkretnych miejscach, na przykład w miejscowościach nadmorskich, w niedziele otworzyły się sklepy dużych sieci. To po prostu wynik kalkulacji ekonomicznej. Policzono, że to się zwyczajnie opłaca – wyjaśniał Cezary Maciołek.
– Nie chciałbym oceniać, czy handel w niedziele jest zły, czy dobry. Od 20 lat standard życia Polaków stale się poprawia i pieniądze, którymi dysponujemy, gdzieś są wydawane. I na tym zyskują inne branże, jak na przykład gastronomia czy hotelarstwo – dodał Maciej Miniszewski.